Rozdział 50

Beginne am Anfang
                                    

Wstała i podeszła do okna. Słońce wznosiło się nad Strefą, a zegarek na jej nadgarstku wskazywał ósmą. Skoro było jeszcze stosunkowo wcześnie, to gdzie był Newt?
Miała wchodzić spokoju, ale zauważyła kartkę znajdującą się na szafce nocnej. Wzięła papier w dłonie i przeczytała:

W razie czego jestem u Alby'ego. Spróbuję znowu porozmawiać z nim na temat Bena. Może się uda.
Ps. Wyglądasz cholernie uroczo, kiedy śpisz.

Newt

Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, czytając dopisek, po czym otworzyła drzwi do pokoju. Wychodząc, wpadła na kogoś. Ogarnęła ją chwilowa panika, ponieważ ktoś mógł jej zadać pytanie, co robi w pokoju Newta o tak wczesnej porze. W dodatku w piżamie. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła przed oczami Thomasa.
- Em, cześć? - odparł niepewnie, drapiąc się w tym głowy. - Przepraszam, że na Ciebie wpadłem.
- Hej, nie masz za co, to ja gwałtownie wyszłam. - odpowiedziała i posłała mu delikatny uśmiech.
- Jest Newt?
- Nie, poszedł do Alby'ego, porozmawiać o Benie.

Widziała jak na twarzy Thomasa pojawia się zmartwienie, więc położyła dłoń na jego ramieniu.
- Przechodziłam coś podobnego, ale proszę, nie oceniaj Bena po tej jednej sytuacji. Znam go od dawna i wiem, że jest dobrym człowiekiem.
- Pewnie Ci teraz ciężko, prawda? - spytał, wpatrując się w nią.
- Jak nam wszystkim. - powiedziała, na co kiwnął głową. - Chciałeś coś konkretnego?
- W-właściwie to tak. Coś się wydarzyło i wydaję mi się, że nie jest to normalne.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, a następnie chwyciła go za rękę.
- Chodź, wszystko mi opowiesz.
Po tych słowach pociągnęła go za sobą do jej pokoju.

Tymczasem Newt prowadził żywą dyskusję z Alby'm. Kłótnia z przyjacielem nie należy do przyjemnych czynności, ale blondyn wiedział, że w tym przypadku jest to koniecznie. Chodzi w końcu o życie człowieka.
- Powtarzam, purwa, ostatni raz. Nie zmienię zdania, zrozumiano? - warknął Alby, rzucając jakieś papiery na stół. - Nie będę narazał reszty sztamaków na niebezpieczeństwo! To nie pierwszy, którego musieliśmy poświęcić dla dobra reszty i ty akurat najlepiej to wiesz. Czemu tak bardzo zależy ci na nim, co?

Newt stał jak wryty, zastanawiając się, co ma w tej chwili powiedzieć. Widział wkurzonego przywódcę już wiele razy, ale nigdy nie był tak zdenerwowany z jego powodu. Nie mógł pozwolić, aby ich przyjaźń, i tak w ostatnim czasie wystawiona na ciężką próbę, staczała się bardziej w tą ciemną otchłań. Potrzebowali siebie nawzajem, jak brat brata.
Blondyn, z natury o spokojnym usposobieniun, chciał złagodzić jego zdenerwowanie, choć wiedział, że Alby jest bardzo wybuchowy.
- Nie chcę po prostu, żebyśmy mieli kolejną, niewinną duszę na sumieniu. - powiedział, mając na myśli sprawę Mike'a.
- Nie porównuj tych spraw, ogay? Ben został DZIABNIĘTY. Dobrze wiesz, jak to zmienia ludzi, a z nim jest jeszcze gorzej niż z pozostałymi. - odpowiedział czarnoskóry.
- Może i tak. Cholera, mam już dość. - westchnął Newt, opadając na krzesło.
- Ja też, stary.
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę, ale tym razem była to przyjemna wymiana zdań, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała im sytuacja. Nagle do pokoju wpadł zdyszany Minho, na co chłopcy wyraźnie się ożywili.
- Mamy problem. - wydusił, nie spuszczając z nich przerażonego spojrzenia.


- Mówiła do Ciebie w myślach?! - zawołała Rose, będąc w totalnym szoku.
- Tak, nie było to nic długiego, ale jednak. Wyraźnie słyszałem jej głos w swojej głowie, to było straszne. - odrzekł Thomas.
- Wiem coś o tym. - zamknęła na chwilę oczy, lecz po chwili znów spoważniała. - Moim zdaniem nic dobrego z niej nie będzie. Nie ufam jej od samego początku.
- Nie wiem co myśleć. Czuję, że jest jakaś więź między nami. Nie wiem co to jest, ale dowodem jest chociażby to, że potrafi się ze mną porozumieć telepatycznie.

Nie chciałabym jej głosu w głowie, o nie.

- To bardzo możliwe. - przyznała mu rację. - Narazie nie mów tego nikomu, jasne? Ani Newtowi, ani Minho, ani Chuckowi. To będzie tajemnica, dopóki nie rozwikłamy, o co w tym chodzi.
Chłopak zgodził się z nią skinieniem głowy.
- Muszę iść teraz do szpitala, mam zmianę. Jeśli chcesz możesz pójść ze mną. Przy okazji zobaczymy jaki jest jej stan. - zaproponowała Rose, na co Thomas odpowiedział jej uśmiechem.
Wstali równocześnie i wyszli z pomieszczenia, kierując się w stronę wyjścia.
Na dworze było przyjemnie. Wiał lekki wiatr, a promienie słońca ogrzewały ich twarze. Zapowiadał się naprawdę cudowny dzień i pewnie byłby taki, lecz dziś miała się wydarzyć następna okrutna rzecz w dziejach Strefy i jej mieszkańców. Każdy ze Streferów gdzieś w głębi siebie to przeżywał. Napływały im do głów różne myśli, między innymi kto będzie kolejny? Może właśnie on? Niestety nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Historia każdego z nich była inna, a co do zakończenia to nikt nie był pewny jak nastąpi.

Rose i Thomas przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Wiedzieli, że taka cisza jest im teraz potrzebna. Sama wzajemna obecność napawała ich wsparciem i miłym uczuciem. Kiedy wreszcie dotarli do szpitala, Njubi zawahał się, ale spojrzenie Rose dodało mu odwagi. Nie mógł się bać. W tym miejscu nie było na to miejsca.

W pokoju, w którym znajdowała się dziewczyna, był już Jeff. Stał przy jej łóżku i zapisywał coś na kartce papieru. Był to spis informacji na temat stanu zdrowia czarnowłosej. 

- Coś nowego? - spytała Rose, zakładając na dłonie gumowe rękawiczki.

- Żadnych zmian. Nadal jest w śpiączce i nie potrafię ustalić ile może jeszcze trwać. - westchnął Plaster. 

Rose tymczasem zbliżyła się do niej, odchyliła powiekę i skierowała strumień latarki na jej oko. 

- Hmm, wszystko jest w porządku. Sądzę, że już niedługo będziemy mieli z nią do czynienia. - stwierdziła, spoglądając na chłopców.

Dzień, jak na złość, mijał bardzo szybko. Jedyny moment, w którym Rose zobaczyła Newta, Minho i Alby'ego to ten, kiedy poinformowali ją i przy okazji Thomasa, że Minho znalazł w Labiryncie ciało Bóldożercy. Wszyscy bez wyjątku byli w szoku, ponieważ była to pierwsza taka sytuacja, odkąd się tu znaleźli i z pewnością nie wróżyła nic dobrego.

 Nadchodziła pora zamknięcia Wrót, a każdy wiedział, co to oznacza. Streferzy zebrali się przy jednym z wejść do Labiryntu, natomiast z oddali widać było Ben, który był ciągnięty po ziemi przed trójkę chłopców. 

- Newt, przynieś Drąg. - odparł cicho Alby. 

Blondyn poszedł spełnić jego prośbę, a tymczasem Ben został postawiony przed przywódcą.

- Sam jesteś sobie winien, Ben. - powiedział chłodno Alby. 

Wygnaniec zaczął tłumaczyć swoje zachowanie, jednak nic nie mogło zmienić decyzji Opiekunów. Newt zjawił się z sześciometrowym kijem, na końcu którego znajdowała się obroża. Alby założył ją skazańcowi na szyję oraz wygłosił krótki akt wygnania, po czym nakazał Opiekunom zająć miejsce przy Kiju Wygnania. Rose z bólem serca patrzyła na to, co się działo. Z Bena, którego znała, nie zostało praktycznie nic. Wyglądał tak obco. Jak szaleniec. Wciąż krzyczał, błagał i spoglądał przerażonym wzrokiem na pozostałych, a wszyscy spuścili wzrok. Po policzkach Thomasa spłynęły łzy.

Chory bronił się przed wejściem do Labiryntu, jednak siła kilku Streferów przewyższała jego możliwości.

Wreszcie zdołano go wepchać, a Wrota zamknęły się, pozostawiając Bena samego w strasznym miejscu, jakim był Labirynt.


~
Dziś rozdział dłuższy nic zwykle, ale uznałam, że takie są lepsze 🤣 Zaczyna się dziać! Szykujcie się na niezłą karuzelę wrażeń 😈

Więźniowie uczuć || NewtWo Geschichten leben. Entdecke jetzt