Rozdział 10- Czas Ataków

2.7K 99 49
                                    

Powrót do Hogwartu

Powrotna jazda pociągiem okazała się zadziwiająco nudna. Ku rozczarowaniu Harry'ego i jego przyjaciół nawet Malfoy nie złożył im zwyczajowej wizyty. Jasne, Malfoy był dupkiem i idiotą, ale jego tradycyjne odwiedziny zawsze jakoś urozmaicały podróż.

W pewnym momencie Ron zapytał Harry'ego czy nie ma ochoty rozegrać z nim partii czarodziejskich szachów. Harry odparł, że ma pomysł na coś ciekawszego. Twarz Rona rozjaśnił uśmiech i pokiwał z ochotą głową. Trącił Neville'a w ramię. Trójka młodych mężczyzn wymieniła spojrzenie w całkowicie bezgłośnej, pierwotnej samczej komunikacji, która jednak była dla nich całkowicie jasna. Dziewczyny, pogrążone w lekturze, były zupełnie nieświadome nadchodzącego niebezpieczeństwa. Na jakiś niewidoczny sygnał każdy z mężczyzn wyrwał książkę z rąk swojej dziewczyny i zaczął ją całować. Dziewczyny były zupełnie zaskoczone. Hermiona próbowała nawet przez moment protestować, ale Ron sprawnie ją uciszył. Ginny błyskawicznie przeniosła się na kolana do Harry'ego. Wkrótce pozostałe dwie dziewczyny przesiadły się na kolana swoich chłopaków.

Od drzwi dobiegł cichy chichot, choć nikogo nie było widać… Harry na moment oderwał się od Ginny i powiedział:

- Nie teraz, ciotuniu… Jesteśmy zajęci!

Machnięciem ręki zamknął drzwi i zaciągnął zasłony. Błyskawicznie wrócił do swojej wyjątkowej rudowłosej czarownicy, myśląc: To znacznie lepsze niż wizyta Malfoya!

Nie usłyszał syku za drzwiami:

- Nie nazywaj mnie ciotunią!

Tak naprawdę pragnął z całego serca, by pozostali opuścili przedział, by mógł w nim zostać sam na sam z Ginny. Robiła z nim takie rzeczy, które poważnie testowały jego wytrzymałość. Byłaby naprawdę szczęśliwa, gdyby wiedziała, jak bardzo go rozpala!

Po kilku godzinach dotarli do Hogwartu. Chłopcy wyglądali na oszołomionych, a dziewczęta uśmiechały się z dumą.

Gdy uczniowie kończyli wieczorny posiłek, profesor Serena Snape podeszła do Harry'ego i Ginny i spytała czy może dołączyć do nich na chwilę przy stole Gryffindoru. Uśmiechnęła się, widząc ich zaskoczone spojrzenia. Nie zdarzało się, by nauczyciel dosiadał się do uczniowskiego stołu!

Harry otrząsnął się trochę szybciej niż pozostali i wymamrotał:

- Eee… jasne, zapraszamy, pani profesor!

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widząc jak się speszył, ale usiadła przy nich i postanowiła przejść od razu do rzeczy.

- Harry, nie chcę, żebyś wiązał z tym zbyt wielkie nadzieje, ale przygotowałam maść, która, jeśli się nie pomyliłam, powinna zablokować większość bólu pochodzącego z twojej blizny. Niestety nie miałam jak tego przetestować, póki nie wróciłeś. Ta maść jest stworzona na bazie twojej krwi, więc nie zadziała dla nikogo innego. Dla pewności zrobiłam wystarczająco dużo, by starczyło ci na kilka lat. Nakładasz to bezpośrednio na bliznę i obszar wokół niej. Nie jestem pewna jak długo będzie działać, więc na razie rób to dwa razy na dobę. Pamiętaj, jeśli się wykąpiesz, będziesz musiał nałożyć ją ponownie.

Harry wpatrywał się w mały słoiczek w jej dłoni, jakby był wypełniony klejnotami. Drżącymi rękami wziął od niej maść. Ujęła go delikatnie pod brodę i uniosła jego głowę, by móc mu spojrzeć w oczy.

- Harry – odezwała się delikatnie. – To może nie zadziałać, albo nie zablokować całego bólu. Pamiętaj o tym podczas testów, dobrze? Jeśli będziesz miał jakieś problemy, albo to nie zadziała, daj mi znać najszybciej jak to będzie możliwe.

Armia Dumbledora Où les histoires vivent. Découvrez maintenant