Rozdział 21

214 17 12
                                    

Byłem w szoku, że ojciec w końcu postanowił przyjść na grób matki, ale nie ukrywam, że bardzo mi tym zaimponował, bo nareszcie udało mu się przełamać. Z tego, co wiem, ostatni raz zdobył się na to trzy albo może pięć lat temu... Tamtego dnia byłem tu razem z nim. Emocje, jakie towarzyszyły mi tamtego dnia są nie do opisania. Było ich zbyt wiele, aby to wszystko posegregować i odpowiednio nazwać.

Spojrzał mi prosto w oczy, a następnie zamknął w mocnym uścisku, upuszczając na ziemię kwiatowy bukiet.

– Nicolas... Przepraszam, że poświęcałem ci tak mało czasu i uwagi. To moja wina, że to wszystko się wydarzyło.

– Co ty opowiadasz tato? – Zdziwiłem się, jego nagłą wylewnością, której od dawna już nie doświadczyłem. – To, w żadnym stopniu, nie jest twoja wina... – Odsunąłem się od niego i dostrzegłem, że w kącikach jego oczu zaczęły wzbierać łzy.

Nie mogłem teraz poddać się emocjom, musiałem zachować całkowicie zimną krew. Szybko schyliłem się i podniosłem z ziemi bukiet, który wcisnąłem w jego drżące dłonie.

– Skoro je przyniosłeś to, wypadałoby jej je dać, nie sądzisz? Wydaje mi się, że cały czas na ciebie czekała. No i na pewno się z tego ucieszy. – Uśmiechnąłem się delikatnie.

Skinął głową na znak zgody, ale wciąż widziałem, że stara się, za wszelką cenę powstrzymać od płaczu. Odwrócił się na pięcie i ułożył swój bukiet na płycie nagrobnej, bezpośrednio obok tego, który przyniosłem ja. Westchnął ciężko i bez pośpiechu przeżegnał się, patrząc wprost na napis na płycie.

– Witaj Lily... – Usłyszałem jego niski, zduszony głos. – Wybacz mi, że dawno cię nie odwiedzałem, ale nie byłem w stanie. Bałem się. – W tym miejscu się zawahał i odwrócił w moim kierunku. – Bałem się przyznać, przed sobą samym, że jestem złym ojcem, dla naszego syna... A przecież prosiłaś mnie, bym się nim zaopiekował i zapewnił mu dobry dom. Ja zamiast tego, nie mogłem się pozbierać po twojej stracie i musiałem się całkowicie od tego odciąć i znaleźć jakąś formę pocieszenia...

Znów patrzył mi prosto w oczy. Miałem wrażenie, że oczekuje ode mnie jakiejkolwiek odpowiedzi, ale ja miałem w tym momencie pustkę w głowie. Nigdy nie uważałem, że jest złym ojcem. Nigdy bym o nim w taki sposób nie pomyślał, a jednak taka obawa ciążyła na jego sercu i nie dawała mu spokoju do tego stopnia, że nie mógł się zebrać w sobie i przyjść na grób kobiety, której obiecał, że podoła temu zadaniu.

Położyłem dłoń na ramieniu ojca i spojrzałem na grób.

– Mamo, nie słuchaj go, gada głupoty. Zawsze był dla mnie oparciem i na pewno nie jest złym ojcem. Jest przy mnie, kiedy go najbardziej potrzebuje, szczególnie teraz. Nie musisz się o mnie martwić, póki on jest przy mnie...

– Nico... – Chciał zabrać głos, ale szybko mu przerwałem, łapiąc go za przedramię i ciągnąc w stronę wyjścia ze cmentarza.

Kiedy wyszliśmy za bramę, zobaczyłem trójkę ludzi idących w naszym kierunku i od razu rozpoznałem dwójkę z nich. Był to, Tommy wraz ze swoją matką, a trzecią osobą była, zapewne, jego siostra, o której już zdążył mi wcześniej wspomnieć i muszę przyznać, że jest cholernie gorącą laską... Albo po prostu mam słabość do osób z włosami w odcieniu rudego blondu.

Uśmiechnąłem się na ich widok, a zwłaszcza na widok ślicznej buźki Thomasa. Chłopak trzymał w jednej ręce białą lilię, a w drugiej urodzinową kartkę, co wydało mi się dziwne ze względu na miejsce, w które szli, ale co ja tam mogę wiedzieć, i wyglądał na lekko znużonego.

Kiedy ich mijaliśmy, wymieniliśmy się tylko zwyczajowym „dzień dobry" i w sumie nic poza tym, tylko Tommy zaszczycił mnie dłuższym spojrzeniem, i lekko się uśmiechnął. Później odwrócił wzrok i cała trójka, w całkowitej ciszy, weszła na teren cmentarza.

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||Where stories live. Discover now