Tymczasem W Hogsmeade

2.1K 114 31
                                    

Harry, Ginny, Ron, Hermiona, Neville i Luna wypadli z Trzech Mioteł. Ulicą biegł tłum, a za nim podążali dementorzy. Harry poczuł lód w żyłach, napełnił go sprawiedliwy gniew. Spojrzał na Ginny, wyrzucił rękę przed siebie i krzyknął:

- EXPECTO PATRONUM!

Rogacz wypadł z jego różdżki, atakując najbliższego dementora. Hermiona poszła za przewodem Harry'ego i przywołała swojego Patronusa. Duża wydra popędziła w dół ulicy, przeganiając kolejnego dementora. Ginny, która nigdy nie zdołała przywołać pełnego Patronusa, tym razem wystrzeliła pięknego lisa. Patronus Luny okazał się ćmą.

Ron wystrzelił pasa, a Neville niedźwiedzia.

Uczniowie znajdujący się miasteczku nabrali odwagi na widok Harry'ego i jego przyjaciół i rzucili własne Zaklęcia Patronusa. Wkrótce na drodze zaroiło się od wszelkiego rodzaju stworzeń, niemal jak w osobliwym, jarzącym się ZOO. Były wśród nich króliki, kaczki, koty, wszelkie rodzaje ptaków, nawet mysz i wąż! Dementorzy byli spychani w tył. Harry przepchnął się do przodu, krzycząc by ludzie schronili się za uczniami i ich Patronusami. Ku swojemu przerażeniu spostrzegł małą dziewczynkę, nie starszą niż pięć lat, która leżała rozciągnięta na ziemi. Nad nią wisiał dementor, gotowy do wyssania jej duszy przez pocałunek.

Harry poczuł, jak coś w nim pęka! Jego oczy zapłonęły i spowiła go poświata. Różdżką wciąż kontrolował Rogacza, ale wyciągnął drugą rękę w stronę dementora grożącemu małej dziewczynce. Z jego ręki wystrzelił snop jasnego światła, który trafił potwora w plecy. Nieludzkie wycie słychać było w całym Hogsmeade, z dementora zaczął unosić się dym. Światło stawało się coraz jaśniejsze. Harry musiał zamknąć oczy, by nie oślepnąć. Wycie nagle urwało się, a wyczerpany Harry opadł na kolana.

Ron, Neville i Ginny przypadli do boku Harry'ego. Pozostali dementorzy się wycofali. Ron pomógł Harry'emu wstać. Ginny zarzuciła sobie jego jedną rękę na ramiona. Rozległy się pyknięcia, gdy nauczyciele zaczęli aportować się w ich pobliżu.

Fred Weasley pojawił się przed Harrym. Krzyknął coś do niego, ale zmęczony umysł Harry'ego absorbował to bardzo powoli.

Remus? potrząsnął głową. Remus jest ranny? Tonks potrzebuje Skrzydła?

- Pomóżcie mi wejść za ten budynek. potrzebuję kilka minut. Fred, idź na Grimmauld Place i upewnij się, że w pokoju nie będzie nikogo poza Tonks, tobą i Georgem. Gin, Hermiono, zatrzymajcie nauczycieli. Dajcie mi proszę pięć minut – błagał niemal ze łzami w oczach.

Ginny chciała się sprzeciwić. Harry był wyczerpany, ale Remus był dla niego ważny. Przygryzła dolną wargę i z wahaniem pokiwała głową.

Ron i Ginny pomogli Harry'emu schować się za Trzema Miotłami. Gdy tam dotarli, puścili go. Harry zatoczył się i zmienił w Skrzydło. Machnął skrzydłami, uniósł się w powietrze i zniknął w rozbłysku ognia.

W salonie na Grimmauld Place napięcie sięgało zenitu. Tonks nerwowo krążyła po pokoju. Fred pojawił się i zapewnił, ze Harry jest już w drodze. Miał właśnie powiedzieć Tonks o ataku na Hogsmeade, gdy w kuli ognia pojawił się czarny feniks.

Remus był blady. Oddychał, ale bardzo płytko. Tonks i Fred obrócili Remusa na bok, odsłaniając jego ranę. Skrzydło sfrunął do boku Remusa. Opuścił głowę, nawet w tej postaci wyglądał na wyczerpanego.

Feniks płakał w ciszy nad swoim przyjacielem, ostatnim z Huncwotów. Jego łzy wnikały w rany i natychmiast je zamykały. Na twarzy Remusa pojawił się kolor i wilkołak zaczął oddychać swobodniej. Otworzył oczy i spojrzał na Tonks. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech i ponownie zamknął oczy.

Dopiero po chwili Tonks zorientowała się, że jej ukochany po prostu zasnął.

Skrzydło odsunął się od Remusa. Wyraźnie miał problemy z uniesieniem się w powietrze. kilkakrotnie machnął zmęczonymi skrzydłami, nim wreszcie zdołał zniknąć w płomieniach.

Tonks zmarszczyła brwi. Obróciła się do bliźniaków.

- Jeśli powiecie komukolwiek o Harry, osobiście urwę wam jajca – zagroziła.

Obaj potaknęli.

- Tonks, powinnaś wiedzieć, że Hogsmeade również zostało zaatakowane – powiedział Fred. – Kiedy tam przybyłem, Harry właśnie przegonił i zniszczył całą masę dementorów. Był wyczerpany i opierał się na Ronie i Ginny, gdy tam dotarłem.

Tonks zbladła.

- Harry, ty głupi lojalny dzieciaku! Kiedy cię zobaczę, wyściskam cię za wszystkie czasy! – wymamrotała i poprosiła bliźniaków o pomoc w zaniesieniu Remusa do jego pokoju.

Profesor McGonagall nie rozumiała o co tu, do cholery, chodzi. Ron, Neville, Luna, Ginny i Hermiona gadali jedno przez drugie, zagłuszając się nawzajem. Usiłowała ich uciszyć i zmusić, by mówili po kolei, ale po chwili znowu zaczynali. Zaczynała się złościć. Za chwilę uciszy ich zaklęciem i zacznie rozdawać szlabany! Kątem oka dostrzegła ruch.

Harry Potter wytoczył się zza budynku. Na widok McGonagall usiłował się wyprostować. Pozostali uczniowie zamilkli, patrząc na niego. Harry zachwiał się, a jego oczy uciekły w głąb czaszki, gdy ziemia popędziła na jego spotkanie.

- HARRY! – wrzasnęła przerażona Ginny, przypadając do jego boku.

Armia Dumbledora Where stories live. Discover now