Już Nigdy Więcej

3.7K 251 256
                                    


Jadwiga Jabłońska

- Ale dlaczego nie wyjdziesz sama? - pytał się.

Nie opuszczę tego domu! Nie ma takiej opcji, ja się z mieszkania nie ruszam. Nosa poza próg drzwi wejściowych nie wystawię. Napewno nie sama! Bałam się, że ta baba gdzieś będzie na mnie czekać.

- Ona mnie znajdzie i tym razem zabije - tłumaczyłam temu głazowi, który stał przede mną. Czemu on nic nie rozumie!?

- Nie ma jej tam. Jadwigo, proszę Cię... - machnął ręką zrezygnowany.

- Pójdziesz po produkty, ja muszę iść do pracy. - tłumaczył stojąc w mundurze.

- Nie wyjdę! - krzyknęłam i odsunęłam się od drzwi.

- Jadwiga! - podniósł ton. - Nikogo tam nie ma do cholery!

- Jest. Ja to czuję! - również krzyknęła. - Sama stąd nie wyjdę. - stwierdziłam i popatrzyłam na niego z wyrzutem.

Podchylił rękaw i spojrzał na zegarek.

- Dobrze więc wyjdźmy razem - wrócił do pierwotnego stanu twarzy - oczy zerkające spod brwi, bez uśmiechu.

- Nie, idź ze mną. Ona musi się tam gdzieś czaić! - byłam zdesperowana! Jak po takim czymś miałam się nie bać?

- Dobrze, już dobrze. Pójdę! - mówiąc to zaczął wymachiwać rękoma. I tak był już spóźniony, co mu zależy.

Wyszliśmy z mieszkania, zamknął drzwi i wręczył mi klucze. Zeszliśmy po schodach i co? Na parterze, przy ścianie siedziała Gabija z walizką! I co na to teraz powiesz, Hugonie?!

- Sheiße... - spojrzał na nią.

Otyła bambaryła wstała i potężnym krokiem zmierzała w nasza stronę.

- To wszystko przez Ciebie, ty szmato - splunęła pod moje nogi.

Ja już nie zareagowałam, z Hugonem czułam się pewniej. Oficer słysząc to spiął się, ale zaczął opanowany.

- Poczekaj tu, jak chcesz dalej u mnie pracować to masz tu siedzieć dopóki nie wrócimy. Jasne?! - zagroził jej palcem.

Uradowana pokiwała głową i usiadła przy ścianie. Przepraszam, że co? Jeszcze wczoraj mówił co innego!

Wziął mnie za łokieć i wyciągnął na zewnątrz.

- Co? - zapytałam załamana, obracając się w stronę drzwi.

- Idziemy pożyczyć auto od Kurta, moje jest w naprawie. - poinformował.

- Czy ona znowu...? - nie zdążyłam dokończyć, oficer przerwał mi.

- Nie - rzucił szybko.

***

- Wsiadaj. - kazał usiąść jej do tyłu, wpakowała tam walizkę i sama zajęła jakieś dwa miejsca.

Po około dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się w lesie.

- Siedź tutaj. - rozkazał. Wyszedł z auta. - A ty wyłaź szybciej. - Litwinka już coś podejrzewała. Hugo pewnie zaprowadzi ja głęboko w las i ucieknie.

Hugo Heinrich Krause

Odszedłem z nią trochę i wyjąłem pistolet, przyłożyłem jej go do pleców i prowadziłem dalej. Znajdowaliśmy się teraz mniej więcej około trzydziestu metrów od auta. Ustawiłem Gabiję między dwoma drzewami. Obróciła się i spojrzała na mnie.

- Wiem co zrobisz. Mam tylko jedną prośbę, cały pobyt tutaj, chciałam choć raz Cię zasmakować... - uśmiechnęła się przez łzy - W ramach ostatniego życzenia chcę abyś mnie pocałował.

Nie trafiłaś na tego dobrego szwaba... Powiedziałbym, że przykro mi, ale nie będę kłamał.

- Ja nie daje ostatnich życzeń. - wycelowałem w kolano kobiety i nacisnąłem spust. Zrobiłem to specjalnie, aby czuła, że umiera.
Z kamiennym wyrazem twarzy zbliżyłem się, patrząc jak oparta o glebę, płacze i trzyma się za drgającą kończynę, z której sączyła się krew. Przyglądałem się każdemu kawałkowi jej ciała, myśląc, gdzie by tu jeszcze można było strzelić, aby zadać jej ból. Mh... Pod taką warstwą tłuszczu, to będzie bardzo trudno. Kolejny strzał padł w obojczyk dziewczyny, drgnęła cała i krzyczała z bólu.

- Wstań. - rozkazałem z początku normalnie.

Litwinka próbowała się podnieść, lecz kolano uniemożliwiało jej tę czynność.

- Wstań! - wrzasnąłem. Przerażona próbowała wspiąć się jedna ręką do góry, po korze drzewa, raniąc się przy tym.

Podbiegłem do niej i podkutym butem przycisnąłem jej palce do drzewa. Kobieta łkała, dlawiła się własnym płaczem. Docisnąłem stopę mocniej, usłyszałem jak coś chrząknęło. Zabrałem nogę i zobaczyłem jak jeden z palców kobiety był znacznie wygięty w bok, podniosłem ją, oparta o drzewo patrzyła na mnie wystraszona.
Już wisiało mi to, że tak blisko niej stałem. Wymierzyłem jej w głowę i pociągnąłem za spust trzeci raz. Przymknąłem oczy, czując jak ciepła ciecz rozbryzguje się na mej twarzy. Kawałek munduru i większość mojej buzi są teraz w licznych plamach krwii. Stałem tak jeszcze chwilę z pistoletem w ręce, patrząc na ciało czarnowłosej. Przetarłem usta rękawem munduru i schowałem broń. Równym, energicznym krokiem wróciłem do wozu.

- Już nigdy więcej jej nie zobaczysz. - złapałem za kierownicę i poprawiając oficerską, obryzganą czerwoną mazią czapkę spojrzałem na przerażoną widokiem kobietę.

- Myślałam, że ją gdzieś wywieziesz, ale nie zabijesz! - zaczęła krzyczeć z pretensją.

Nie rozumiem jej. To co ja... kurwa, gdzie ją miałem odwieźć? Najlepiej w ogóle było dać Kurtowi cynk, aby zabrał ją do jakiegoś obozu czy coś.

- To co ja twoim zdaniem miałem zrobić? Zabiłem ją, bo się jej bałaś. Z rana miałam problem ze zdjęciem kołdry z głowy, tak się jej bałaś. - stwierdziłem jak zawsze poważnie.

- Ale tak ją zabijać? Jesteście nieludzcy! Jeszcze Cię to nie rusza. - spojrzała na mnie z nienawiścią.

Ostatnio sytuacja w pracy jest mocno napięta... Byłem podenerwowany, każde słowo lub nieprawidłowy gest mnie denerwował. Zawsze nie dawałem ponieść się emocjom, zresztą jest tak dalej, ale okrucieństwo i zło to przecież dla mnie chleb powszedni. Nie jestem Polakiem, jestem Niemcem. Jestem hitlerowcem.

- Zrobiłem to, kurwa tylko ze względu na Ciebie! - krzyknąłem i wbiłem w nią chłodne spojrzenie.

Jadwiga umilkła i lekko wystraszona odwróciła wzrok. Ruszyłem autem, zmierzając prosto do Kurta.

***

- Co Jadwiga taka wystraszona - zerknął za mnie, aby przyjrzeć się dzieczynie stojącej tuż obok.

- Krause ją chyba przeraża - zaśmiałem się bez entuzjazmu.

- Do czego było Ci potrzebne auto? - spytał mój ciekawski przyjaciel.

- Musiałem wykonać egzekucję. - uniósłem brwi do góry, oddając mężczyźnie kluczyki.

- Na kim? Czemu do cholery jasnej mi nie powiedziałeś! Ja bym chętnie przy tym był! - pokrecił głową zawiedziony.

- Na Gabiji.

- Aaa dobrze suce! - krzyknął pocierając ręce - Kiedyś Ciebie nie było, albo coś tam robiłeś widziałem jak prawie zlała Jadwigę. Dostała lekki wpierdol. Cały czas uprzykrzała biednej Polce życie. - uśmiechnął się.

- Właśnie dlatego nie żyje. - podsumowałem.

- Mm... Krause martwił się o Jadwinie? Jak słodko! - specjalnie wyjrzał za mnie i powiedział to głośno.

Z bezsilności westchnąłem i przewróciłem oczami, kręcąc głową.

Oficer Krause [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz