Początek końca

2.7K 121 26
                                    

- Przeczytałam już chyba całą kronikę... Żadnej więcej wiadomości o niej niż to, że odeszła od rodziny.- powiedziałam zrezygnowana

- Ciekawe...- zaczął wujek czytając jakąś książkę

- Co takiego?- zapytałam z nadzieją

- Pisze tutaj, że dziewczyna w wieku jedenastu lat trafiła do rodziny zastępczej, później po skończeniu szkoły wyszła za tak zwaną "dobrą partię". Urodziła dziecko, które ogłoszono martwym. Później urodziła syna, któremu nadano imię James. Podobno od jej prawdziwego ojca. Przez całe życie podpisywała się tylko inicjałami S.S., a po śmierci na jej grobie wyryto jej słowa "Bo nie jest ważne w jakiej rodzinie się urodzisz, a kim będziesz do końca. Ja zawsze byłam wierna tradycji i mimo trudów zawsze znalazłam siłę, aby im sprostać." 

- Znam te słowa.- powiedziałam zaskoczona - Jak dobrze pamiętam moja ciocia, znaczy siostra dziadka często używała tych słów mówiąc, że jeśli spełni się to o czym mówią przeżyje się godne życie. Szkoda tylko, że zmarła po tym jak skończyłam 5 lat.- powiedziałam smutno

- Twoja ciocia?- zdziwił się- Jak miała na imię?

- Ana... To imię towarzyszy mojej rodzinie od pokoleń.- powiedziałam dumnie

- Ana...- zamyślił się i podszedł do jakiegoś regału wyciągając starą księgę

Położył ją na stole przede mną i otworzył na pierwszych stronach, gdzie był podpis autora. Ana Slytherin. Spojrzałam na zdjęcie umieszczone na tyle książki. To ona! To była moja ciocia! 

Szybko spojrzałam na tytuł... "Ja i moje życie w świecie kłamstw..." W sumie to dziwne... Nie żeby coś, ale moja ciocia miała najlepiej w naszej rodzinie. Mogła w sumie wszystko, a jej mama nigdy jej nic nie zabroniła, tak jakby nie chciała, aby czuła się przytłoczona. Szkoda, że najwyraźniej nikt w mojej rodzinie nie czuł się wolny. 

Z ciekawości zaczęłam czytać, jak się okazało, biografię mojej cioci.

- Urodziłam się... W sumie nie wiem kiedy. Moi "rodzice" podają datę moich urodzin jako datę znalezienia mnie na progu własnego domu. Tak zgadza się. Nie jestem biologicznym dzieckiem swoich "rodziców". Łączy mnie z nimi jedynie nazwisko, które przekazała mi moja mama. Tak dokładnie... Moja mama miała na nazwisko Slytherin. Dokładnie to nazywała się Selena Slytherin. Może to dla was wydać się dziwne, ale ona naprawdę istnieje. Pogłoski, które chodziły o drugim dziecku moich rodziców były prawdą. Mieli córkę i syna. Niestety córka im zawadzała, więc ją oddali. Później wyszła za mąż i urodziła mnie. Dała mi na imię tak samo jak miała jej mama. Jak skończyłam 11 lat i trafiłam do szkoły mojego pradziadka postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o moim pochodzeniu. Poszłam do biblioteki i zaczęłam przeglądać kroniki szkolne. Nigdzie nie było o niej mowy, więc podeszłam do miło wyglądającej bibliotekarki. Stała do mnie tyłem, więc nie było szans, że mnie wcześniej by zobaczyła. Zapytałam ją o Selenę najmilszym głosem jaki potrafiłam stworzyć, wtem ona szybko odwróciła się w moją stronę, dotknęła mojego ramienia i przeniosła nas do gabinetu mojego pradziadka. Staruszek siedział zmęczony już życiem na swoim ukochanym, skórzanym fotelu. Przywitałam się jak na damę przystało i stanęłam patrząc się wprost na kobietę koło mnie.

- Ta panienka użyła nazwiska, którego nikt nie miał znać.- powiedziała zła?

- Spokojnie... Nie widzisz podobieństwa?- dziadek lekko się zaśmiał, a kobieta spojrzała na mnie zaskoczona

- To już minęło 11 lat?- złapała się za głowę i usiadła na fotelu koło dziadka

- Nie żeby coś, ale... Minęło 11 lat od czego?- zapytałam

- 11 lat odkąd trafiłaś pod nasze skrzydła kochana.- powiedział spokojnie dziadek- Nigdy nie można było ukryć twojego podobieństwa do matki. Ten sam charakter i temperament. Żadna z was nie potrafiła wtopić się w tłum, dlatego nie dziwię się, że w pierwszy dzień szkoły trafiacie od razu na siebie.- zaśmiał się

- Że co?! To ma być niby ta słynna Selena Slytherin, o której krążą jedynie plotki? To ona jest niby tą, która nigdy się nie urodziła?- usiadłam z wrażenia

- Nie przesadzasz trochę?- zaśmiała się kobieta

I w sumie dopiero teraz zwróciłam na nią większą uwagę. Wysoka, postawna kobieta w średnim wieku. Włosy długie, zadbane, kruczoczarne. Oczy zielone tak bardzo, że gdy ogień oświetlał jej bladą twarz, zieleń jej oczu raziła przeciwnika. Policzki lekko zaróżowione, prawdopodobnie od zmęczenia. Wyglądała jak istny anioł. Jakby nie to, że ma męża pewnie miała by setkę adoratorów nawet w taki wieku.

- Masz rację dziadku.- zaczęła- Dopiero teraz widzę podobieństwo i z tego co widzę dobrze, że ją oddałam. Ona jest idealna. Doskonale wpasowuje się w opisy o naszym rodzie.

- Masz rację dziecko. Ale nie zapominaj jaka na niej ciąży odpowiedzialność. Będzie musiała zmagać się z tym, od czego ja próbowałem cię chronić. Nadchodzą ciemne czasy. Ktoś będzie musiał uratować nas wszystkich i to będzie zadanie, które spełni kolejna z rodu, a nazwą ją Selena Slytherin....

Nie wierzę... Salazar już dawno wiedział co się będzie działo. On wiedział, że ktoś będzie musiał być na tyle silny. On wiedział, że to będę ja.

- To co zrobisz z tą wiadomością?- zapytał wujek

- Wracam na dwór. Tam spotkam się ze znajomymi i napiszę do Harrego. Pora, aby Voldemort stał się taki jak go opisywali. Martwy...



*******



Dni mijały szybko, a ja coraz bardziej byłam pewna powodzenia swojego planu. Spotkałam się z Harrym w zamku i tam pomogłam mu w poszukiwaniu ostatnich horkruksów. Kiedy byliśmy coraz bliżej pokonania mojego wujka miałam coraz większe obawy. A co jeśli to ja będę musiała go pokonać i umrę podczas, gdy Harry zbierze siły na zadanie ostatniego ciosu? Nie mogłam dopuścić do tego, aby ktoś rozpaczał po mnie. Zebrałam wszystkich, których mogłam, w pokoju życzeń i stanęłam na środku sali. No to pora na ostatnią przemowę jaką kiedykolwiek powiem. Mam nadzieję, że chociaż trochę doda tym ludziom otuchy w tak czarnych dniach.

- Wiem, że każdy z was spodziewa się tego co nieuniknione. Nauczyciele z pewnością mają plan, aby chociaż przez jakiś czas nas bronić, ale każdy wie, że walka z nimi jest nieunikniona.- westchnęłam- Musimy współpracować. Razem jesteśmy silniejsi. Nikt nie da nam rady, nawet ten okropny Voldemort. Tak! Nie bójmy się tego powiedzieć! To my go pokonamy wspólnymi siłami! To my zapiszemy się na kartach historii. Jesteście ze mną?

Nagle wszyscy zaczęli wiwatować i skandować moje imię. Mogłam tego słuchać z uśmiechem na ustach, ale nie było mi to dane. Poczułam nagle bolący znak. To był sygnał dla mnie, że pora wracać do domu. Wuj mnie oczekuje...



**************

Hejka! I jak się podobało moje kochane Aniołki ? Wiem, że trochę późno, ale musiałam załatwić parę spraw związanych z pracą... Chyba rozumiecie, że został jeden rozdział tej opowieści prawda? No dobra... Dwa, bo jeszcze epilog. Ale pamiętajcie, że tworzę już nową opowieść razem z jedną z czytelniczek sunn__shinee_ (nie wiem czemu nie mogę oznaczyć) 💖 Mam nadzieję, że będziecie czytać ją tak chętnie jak tą 💖💖💖


Liczę, że powtórzycie wynik z ostatniego rozdziału! 15 gwiazdek. Wierzę w was 💖

Dzięki za wszystkie:
- czytanie 📖
- gwiazdki 🌟
- komentarze 📝

Pozdrawiam Anielica 💖💖💖

Wredny Aniołek || Draco MalfoyWhere stories live. Discover now