Atak Mroku

290 38 4
                                    


Kakashi naprawdę zdenerwował się na jej słowa. O nim mogła mówic cokolwiek. Słyszał już pod swoim adesem takie rzeczy, że już nie robiło to na nim większego wrażenia. Jednak nie mógł pozwolić jej, mówić w ten sposób i takimi słowami o najbardziej zapracowanym i oddanym Wiosce, ninja jakiego znał. Może i był troche niezdarny, naiwny i słaby, ale to nie powód, by mówić o nim w ten sposób. Czuł palącą wściekłość, że ta wredna Wiedźma faktycznie go mamiła nierealnymi obietnicami, dając fałszywą nadzieję na uleczenie ze śmiertelnej choroby, która go zabijała mimo wysiłków Tsunade. Odciągnęła go od niej i jej leków. Skazała na powolną śmierć z dala od domu. Tego nie potrafił jej wybaczyć. Dopieła swego i teraz obaj byli tu więźniami. Tylko, że jeden z nich miał umrzeć. Skoro nie mieli cudownego sposobu na uleczenie go, nie było innej przyszłości. Cóż... wyglądało na to, że Iruka nie miał już żadnej. Chwycił ją za szatę i pociągnął. Zawisła w jego rękach tuż nad atakującymi mury stworami. Miał wielką ochotę ją puścić.

- Przestań.- usłyszał nagle twardy głos, którego nie spodziewał się tu usłyszeć, nawet bardziej niż ta zaskakująco twarda nuta w jego słowach.

Białowłosy spojrzał na intruza, który mu przeszkodził w małej zemście.

- Niby czemu? Zmusiła mnie podstępem żebym się tu zjawił. Ciebie byś brał udział w jej głupiej wojence, mimo, że jesteś chory, mamiąc czymś co nie jest realne.

- Wiesz... właściwie to pozwoliłbym ci to zrobić. Jednak nie chciałbym żebyś musiał zostać tu na zawsze. Jej następczyni może być dużo gorszą suką i chcieć cię uwięzić tu, już na zawsze, na całą wieczność. Sam stąd nie wyjdziesz. Tylko Matriarcha może zezwolić na wejście i opuszczenie tego miejsca. Innej możliwości nie ma.

- A ty? Chcesz tu zostać?

- Ja nie jestem nikomu potrzebny. Nie nudziłbym się. Jest tu tyle fascynującej wiedzy do zdobycia. Nawet jeśli mało zostało mi czasu, to chyba byłbym szczęśliwszy tutaj.

- A Naruto?

- Ma ciebie, drużynę i Jiraiyę. Ja już nie jestem mu potrzebny. Jestem zbyt słaby, by się do czegoś przydać. Prawie w ogóle już mnie nie odwiedza. Nie ma dla mnie czasu. Tak dawno nie byliśmy już razem na ramenie. Naprawdę ciężko pracuje, by spełnić swoje marzenie, a ja wierzę w jego cel i będę szczęśliwy, kiedy mu się to uda, nawet jeśli już nic dla niego nie znaczę.

- Ty też ciężko pracujesz. Akademia, a potem biuro raportów, dodatkowe zlecenia...

- Inaczej nie miałbym co robić i tylko bym rozmyślał lub wspominał, a to dołujące.

- Zostawię ją w spokoju, jeśli obiecasz, że nie umrzesz i wrócisz ze mną.

- Dlaczego tego chcesz? Szybko znajdziecie sobie nowy obiekt do drwin.

- Konoha już nie będzie taka sama bez ciebie. Nikt nie potrafi tak zarażać uśmiechem i radością ducha jak ty. Naruto ma wszystko po tobie. Kiedy znikniesz on znów będzie tylko małym potworkiem. Jeśli nie dla niego, zrób to dla dobra Wioski, dla dzieciaków.

- Ech... zapomniałem, że jesteś geniuszem i wpadniesz na to jak mnie podejść.

- Ty też nie głupi jesteś. Mówiłeś logicznie. Chociaż i tak niezdara z ciebie.- powiedział wciągając ją spowrotem na mury.- Wracaj do szpitala. Tu jest niebezpiecznie.

- To nie twoja walka, Hatake-jounin. Daj mi swoją chakrę i nie patrz na mnie, proszę.

- Co ty chrzanisz...

- Nie kłóć się ze mną, teraz.- warknął twardo i agresywnie.- Tylko ja mogę ich teraz pokonać. Wy sami nie dacie rady. Nawet twoje oko im nie podoła.- dodał wyciągając rękę i zakrywając mu delikatnie lewe oko ochraniaczem i muskając zraniony policzek.

- Dobrze, ale potem wracasz grzecznie do szpitala.

- Tak.- odpowiedział i odwrócił się twarzą w stronę czarnej plamy nadciągającego wroga.- Pospiesz się, proszę. Nie chcę by postronni ucierpieli.

Kakashi warknął coś pod nosem niezbyt zrozumiale. Stanął za Iruką i złożył technikę transfuzji chakry. Powoli przesyłał mu swoją energię, której jeszcze nie zdążył zużyć.

Iruka złożył swoją technikę, która pozornie nic szczególnego nie zrobiła. Dzięki niej rozciągnął przed sobą bladoniebieską ramkę. Zaczął na niej pisać krwawiącym palcem z zaskakującą prędkością stawiając dziwaczne znaki szeptając cicho przy okazji i coraz zachłanniej ściągając od białowłosego jego energię.

- Ty który burzysz się gradowymi chmurami, płaczesz deszczem i dmiesz srogim wichrem, użycz mi miejsca na niebiosach bym mógł zesłać krwawy deszcz zrozpaczonej duszy uwalniając cierpiącą powłokę od tej straszliwej katuszy. Ty, który tchniesz ciepłym podmuchem namiętnego wiatru, niosą setki pocałunków swej wybrance o delikatnych płatkach i pięknie idealnym, odepchnij z mocą mrok i cierpienie, by wam podobni mogli spokojnie żyć i nie zaznawać cierpień rozłąki.

- To przecież zakazane pieczęcie! Jakim cudem?! Skąd?!- zapytała szczerze zaskoczona, ale nie otrzymała odpowiedzi.

Iruka nie reagował. Skończył pisać i lekko popchnął zapisaną ramkę w stronę wroga. Nagle na pociemniałym niebie pojawiło się całe mnóstwo krwawych kręgów runicznych. Zajarzyły się ostrzejszą czerwienią i nagle na pole przed murami spadł tnący niczym ostrza krwawy deszcz. Rozległ się przeraźliwy skowyt ranionych stworów. Wtedy przed murami stanęła równie krwawa i pokryta runami ściana, która zaczęła sunąć powoli, oddalając się od murów miasta. Niszcząc na swej drodze dosłownie wszystko, co tylko posiadało pierwiastek życia. Pole przed nimi pokryło się rozczłonkowanymi, czarnymi ciałami.

- Iruka.... nie mam już chakry...- wysapał czując jak słabnie z każdą chwilą

- Zmęczony...- jęknął i przechylił się bezwładnie w bok.

Kakahi zerwał się z miejsca, przerywając swoją technikę i łapiąc go. Opadł na kolana niemal tuląc tracącego przytomność. Krwawy deszcz ustał i zapadła przerażająca cisza.

- Przepraszam... nie chciałem cię w to wciągać... nie chcę robić ci krzywdy...- wymamrotał ostatkiem sił i przytomności, po czym zemdlal.

- Może byś tak posłała po tych swoich medyków? Zemdlał, a ja nie mogę się ruszyć.- warknął

Biała Pani patrzyła na nich dłuższą chwilę w zupełnym milczeniu. Obserwowała coś, czego Kakashi nie dostrzegał. Nie był w stanie.

- Niech cię szlag!- wrzasnął próbując się podnieść.- Chociaż jego ratuj!- krzyknął niemal rozpaczliwie, szybko lądując z powrotem na kolanach.

Ona nic nie odpowiedziała wciąż się przyglądając. Po chwili tuż obok zjawiło się kilku ludzi w białych fartuchach. Wzięli od niego nieprzytomnego bruneta.

- Jesteś ranny? Możesz wstać?- zapytał ktoś

- Dziwne... co się ze mną dzieje? Skąd to dziwne uczucie? Nie mogę się ruszyć.- wymamrotał niezbyt już przytomnie próbując myśleć.

Poczuł dotyk czyiś ciepłych rąk. Ktoś do niego coś mówił, ale nie rozróżniał już słów.

- Iruka...- westchnął i zamknął oczy czując się przesadnie zmęczony. 

Misja IrukaWhere stories live. Discover now