Rozdział 19

238 15 2
                                    

Miałem ochotę krzyczeć z radości. Świat wydawał się taki piękny, słońce świeciło, ptaszki śpiewały, po prostu raj na ziemi. Byłem taki wdzięczny za werandę, znajdującą się przed domem babci...

Chciałem jej w czymś jeszcze pomóc, ale stwierdziła, że póki co nie potrzebuje mojego wsparcia. Chciała, abym spędził trochę czasu z Thomasem, ale niestety chłopak musiał się dość szybko ewakuować, a ja zostałem sam.

Ciekawi mnie mamo, co byś powiedziała na to, że twój jedyny syn jest takim dziwolągiem... W sumie to, pewnie wspierałabyś mnie we wszystkim. Nawet w tym, że nie potrafię określić, czy wolę kobiety czy mężczyzn...

Trzymałem w dłoniach stary album ze zdjęciami i z uśmiechem wpatrywałem się w młode twarze swoich rodziców. To musiały być piękne chwile. Tylko oni, pośrodku zielonej polany i słonecznego skwaru. To, w jaki sposób mężczyzna spogląda na kobietę... To właśnie miłość. Ich oczy błyszczą radością, a delikatny, letni wiatr rozwiewa ich włosy.

Rozmarzyłem się... Też chciałbym przeżyć tak wspaniałe chwile z ukochaną osobą. Jedyny problem tkwił w tym, że nie miałem takiej osoby. Zauroczenie, a miłość to dwa różne uczucia, stąd właśnie wiem, że daleko mi jeszcze do poznania tego drugiego.

Zamknąłem album i odstawiłem go na stolik, znajdujący się obok. Rozsiadłem się wygodniej na bujanym fotelu i spojrzałem przed siebie.

Dookoła tylko pola i lasy. Cisza otaczająca tę okolicę była niesamowita. Nie mogłem uwierzyć w to, jak wolno płynie tutaj czas. Chyba już wiem, dlaczego mama, ponad wszystko, kochała to miejsce i chciała tutaj często wracać.

Dawno nie czułem się tak zrelaksowany i wyciszony jak dzisiaj. Miałem jeszcze kilka dni na to, aby spędzić je bez rodziny, która ostatnio bardzo dziwnie się na mnie patrzy. A później przyjedzie tu moja siostra i już nie będzie tyle spokoju...

Wstałem z fotela i zszedłem po drewnianych schodach, z werandy. Ruszyłem w stronę lasu, który znajdował się dosyć daleko na horyzoncie. Postanowiłem się trochę przejść, aby lepiej poznać te rejony.

Dookoła nie było żywej duszy, tylko pola kukurydzy i pomiędzy nimi szeroka, zielona miedza, po której kroczyłem, aby dostać się do celu mojej podróży. Im byłem bliżej, tym bardziej myślałem o tym, jak piekielnie nie chce mi się później wracać. Zawsze to samo. Iść gdzieś – spoko. Wracać – masakra.

Wszedłem w zieloną gęstwinę i od razu poczułem przyjemny chłód owiewający moją rozgrzaną skórę. Ponad to, ten niesamowity, charakterystyczny zapach, który wpadł do moich nozdrzy... Coś niesamowitego.

Był to las liściasty, z dużą ilością topoli, kasztanowców i brzóz. Przebijające się, przez ich liście, promienie słoneczne tworzyły na suchej ziemi przepiękne, kalejdoskopowe, jasne plamy, od których nie mogłem oderwać wzroku.

Przemierzałem gaj, wydeptaną ścieżką, która, o dziwo, znajdowała się pomiędzy gęstym krzakami. Wyglądało to tak, jakby ktoś specjalnie udeptał ją w takim miejscu, aby nikt jej nie znalazł, przez co, czułem w środku delikatne ukłucie ciekawości.

Czułem się jak jakiś Indiana Jones, będący na tropie kryształowej czaszki. Nie wiem dlaczego, ale byłem tym wszystkim podekscytowany. To było coś zupełnie innego, nowego i sprawiało mi sporo frajdy. Nagle, poczułem się znów jak małe dziecko, którego najmilszym przyjaciółmi są, podwórko i zabawy w poszukiwaczy przygód.

Mimo wszystko, droga trochę mi się dłużyła, bo ukryć się nie da, nie jestem już małym chłopcem, a poza tym jak wszyscy wiemy, moja kondycja pozostawia wiele do życzenia...

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||Where stories live. Discover now