Kryjówka |Kurt Heck|

Start from the beginning
                                    

- Weź, spieprzaj... - odepchnęła mnie.

Wzięło mnie na śpiew, a pierwsze co przyszło mi do głowy to pieśni z marszów, więc zanosząc się zacząłem :

- SS marschiert in Feindesland,
Und singt ein Teufelslied.
Ein Schütze steht am Wolgastrand...!

Brunetka od razu przysunęła się do mnie, zasłaniając mu usta dłonią.

- Zamknij się! - zganiła mnie za moje zachowanie.

Ja chciałem tylko pośpiewać...

- Po cichu masz odpowiedzieć o sobie i tych rodzicach. - rozkazała.

- Yh... Y... Jawohl. - mruczałem coś pod nosem.

- Moi rodzice - mówiłem bardzo powoli - to tak naprawdę Polacy, ale miałem niemieckie korzenie, oni oddali mnie wujom do Berlina i tam wychowałem się na Niemca. - stwierdziłem, wzruszając ramionami.

- No, a jak się twoi rodzice nazywają.

- Agnieszka Witrzyńska i Wilhelm Wietrzyński albo... Heck... Sam już nie wiem! Chciałem ich uratować przed obozem czy innym gównem, w którym mogliby utknąć. A tak się składa, że mają Gestapo na głowie.

- Postaramy się ich zwerbować do nas - oświadczyła.

- Chciałem ich wywieźć najlepiej do jakiegoś innego, bezpiecznego kraju. - stwierdziłem.

- My nie mamy takich możliwości. - pokreciła głową. - Spiszesz mi ich adres, skontaktuje się z nimi.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się do dziewczyny.

- Czy ty naprawdę jesteś Polakiem? - spytała, niedowierzając. Chyba wciąż myślała, że jestem kompletnie pijany i plotę jakieś niestworzone bajki.

- Sam nie wierzyłem. - spojrzałem na dwie dziewczyny. Nie, zaraz... jedną. - Ile będziemy tu siedzieć?

- Skąd mam wiedzieć? Jak ktoś z naszych po nas wróci to pójdziemy. - rzuciła zdenerwowana.

- Czyli musimy tu siedzieć nawet do jutra?! - krzyknęłem.

- Możliwe! - zmierzyła mnie chłodnym wzrokiem.

Właśnie w tym momencie przypomniałem sobie wzrok Hugona. O nie, tęsknię za nim...

Wpadłem w niekontrolowany płacz. Chlipałem, lamentując co chwila "Hugoo!".

- Co Tobie jest? - wystraszona spojrzała na mnie, odsuwając sie znacznie.

- Tęsknię za Hugiem! - chlipałem.

- Wolałam jak jęczałeś z powodu nogi.

- Huugooo! - wciąż lały się ze mnie łzy.

- Kto to w ogóle jest? - syknęła.

- Mój najlepszy przyjaciel! - krzyknąłem obrażony, jakgdyby dziewczyna miała wiedzieć, co znaczy dla mnie ten chłopak.

Zuzanna pokręciła głową i westchnęła zostawiając mnie w spokoju.

Dalej po cichu płakałem w kącie, z podkulonymi nóżkami, które kurczowo obejmowałem. Nie wiem co mi było, ale musiałem popłakać. Przypomniałem sobie teraz parę śmiesznych sytuacji i wpadłem w śmiech. Po chwili do głowy wpadła mi Kathrin, znów zacząłem być smutny.

- Czemu ty znowu płaczesz?! - szturchnęła mnie.

- Kath... A nie, ja mam z nią chyba dziecko. - przestałem na chwilę płakać, lecz zaraz znów zacząłem - Hugoo!

- Przymknij się! - zostałem uciszony klepnięciem w głowę.

- Ałaa! - mój lament tylko się powiększył.

- Zachowujesz się jak dziecko! - wstała, wykrzykując - Zaraz wpadną tu Ci Niemcy przez twoje krzyki! - zamilkłem, kiedy kobieta się na mnie wydarła.

Z podwórka było słychać stłumione
"Herr Hauptmann! Tam ktoś chyba jest!".

- Kurwa... - dziewczyna rzuciła się na mnie, ciągnąc za kołnierz od munduru w siano. - Masz być cicho... - zakryła mnie.

Za chwilę również wskoczyła w rozsypaną suchą trawę, kryjąc się w niej.

Za chwilę słychać było jak ktoś powoli wchodził po drabinie.

- Klaus! Jest ktoś?! - ryknął ktoś z dołu.

- Sheiße... - szepnął - Nikogo tu nie widzę! - chodził dosłownie koło nas.

- No to chodź, nie będziemy tu stać pół godziny. Powiemy Hauptmannowi, że nikogo nie ma. Nie będzie wnikał. - pośpieszał go ten z dołu.

- Franz, nie lepiej poszukać? - spytał niepewny.

- Schodź! - znów słychać było stukot butów.

- HA! Czekaj, znalazłem butelki jakiegoś... Bimbru?

- Bierz i chodź!

Odetchnąłem z ulgą, gdy wyszli ze stodoły, ale zabrali bimber, wódkę i wszystko co tam jeszcze było!!!
Zaraz przy mnie słychać było szelesty, po chwili również się podniosłem.

- Co? Wytrzeźwiał w dwie sekundy? - zaśmiała się po cichu.

- To możemy już wyjść?! - zapytałem, pełen nadziei.

- Wyjdziemy kiedy po nas przyjdą. - powtórzyła.

No to mam problem...

- Bo... Tak trochę dużo wypiłem, a nie mogę chodzić, w ogóle nie mogę stąd wyjść i no, nie masz może jakiegoś wiadra? - spytałem z nieśmiałym uśmiechem.

- Ja pierdole... - przejechała ręką po twarzy.

No! Nie trzeba mi było dawać od razu litra... I to na raz! A może to ja prosiłem? Sam już nie wiem!

                                ***

Oficer Krause [Zakończone] Where stories live. Discover now