Helen i Isaak

3.4K 231 223
                                    

Maj 1940

Jadwiga Jabłońska

Spacerowałam po uliczkach naszego niewielkiego miasteczka. Chciałam kupić sobie jakieś lepsze buty, te po zimie były zniszczone. Przechodziłam obok kamienic, zatrzymała się, kiedy usłyszałam płacz dziecka dochodzący ze ślepej uliczki, zawalonej jakimiś rupieciami. Przeszył mnie okropny dreszcz i zrobiło mi się przykro, tak bardzo nie lubiłam, gdy płakało małe dziecko. Chciałam jak najprędzej odejść od tego miejsca, lecz nie mogłam, zwróciłam się w stronę ślepej uliczki i rozglądając się wchodziłam w jej głąb.

- Ciii... Isaak. Cii... - słyszałam szepty dochodzące z końca.

Gdy dotarłam do ściany ujrzałam zdrętwiałe ciało jakiejś kobiety, która przykryta była chustą i małą dziewczynkę z niemowlęciem na rączkach. Wystraszyła się mnie i zaczęła odsuwać w panice jak najdalej.

- Nie, nie. Spokojnie, nie chce wam nic zrobić. - ukucnęłam i wyciągnęłam rękę do dziewczynki.

Spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach, próbując uspokoić dziecinę, którą trzymała w objęciach. Miała na głowie chustkę, włoski związane w warkocz i okularki, trochę pobite.

- Mówisz po polsku? - spytałam.

Dziewczynka pokiwała twierdząco głową.

- Jak się nazywacie? - chciałam się o nich trochę dowiedzieć.

- Ja jestem... Helen, a to Issak. - wskazała na dziecko, które trzymała w objęciach. - To mój braciszek, a to była nasza mama.

To żydowskie dzieci... A nic mnie to nie obchodzi! Musiałam im jakoś pomóc, ale przecież do Hugona ich nie zaprowadzę!

- Ja jestem Jadwiga. - przedstawiłam się i zbliżyłam do dwójki.

- Ja... pomogę wam. Helen, masz może jakąś rodzinę, czy kogoś kto by się wami zajął? - spytałam pełna nadziei.

- Tutaj w mieście nikogo, mieszkaliśmy na wiosce, na drugim końcu miasta. Państwo Sikorscy bardzo nas lubili... Mieszkali na przeciwko nas! - Dziewczynka przypomniała sobie wszystko, przynajmniej tak wnioskowałam po wyrazie jej twarzy.

- Ciocia Józefa czasem chowała nas, kiedy przychodzili źli żołnierze, na strychu albo w piwnicy, czasem w oborze. - opowiadała.

- Wiesz jak tam trafić? - zerwałam się.

Kiwnęła twierdząco głową i wstała.

- Proszę Pani, ja pamiętam, że mama miała taki czarny przedmiot i go chwała, ona zawsze się tym broniła! - poinformowała mnie.

Nie chciałam przeszukiwać tej zmarłej kobiety, to... tak nie wypada, ale jeżeli chodziło jej o broń to w razie czego miałabym jakąkolwiek szansę się obronić. Koniec końców przeszukałam sztywne ciało, znajdując pistolet. Tylko teraz jak się tym obsługiwać...

- Daj mi Issaka - odebrałam niemowlaka od dziewczynki.

- Pewnie jesteście głodni... - stwierdziłam.

Helena przytaknęła. Kucnęłam odstawiając wiklinowy koszyk i zaczęłam w nim grzebać, oderwałam jej kawałek chleba, tylko to miałam. Isaak musiał być głodny, lecz skąd wezmę mleko.

- Od miasta będzie daleko do domu? - spytałam dziewczynki, która już zajadała się chlebem.

- Nie - odparła.

- Dobrze, zjedź i zaprowadzę was tam. - było to ryzykowane, ale nie mogłam ich tu zostawić... Jak coś... Krause mnie wyciągnie z jakiegoś Gastapo, chyba.

Oficer Krause [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz