Rozdział 16 - Nie wszystko złoto, co się świeci

Zacznij od początku
                                    

- Nie możesz - powiedziałam z powoli malejącą gulą w moim gardle. Przez ten incydent straciłam na chwilę swoją silną wolę, ale odzyskałam ją w pełni już po kilku sekundach.

- Ty- przerwał, to jedyne słowo, które padło z jego ust. Nie zostało wypowiedziane z agresją, ani nie zabrzmiało groźnie, co w dużym stopni mnie zdziwiło, bo myślałam, że jego pierwszą rekcją będzie coś o wiele gorszego. Patrzyłam na niego dumnie, nie pozwalając wydostać się ponownie swoim najsłabszym emocjom na zewnątrz. Jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz, a zmarszczki, które dodawały mu groźniejszego wyglądu, ulotniły się w mgnieniu oka, co wytrąciło mnie z logicznego myślenia. Jednak starałam się pozostać niewzruszona jego dziwnym zachowaniem. - Czy ty mi rozkazujesz? - zapytał z niemałym zdziwieniem, jakby nie dowierzając, że takie słowa padły z moich ust. Opuścił bezwładną głowę, śmiejąc się cicho pod nosem. - Odważna jesteś - przyznał znowu mi się przyglądając.

- Nie możesz zrobić im krzywdy - rozstawiłam ręce, blokując jeszcze bardziej dostęp do dziewczyn stojących za mną. - One nic nie zrobiły. To ja jestem wszystkiemu winna - pokazałam palcem na siebie, chcąc dosadnie wyjaśnić mu zaistniałą sytuację. - To ja zabiłam jednego ze strażników, to moją naszywkę znaleźli twoi ludzie. Ja jestem tą, którą powinieneś osądzić, nie one - wskazałam dłonią na wilczyce, czekając cierpliwie na jakąkolwiek reakcje młodego Alfy.

- Czy jesteś w stanie przyjąć więc ich karę na swoje ramiona? - zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Jestem - wolno odpowiedziałam mu na jego pytanie, tak aby w pełni zrozumiał moje słowa.

- Zatem - machnął ręką w stronę wilkołaków, którzy trzymali moje przyjaciółki. Mężczyźni bez ociągania się zostawili je podchodząc do mnie. Jednak ich uściski na ramionach nie były tak bolesne, jak się spodziewałam, ujęli mnie ledwie wyczuwalnie, co po raz kolejny dało mi do myślenia, że coś tu jest nie tak. Płaczliwy dźwięk wydobył się zza moich pleców. Był to głos Rayi, którą ponownie uciszała Tess, szepcząc jej kojące słowa na ucho. Odwróciłam głowę w ich stronę i uśmiechnęłam się pokrzepiająco, nim zniknęłam za rogiem.

Szliśmy w kompletnej ciszy, Afla zniknął mi z pola widzenia i nie było mi z tego powodu ani trochę smutno, bo kiedy na niego patrzyłam, widziałam w nim twarze mojej rodziny, którą zabił bez najmniejszego zawahania. Chciałam się skupić chociaż na moment i wszystko sobie poukładać, ale burza rozmyśleń nie dawała mi ani chwili spokoju, nie potrafiłam logicznie myśleć przez natłok myśli, które wpadały i wypadały z mojej głowy. Nie zdążyłam nawet ułożyć ich w porządna całość, kiedy zatrzymaliśmy się przed dębowymi drzwiami. Jeden z wilkołaków zapukał w drewnianą powłokę dwa razy, a kiedy usłyszał pozwolenie, otworzył je i lekko popchnął mnie do środa.

Zdezorientowana zaczęłam rozglądać się po nowym dla mnie miejscu, nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić. Jeszcze raz spojrzałam w stronę drzwi, które były już zamknięte i zaczęłam dalej błądzić wzrokiem po wnętrzu pokoju. Pierwsza rzuciła mi się w oczy skórzana, czarna kanapa z podwójnymi fotelami po jej dwóch stronach. Przed nią stał szklany stolik, nie duży, ale wystarczający, aby zmieścić na nim kawy dla dwóch osób z kilkoma ciastkami. Zdobił go wazon pełen różnorodnych kwiatów. Zaś za nim było miejsce, które bardzo mi się spodobało, drewniane szafy z niepoliczalną ilością książek, zaczynając od tych najstarszych, a kończąc na tych najnowszych. Od kryminałów przez atlasy po kodeksy prawne, które najbardziej mnie rozśmieszyły, ale nie w ten dobry sposób. Duże okno przede mną wpuszczało złote promienie słońca do środka, a widok rozciągał się aż do końca miasta. Na horyzoncie było widać koniec murów okalających wilcze państwo. Zbliżała się cieplejsza pora roku, jednak słońce nadal zachodziło szybciej niż w lecie, przez co podziwiałam, jak święcąca, ognista kula chowa się za pagórkiem, a niebieskie dotąd niebo staje się czerwone i rozświetla szare ściany budynków. Przeniosłam się do krainy fantazji i wyobraziłam sobie jakby to było gdyby na świecie znowu panował ład i spokój, a harmonia przejęłaby władzę nad niepohamowaną nienawiścią do drugiej osoby. Uśmiechnęłam się pod nosem, gratulując sobie cudowniej wyobraźni. Szybko rzuciłam ostatnie spojrzenia na biurko, które stało po prawej stronie, ale nie ona przykuło na dłużej moją uwagę, lecz kwadratowa ramka w ostatnim, czwartym kącie pokoju, przykryta szarą płachtą. W mgnieniu oka przypomniałam sobie legendę, którą opowiadała mi dzisiaj Isabella, a zaraz potem odtworzyłam w głowie całą historię z obrazem, który podobno miał się znajdować w gabinecie Alfy, więc czy to był on. Ten tajemniczy malunek przedstawiający jego zmarłą partnerkę.

Kochana Przez PotworaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz