Part 34

258 20 4
                                    

Luke

Kompletnie się nie kontrolowałem. Waliłem pięściami gdzie popadło, nie zważając na to, że ten facet był pijany, jego ruchy były ograniczone przez to, że leżał na podłodze, a wszędzie wokół niego, na jego twarzy, ubraniach i podłodze była krew. 

Wściekłość i obrzydzenie mną zawładnęły i nie mogłem się opanować. Kiedy patrzyłem na tego faceta nie widziałem nic innego niż zwykłego bezwartościowego śmiecia.

Uderzyłem go ostatni raz pięścią w twarz i już teraz stracił przytomność, a jak dysząc ze wściekłości i zmęczenia podniosłem się powoli ze wzrokiem wbitym w tego chuja.

Odwróciłem się powoli i momentalnie cała wściekłość ze mnie wyparowała. Na jej miejsce weszły ogromne pokłady smutku i bezsilności, a to przez sam widok bezradnej i kompletnie podłamanej Carter, która nawet na milimetr nie ruszyła się z miejsca.

Nabrałem głośno powietrza do płuc przeczesując nerwowo swoje potargane włosy.

-Carter?-zacząłem, ale ona zdawała się  mnie nie słyszeć, w każdym razie nawet na nie nie spojrzała.

Podszedłem do niej powoli, dotykając lekko jej ramienia jednak ona niemal od razu wzdrygnęła się niespokojnie i spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem zaczerwienionych od płaczu oczu.

Co ten cholerny skurwiel ci zrobił?

Ja sam też nie wyglądałem jakoś rewelacyjnie. Kompletnie roztrzęsiony i wkurwiony do granic możliwości...to pierdolony cud, że w ogóle się opanowałem i przestałem go bić.

-Musimy iść z tym na policję.- dodałem.

Dziewczyna prędko pokręciła głową z lekką paniką, zaciskając mocno pięści.

-Nie.- szepnęła.- Nigdzie nie pójdę.

Wypuściłem głośno powietrze z bezradności i wściekłości jaką teraz czułem. Nie mogłem pozwolić na to aby to wszystko uszło na sucho temu skurwielowi.

-Słuchaj Carter, nie możesz tego ukrywać...-zacząłem, wyciągając rękę w jej stronę, lecz nim zdążyłem ułożyć rękę na je ramieniu, ona szybko wycofała się, odwracając swój wzrok.

-Ja nie chcę opowiadać na jakimś przesłuchaniu o tym co się wydarzyło ludziom, dla których to będzie zwykła formalność...-mówiła, po czym otarła wierzchem dłoni swoje mokre od łez policzki.- Nie...nie chcę złamać serca mojej mamie.- szepnęła, kierując niepewnie swój wzrok na mnie.

Na zmianę otwierałem i zamykałem swoje usta aby coś powiedzieć, ale nie miałem bladego pojęcia co w takiej sytuacji będzie stosowne. Miała całkowitą rację...jej ojczym zapłaci za jej krzywdę, ale moja zacięta chęć zniszczenia go nie mogła się równać z tym co ona czuła, z tym jak bardzo teraz cierpiała. Nawet nie umiałem sobie tego wyobrazić.

-Spakuj najważniejsze rzeczy i chodź ze mną.- powiedziałem poważnie, tonem głosu, który jasno pokazywał, że nie przyjmuję odmowy.

Carter spojrzała na mnie zaskoczona.

-Jak to?- spytała cichym, niepewnym głosem.

-Zrób to Carter. Zaufaj mi.- prosiłem.

Brunetka przez chwilę stała w bezruchu, jednak ostatecznie zacisnęła mocno wargi i przytaknęła krótko, po czym wyciągnęła spod łóżka spory plecak, do którego zaczęła wkładać różne rzeczy.

Ja tymczasem powróciłem do jej ojczyma. Facet leżał nieprzytomny na podłodze z tyłkiem na widoku. Waliło od niego alkoholem na odległość tak bardzo, że od samego odoru chciało się rzygać, już nie mówiąc o tym jakie odczucia wywoływał we mnie widok tego człowieka. To był pierwszy raz kiedy całkowicie poważnie i bez żadnych wątpliwości mogłem powiedzieć, że kogoś nienawidziłem z całego serca i jednocześnie brzydziłem się nim.

His fault L. Hemmings Where stories live. Discover now