Part 13

440 21 4
                                    

Bella

-Carter naprawdę robisz się coraz bardziej wkurwiająca!- blondyn złapał się za głowę, gdy już kolejny raz pod rząd zaczęłam się śmiać z samego faktu, że ja naprawdę weszłam do tamtego jeziora, a przeraźliwy i wręcz paraliżujący strach częściowo zniknął.

Byłam z siebie dumna, ponieważ nie uciekłam ani nie pobiłam w panice Luke'a, ale też byłam bardzo wdzięczna chłopakowi, bo to on się w dużym stopniu przyczynił do tego co się stało.

-Po prostu się cieszę.- odparłam, podskakując obok niego w drodze przez las do motelu.

Blondyn wciągnął gwałtownie powietrze przez nos, ukazując swoją frustrację i słabe nerwy.

-Wytłumacz mi proszę jak to jest możliwe, że jednak ci pomogłem?- zapytał z przymkniętymi oczami.

Zaśmiałam się cicho, choć nie powinnam.

-Czasem ludzie po uderzeniu w głowę mają różne dziwne odruchy.-wyjaśniłam, uspokajając się.

-Więc wszystko jasne.... Ty i ja dostaliśmy czymś ciężkim w głowę i teraz ja mam dzień dobroci, a ty zachowujesz się zupełnie inaczej niż zwykle.- wywrócił oczami.

Przystanęłam chwilowo, by szybko przeanalizować jego słowa, po czym ponownie ruszyłam krokiem równym co on.

-Inaczej? To bardzo źle? W sensie... myślałam, że denerwuje cię moją nieśmiałością, a przynajmniej takie wrażenie odniosłam przez te wszystkie lata.- powiedziałam, powracając do mojego codziennego speszonego tonu głosu.

Luke zwolnił trochę, lecz nadal na mnie nie spojrzał chociaż wiem, że myśli nad odpowiedzią na moje pytanie.

-Nie mam pojęcia. Jesteś specyficzna tak samo jak ja. Ty sama w sobie jesteś jedną wielką specyfiką, a ja nie umiem przekonać się do żadnej twojej wersji, choć wydaje mi się, że jeśli miałbym wybierać to wolałbym tę spokojniejszą, codzienną Carter.... To raczej moja kwestia przyzwyczajenia.- odparł, dobierając słowa w dopracowany sposób, nawet jego przerwy w mówieniu, czy zająknięcia spowodowane przejęzyczeniem zdawały się przewidziane i kontrolowane przez jego umysł.

Nie sądziłam, że jakakolwiek wersja mnie będzie dla niego lepsza. Jak do tej pory wydawało mi się, że jestem zwykłą Bellą Carter, która tak po prostu sobie żyje i nic specjalnego nie robi, więc praktycznie to w ogóle nie musi istnieć.

Ścieżka leśna zaczęła się kończyć, a drzewa już nie rosły tak gęsto jak jeszcze kilka metrów dalej, więc mieliśmy idealny widok na cały obiekt motelu.

-Od momentu przekroczenia tamtej bramy zachowuj się tak jak gdyby nic się nie stało.- po raz kolejny dał mi do zrozumienia, że wolałby aby nikt się nie dowiedział o tym, że z nieznanych dla mnie przyczyn on mi pomógł przełamać mój największy strach... choć tak szczerze to woda nie jest moim jedynym koszmarem na jawie.

Przeszliśmy ostatnie kroki w kierunku bramy, która była zamknięta, a przez swoją starość otwarcie jej było trochę trudne.

-Podobno pani Cooper organizuje dla nas wieczorem ognisko...- odezwałam się, ponieważ chciałam przerwać tę chwilową ciszę miedzy nami.

Blondyn, przerwał próbę otwarcia bramy i odwrócił wzrok w moją stronę.

-Tylko mi nie mów, że ognia też się boisz.- powiedział zrezygnowany.

-Co? Nie! Chodziło mi po prostu o to, że coś takiego w ogóle będzie...- przerwałam w chwili gdy zdałam sobie sprawę z tego jak bezsensowne było to co powiedziałam.

His fault L. Hemmings Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon