Na początku wakacji spotkałam przypadkiem swoją znajomą. Z gimnazjum. I się zaczęło. Co tam u ciebie, co studiujesz, gdzie pracujesz itp. itd. Taki standard gdy widzisz człowieka pierwszy raz od czterech lat. W końcu wyszło, że jestem technikiem weterynarii.
- Wow, fajnie, też bym chciała, żeby płacili mi za głaskanie i trzymanie zwierzaków - powiedziała. W pierwszej chwili zbagatelizowałam to i uznałam za żart, niestety potem w rozmowie wyszło, że mówiła serio. 🙂🔫
Tu mogłaby być kurtyna, ale za bardzo nie chciała wierzyć w moją odpowiedź, a dokładniej w krótką wyliczankę tego, co robiłam tamtego dnia w przychodni. No bo przecież tylko wygłaskałam tego rzygającego kota ze sraczką i tego słodkiego rudego, którego nie da się dotknąć jeżeli nie jest w sedacji (rodzaj narkozy), czy bawiłam się z buldożkiem na wziewce (też rodzaj narkozy) w grę "nie daj się ugryźć" i "siedź z tą maską na ryju", albo ze szczurem w "leż grzecznie do RTG i mnie nie gryź", albo świnką morską (tudzież kawią domową) w "daj sobie obciąć pazury, cholero", przecież wycałowałam tego chomika mordercę podczas, gdy wetka, wyciskała kaszaka z jego skóry, a ślady jego całusków zwrotnych goiły się kilka dni na moich palcach.
To chyba lekko zepsuło jej wyidealizowane poglądy na tę pracę. Szczególnie że w tym roku (jak mi powiedziała) specjalnie poprawiała maturę i czeka na wyniki rekrutacji na weterynarię 😳, a najbardziej to by chciała do Olsztyna 😓. Oj.
Nie życzę nikomu źle, ale cieszę się, że się nigdzie nie dostała. Powiedzcie mi szczerze, chcielibyście leczyć swojego zwierzaka u kogoś takiego? (Przy założeniu, że skończy studia, bo to wcale nie jest takie pewne). Wiem, że już od gimnazjum myślała o medycynie, ale weterynaria wcale nie opiera się tylko na leczeniu jej starego labka i ma o wiele szerszy zakres.
Z mojej strony, dałam jej jedynie radę, żeby poszła do najbliższego weta, pomagała mu dzień/tydzień/obojętnie i zobaczyła też tę "mniej" fajną stronę pracy ze zwierzakami. Takie praktyki są obowiązkowe np. w Niemczech i Francji, zanim przyjmą kandydata na wetę.
Na moim roku jest prawie 250 osób, statystyki jasno pokazują, że do szóstego roku dotrwa mniej niż połowa ludzi, a większość odpadnie podczas pierwszego roku. Z kolei moja koleżanka z tech weta, która naprawdę się tym interesuje i od pierwszej klasy pomagała w gabinecie, przez słabiej napisaną maturę nie dostała się na żadną weterynarię w Polsce, pomimo swojej ogromnej wiedzy w tym zakresie.
Moim zdaniem to trochę niesprawiedliwe, że osoba na 100% zdecydowana, żeby podążać tą drogą, przegrała z osobą, która poszła, bo właściwie sama nie wie dlaczego i odpadnie w pierwszym roku, bo nie da rady, a dostała się tylko dzięki jednemu egzaminowi i uzyskanymi na nim punktami.
Uważam to za niesprawiedliwe i krzywdzące.
Ave
YOU ARE READING
Zaufaj mi, jestem technikiem weterynarii
HumorPoznajcie Alicję czyli technika weterynarii z wielkimi aspiracjami na tytuł lekarza weterynarii. Tylko niewielka część populacji wie, co naprawdę robią ludzie związani z weterynarią, dla innych jest to tylko dawanie tabletek na "robaki" i robienie s...