Rozdział 9

434 30 21
                                    

Zapytałem Nathana, po co, tak właściwie, w tym wszystkim do szczęścia potrzebna była mu Julie. On jednak zaczął się wykręcać i mówić mi, że to nie tak jak mogłoby się wydawać. Powiedział, że ona znalazła się w tym całym zamieszaniu tylko przez przypadek i nie ma tak naprawdę z nim nic wspólnego. Jak twierdzi, po prostu był samotny, a ona akurat się napatoczyła. Tak... oczywiście.

Zastanawiam się czy on faktycznie bierze mnie za takiego idiotę? No nie wydaję mi się, aby mówił mi prawdę. Jego zeznania były tak chaotyczne, że nawet choćbym chciał, to nie jestem w stanie uwierzyć w ani jedno jego słowo. Po prostu nie ma opcji, żeby Julie nie miała związku z tą sprawą. Po prostu nie ma. A ja, mam zamiar dowiedzieć się, jak było w rzeczywistości.

Przez cały dzień męczył mnie taki jadowity kac, że zdecydowałem się nie opuszczać tych czterech ścian, które zwykłem zwać pokojem. Po rozmowie z Nathanem normalnie, jak gdyby nigdy nic, opuściłem jego skromne progi i udałem się do siebie, aby w spokoju rozpocząć proces rozkładu i fermentacji.

Leżałem na łóżku i jak debil gapiłem się w spękaną farbę na swoim suficie. Wydaję mi się, że impreza była udana. Oczywiście pomijając fakt, że schlałem się jak jakiś meneliks i urwał mi się film... Ale tak serio, to niczego nie żałuję. Nareszcie mogłem dać upust moim wynaturzonym rządzom... już nie pamiętam nawet ile razy jeszcze wylądowałem z kimś w tej małej kabinie, w ubikacji. Na pewno była ich, co najmniej trójka... tyle przynajmniej jeszcze mój mózg zdążył zarejestrować, ale czy pozostała dwójka to kobieta, czy mężczyzna, to już boska tajemnica mojego mózgu, który postanowił sobie wziąć wolne.

Wieczór zbliżał się nieubłaganie i chyba w końcu dopadła mnie gastrofaza... Dzisiaj udało mi się zjeść tylko śniadanie i przez resztę dnia leczyłem kaca, rozpuszczonymi w wodzie, czterema paczkami Vibowitu. Największym bólem było oczywiście zwleczenie się z posłania, które wydawało się wciągać mnie do środka, gdzieś daleko, do świata snu. Jednakże nie miałem wyjścia i musiałem zabrać swój zgrabny tyłeczek do kuchni.

Jakoś udało mi się doczołgać do krawędzi schodów i przez chwilę miałem wątpliwości czy na pewno chcę po nich zejść, mając na uwadze to, jak bardzo poobijałem się, kiedy wczoraj po pijaku spierdoliłem się z nich na sam dół.

Wczorajszy wybryk pozostawił na moim delikatnym ciele takie wielkie krwiaki, że aż bałem się ich dotykać.

– Coś się stało? – Zapytała Kate, która stała na dole i przyglądała się mi ze zdziwieniem. – Stoisz i gapisz się na schody, to chyba nie jest normalne...

Nagle oprzytomniałem i zacząłem powoli stawiać kroki na stopniach, co jakiś czas wykrzywiając twarz w grymasie bólu. W końcu udało mi się zejść i stanąć naprzeciwko dziewczynki.

– Nic mi nie jest. Tylko się trochę poobijałem. – Poczochrałem ją po włosach i oddaliłem się w kierunku kuchni.

Ledwo zdążyłem wejść do pomieszczenia, a już od samego rogu oberwałem w twarz kuchenną ścierką. Zdziwiłem się tak ciepłym powitaniem, ale gdy podniosłem wzrok w kierunku, z którego nadleciał przedmiot zobaczyłem, stojących do mnie tyłem, Julie i Nathana. Ona wyglądała na wściekłą, natomiast mina chłopaka pokazywała tylko wielkie wyjebanie na to, co ona do niego mówi. Nie zwrócili uwagi na to, że wszedłem do pomieszczenia, więc kontynuowali swoją rozmowę, a ja postanowiłem ostrożnie wycofać się z powrozem za drzwi i po prostu ich popodsłuchiwać.

– Obiecałeś mi pomóc idioto, a teraz się wykręcasz. Co jest, do cholery, z tobą nie tak!? Nagle ci się odwidziało? – Powiedziała zirytowana, podniesionym głosem.

– Nie zrozum mnie źle, ale po prostu nie jesteś mi już do niczego potrzebna... zrealizowałem swój plan. – Mówił spokojnie, tak jakby w ogóle nie zwracał uwagi na to, że dziewczyna aż tak bardzo przeżywa sprawę, o której rozmawiali.

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||Where stories live. Discover now