Rozdział 7

6.9K 429 88
                                    

Otworzyła gwałtownie oczy. Nie myliła się, Newt ściskał jej dłoń. Jednak umiała wyczuć jego dotyk. Chłopak z niedowierzaniem popatrzył się na nią, a na jego twarzy zaczął pojawiać się uśmiech.
- Cześć, Księżniczko. - szepnął.
Brunetka zmarszczyła brwi, czując ból głowy.
- Co się stało? - mruknęła.
- Jakiś przeklęty smrodas uderzył się w tył głowy, ale nie martwi się, znajdą go. Cieszę się, że się obudziłaś.
- Cieszę się, że widzę właśnie Ciebie.

Chłopak poczuł jak jego policzki płoną, więc aby to ukryć przeczesał włosy w charakterystyczny sposób.
Nagle Rose przypomniała sobie o śnie.
Spojrzała z szokiem na Newta, a on zrobił zdziwioną minę.
- Widziałam Cię. - powiedziała.
Blondyn wytrzeszczył oczy.
- Gdzie?
- W moich snach.
Newt pomyślał, że to jakiś sposób na podryw, ale wyraz twarzy przyjaciółki wcale o tym nie świadczył.
- Byliśmy mali, może około pięciu, sześciu lat. - dodała, a następnie opowiedziała mu resztę.
Był zszokowany, jeszcze nikt w Strefie nie miał podobnej sytuacji. Z jednej strony cieszył się - teraz wiedział, że znali się już wcześniej. Z drugiej zaś martwił - to nie było normalne.
- Miałeś taką uroczą, dziecinną twarz. - powiedziała, śmiejąc się.
- Widzisz? Już za młodu byłem cholernie przystojny. - poruszył brwiami.
Dziewczyna nic nie powiedziała, nie zaprzeczyła. Uniosła tylko kąciki ust.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, słysząc wyłącznie swoje przyspieszone oddechy.
Newt nie widział co się z nim działo. Patrzył na nią, nie mogąc oderwać wzroku. Tonął w jej oczach, niczym w oceanie. Czuł, że mógłby robić to cały czas.
Zaczął powoli przybliżać się do Rose, jednak do pokoju wszedł Jeff i stanął jak wryty.
- S-słyszałem głosy, nie przeszkadzam? - spytał.
Newt odchrząknął, po czym powiedział:
- Skądże, właśnie wychodziłem, chciałem się jeszcze tylko pożegnać.
Plaster pokiwał głową i wyszedł z pomieszczenia pod pretekstem pójścia po leki.
W tym czasie Newt zbliżył się do brunetki i pocałował ją w czoło.
- Przyjdę później.
Skinęła, a Newt odszedł. Wypuściła z płuc zalegające powietrze i spojrzała w sufit.

Co tu się purwa stało?

Po kilku dniach opuściła "szpital" i mogła wreszcie wrócić do swojego pokoju. Właśnie w nim siedziała, gdy przez próg przeszedł Minho.
- No, no! Jak się czujesz Świeżyno? - spytał, przutulając ją.
- Mihno! Miałeś już mnie tak nie nazywać. - uśmiechnęła, uderzając do pięścią w ramię.
Chłopak chwycił się za bolące miejsce.
- Parę to ty masz... Tak czy owak. Zaraz rozpocznie się Zgromadzenie, będziesz musiała powiedzieć tym smrodasom co się stało i w ogólne. A później dowiesz się, gdzie Cię przydzielono.
- Naprawdę?! - zawołała podekscytowana. - A Ty już wiesz?
- Oczywiście, że wiem. - odparł dumnie i uniósł głowę.
- Powiesz mi? - spojrzała na niego słodkimi oczami.
- Nie ma mowy! Za to uderzenie? Cierp teraz! Hahaah! - zaśmiał się demonicznie.
- Krótas... - mruknęła, wymijając go.

- Niniejszym ogłaszam rozpoczęcie Zgromadzenia. - zaczął Alby.
Dziewczyna od razu spostrzegła Newta, który patrzył wprost na nią, jakby próbował dodać jej otuchy.
- Rose, powiedz nam wszystko, co wiesz na temat Twojego...emm... wypadku. - kontynuował.
Rose powiedziała co się wydarzyło, wspomniała również o śmignięciu jej przed oczami brązowych włosów.
Gdy opowiedziała już wszystko, Przywódca odrzekł:
- To wszystko, dziękuję. A! Podjęliśmy decyzję o twoim stanowisku, tu w Strefie. Werble proszę!
Reszta opiekunów zaczęła klepać dłońmi o uda, a jedyną osobą, która tego nie robiła, był Gally.
Streferka w napięciu oczekiwała na informację, aż w końcu usłyszała:
- Zostałaś Zwiadowczynią! Gratulacje!

To niemożliwe...

Myślała, że się przesłyszała. Siedziała tam w totalnym szoku, kompletnie nie wiedząc co zrobić.
- Podziękuj Newtowi, to dzięki jego inicjatywie. - dodał.
Rose miała już do niego podbiegać, lecz Alby dopowiedział:
- Po spotkaniu.
Skinęła głową i wyszła z pomieszczenia.

Zgodnie z obietnicą przytuliła Newta i ucałowała w policzek w geście podziękowania. Chłopak był szczerze zadowolony z takiej nagrody.

- Ogay, pokażę ci teraz Zbrojownie. Każdy ze Zwiadowców musi mieć coś do obrony na wypadek ataku Bóldożercy lub nie wiadomo jakiego jeszcze cholerstwa. - wyjaśnił Newt, prowadząc Rose do pomieszczenia.
Zeszli schodami na dół, a blondyn pociągnął sznurek, dzięki któremu zaświeciła się żarówka.
Rose rozchyliła usta z wrażenia. Było tu pewno noży różnej wielkości, łuków, dzid. Stanęła bliżej przyrządów, przyglądając im się z wrażeniem.
- Niezły arsenał. - powiedziała.
- Wybierz, co Ci się podoba. - zachęcił Newt.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, po czym chwyciła łuk i dwa noże. Jeden był mniejszy, drugi dłuższy.
- Widzę, że chcesz się dobrze zabezpieczyć. - zażartował, podając jej strzały do łuku.
- Muszę tu jakoś spróbować przeżyć. - zaśmiała się.

Od kilku dni co ranka wbiegli do Labiryntu, a Newt uczył ją wszystkiego, co sam wiedział. Wieczorem odpoczywali, leżąc nad jeziorem i patrząc w niebo. Czasem dołączał do nich Minho, jednak ten smrodas wołał dobrze się wyspać.
Nie przeszkadzało im to, lubili przebywać w swoim towarzystwie. Czasem gadając jak najęci, a czasem milcząc, jakby nie istnieli.
Kto by pomyślał, że w takim miejscu, pełnym lęku, strachu o jutrzejszy dzień, a jednocześnie śmiechu i zabawy, zdarzy się coś takiego, jak właśnie ta przyjaźń.

~
Przeczytałaś/eś? Zostaw coś po sobie ❤

Więźniowie uczuć || NewtWhere stories live. Discover now