Rozdział 15

379 24 17
                                    

Obudziłem się i jak zwykle czułem w oczach ten cholerny piasek! Japierdole, to za chwile stanie się codziennością. Wiedziałem, że nie znajduje się w swoim łóżku, tylko na kanapie w salonie Griffa, przez co jeszcze bardziej wkurwiał mnie fakt, że słabo widzę, a moje ruchy są dosyć mocno ograniczone przez lekkiego kaca, który postanowił mnie nawiedzić...

Podniosłem się do siadu i przypomniałem sobie, że wszystkie swoje ubrania zostawiłem w łazience... W sumie i tak musiałem się tam jak najszybciej udać, ponieważ mój koleżka już postanowił, jak praktycznie co rano, rozbić namiot w moich spodniach... Bycie facetem jest troszeczkę przejebane, jeśli mam być szczery. Z jednej strony fajnie, bo nie ma okresu, można sikać na stojąco, nie zachodzi się w ciąże, ale z drugiej strony, kiedy się podniecisz, to od razu to widać. To już jest akurat, w niektórych przypadkach, słabe.

Wygramoliłem się spod miękkiego, niebieskiego koca, który postanowił przygotować dla mnie, do spania gospodarz tego lokum i ruszyłem do łazienki, aby się ogarnąć i ubrać. Nie wiedziałem, jak ja niby mam iść do szkoły. Przecież nie miałem mundurka, a niektóre z zeszytów, które byłyby mi dzisiaj potrzebne, zostały w domu...

Momentalnie mnie olśniło, że całkowicie zapomniałem o mojej rodzinie. Wyszedłem z pomieszczenia i ponownie usiadłem na kanapie, na której spędziłem noc. Chwyciłem za swoją komórkę, oczom ukazała mi się godzina szósta trzydzieści i dziewięć nieodebranych połączeń wraz z kilkudziesięcioma nieprzeczytanymi smsami.

Teraz było mi strasznie głupio za moje zachowanie... Od razu wybrałem numer należący do mojego taty, a on odebrał już po kilku sygnałach, jakby czekał aż do niego zadzwonię.

– Nico!! Co się z tobą do cholery stało!? – Wykrzyczał do słuchawki, a jego głos brzmiał, jakby naprawdę nie spał całą noc.

– Przepraszam tato... Głupio się zachowałem. – Odparłem skruszony. – Poszedłem wczoraj do klubu i tak się stało, że nie dałem rady wrócić do domu. Wtedy znalazł mnie na ulicy trener z klubu Nathana i zawiózł do siebie...

Kiedy opowiedziałem mu historię, usłyszałem takie jakby głośne westchnienie ulgi, prawdopodobnie spowodowane tym, że nic mi nie jest i, że nikt mnie nie porwał... To znaczy trochę porwał, ale to szczegół.

– Masz zamiar wrócić teraz do domu? – Zapytał już znacznie spokojniej.

– Wydaje mi się, że pójdę, od razu, stąd do szkoły... Ale później wrócę prosto do domu. – Obiecałem mu, na co zareagował aprobującą ciszą. – To cześć. – Powiedziałem i szybko się rozłączyłem.

Bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że wszyscy w domu się o mnie martwili. Nigdy nie znikałem na noc w środku tygodnia. To po prostu było do mnie niepodobne. A do tego ta cała akcja z Nathem... Oni wiedzą, że nie jest w porządku, dlatego martwią się o mnie jeszcze bardziej niż wcześniej.

Nie wiedziałem, o której ma zamiar wstać pan mięśniak, dlatego postanowiłem się odrobinkę rozgościć i zrobić kawę. Rozglądałem się po mieszkaniu w poszukiwaniu kuchni i oczywiście nie było trudno jej znaleźć. Kiedy wygrzebałem z którejś z szafek kubek, usłyszałem otwierające się drzwi z pokoju mężczyzny, który po kilku chwilach znalazł się tuż obok mnie.

– Dzień dobry. – Zacząłem dosyć niepewnie i uśmiechnąłem się delikatnie.

Moja pewność siebie nagle gdzieś uleciała. Nie to, żeby cała, ale jakoś jedna trzecia tego, co miałem wczoraj. Czyli jednak alkohol trochę mi pomagał.

– Dobry, dobry. – Odparł zaspanym i zachrypniętym głosem.

Jego włosy były w całkowitym nieładzie, co sprawiało, że wyglądał teraz tak dziko. Trochę jak taki Tarzan, ale w wersji z krótkimi włosami i taki, który dba o higienę osobistą.

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||Where stories live. Discover now