-Wszystko ze mną w porządku mamo.- zapewniłam ją. - Luke pomaga mi jak może.- na wspomnienie blondyna, brunetka odwróciła wzrok w stronę korytarza gdzie przed chwilą krzątał się chłopak. 

-Dobrze, że go masz.- przyznała nieco spokojniejsza.

Odetchnęłam z ulgą. Hemmings chyba nawet nie wie jak samą swoją obecnością pomaga nie tylko mnie, ale też mojej mamie, która dzięki temu wie, że mam oparcie w trudnej sytuacji. 

-Też się z tego cieszę. - przyznałam, podnosząc się z kanapy razem z nią.

Odprowadziłam mamę do schodów i obserwowałam jak wchodzi na górę, a gdy była już na samym ich szczycie zapewniłam ją dodatkowo, że przecież damy sobie z tym radę, na co kobieta uśmiechnęła się lekko i przytaknęła.

Cichy trzask drzwi jej sypialni upewnił mnie w tym, że faktycznie poszła się położyć, dlatego, korzystając z okazji, postanowiłam porozmawiać z Luke'm.

Blondyna jednak nigdzie nie było, natomiast drzwi wejściowe pozostawały lekko uchylone. Westchnęłam ciężko, pewna, że Luke już sobie poszedł i po prostu nie domknął drzwi, ale on cały czas tam był.

Siedział na schodkach przy drzwiach wejściowych opierając łokcie na kolanach. W jednej ręce trzymał papierosa, a w drugiej zaciskał materiał bluzy.

-Myślałam, że już sobie poszedłeś.- odezwałam się, siadając obok niego.

Luke zerknął na mnie, a następnie ruchem głowy wskazał na duże metalowe kubły na śmieci.

-Wyrzuciłem śmieci....A co z twoją mamą?- zapytał.

-Chyba śpi.- odparłam. - Powinna odpocząć i ty zresztą też.- dodałam, wbijając w niego swoje spojrzenie.

Blondyn zaśmiał się pod nosem co jedynie bardziej mnie zdenerwowało.

-Mówię poważnie, Luke. Już wystarczająco mi pomogłeś, jutro musimy iść do szkoły, nie wyśpisz się.- mówiłam, a on spojrzał na mnie zaskoczony.

-Serio chcesz tam jutro iść?- zdziwił się.

Zacisnęłam mocno wargi. Teraz może to zabrzmiało dziwnie, ale jaki sens miało wieczne ukrywanie się? Ludzie będą mówić tak czy inaczej. Co z tego czy wrócimy jutro czy pojutrze?

-Tak.- odparłam pewnie.

Nie był przekonany, ale ostatecznie mi przytaknął.

-Przyjechać po ciebie jutro?- zapytał podnosząc się z zimnej posadzki.

Wzruszyłam ramionami.

-Nie wiem czy nie będzie lepiej jeśli się przejdę.- mówiłam lekko markotnym i zmęczonym tonem głosu.

-Jak chcesz, Carter. Do jutra.- pożegnał się i odszedł w stronę furtki.

-Do jutra. - odpowiedziałam mu i odprowadziłam go wzrokiem.

Trochę się zawiodłam, że pożegnaliśmy się tak...oschle? Tak to dobre określenie. Nie mogłam go jednak winić. Wiedziałam, że czuł się nieco zmieszany po tym całym dzisiejszym dniu.

Podniosłam się powoli i odwróciłam w stronę drzwi, otulając dodatkowo buzą, gdy wieczorny wiatr zawiał mocniej. 

Już miałam naciskać na klamkę, kiedy poczułam mocne szarpnięcie za ramię, przez które odwróciłam się przodem do napastnika, a moje ciało przylgnęło do drewnianej powłoki drzwi.

Zaskoczona otworzyłam szerzej oczy, lecz uspokoiłam się gdy zobaczyłam, że to Luke. 

Chłopak ułożył dłonie na drzwiach po moich obu stronach i zbliżył się do mnie.

Zobaczyłam jeszcze tylko jak uśmiecha się w ten swój typowy łobuzerski sposób, który równocześnie uwielbiałam i nienawidziłam.

-Zapomniałeś czegoś?- zapytałam niepewnie.

-Po prostu nie dostałem pewnej rzeczy.- powiedział, nie przestając się uśmiechać.

-Czego?- szepnęłam zdezorientowana.

Blondyn złapał mnie za policzki i lekko potarł swoim nosem i mój.

-Ciebie, Carter.- odparł, a zrobił to w taki sposób, że przeszły mnie dreszcze.

Luke zbliżył się do mnie i już miał złączyć nasze usta kiedy zauważyłam za jego plecami postać w oknie domu naprzeciwko.

Sąsiadka.

Kto jak kto, ale Pani Snow była pierwszorzędną plotkarą, a ponieważ moja rodzina zapewne jest ostatnio na językach sąsiadów.

Odepchnęłam lekko chłopaka i pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi na jego zdziwiony wyraz twarzy.

-Chyba jednak nie chcę się dodatkowo narażać.- uśmiechnęłam się do niego przepraszająco spogladając na dom naprzeciw.

Wzrok chłopaka powędrował w tym samym kierunku.

-Cholerne babsko.- skomentował zrezygnowany.

Wywróciłam oczami obejmując go krótko na porzegnanie.

- Do jutra, Hemmings.

-Do jutra, Carter.

His fault L. Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz