Rozdział 19

369 12 7
                                    

Podążałam za Alfą jak szmaciana lalka, którą trzymał za rękę. Sytuacja, w której się znalazłam, była dla mnie całkowicie nowa. W mojej głowie krążyło jedno, prawie niesłyszalne zdanie.
"Czy aby na pewno Jim jest bezpieczny?"
To właśnie ono nakazało mi się natychmiast zatrzymać i upewnić o swojej racji.

Gdy minęłam ostatni stopień schodów prowadzących na wyższe piętro, prawie natychmiast zaczęłam wyrywać swoją rękę z uścisku wilkołaka. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Nie drgnął nawet jego najmniejszy palec u dłoni, którą wciąż miał zaplecioną wokół mojego nadgarstka. Musiał być zbyt pochłonięty swoimi myślami. Do tego stopnia, że nawet nie zauważył moich prób wyswobodzenia się z jego ciasnego uścisku.

— Puść moją dłoń! — podniosłam głos w nadziei, że się na chwilę zatrzyma, albo chociaż poluzuje swoje zaciśnięte palce.
— Powiedziałam, że masz mnie puścić! — zawyłam z rozpaczy jeszcze głośniej, próbując drugą ręką odkleić jego palące ciało od mojej skóry.

Nie potrafię powiedzieć czy to doniosły ton, czy też rozpaczliwy ból w głosie, zadziałał na niego jak kubeł zimnej wody. Wilkołak się zatrzymał, a ja z niemałym trudem wyrwałam się, rozmasowując obolały nadgarstek.

Jego wzrok powędrował na mnie. Zamyślenie w jego oczach i błąkające się złote iskierki uświadomiły mi, że to ja powinnam zacząć tę rozmowę. Zamierzałam wykorzystać nadarzająca się okazję. Wiedziałam, że nie miał zamiaru zaczynać żadnego zbędnego monologu. Miał obłęd wypisany na twarzy i to bardzo mnie martwiło, a sądząc po miejscu, w jakim się znajdowaliśmy, kierowaliśmy się w stronę jego zacisza. To był moment, w którym powinnam zdecydować się na staranniejsze dobieranie kolejnych słów.

— Gdzie go zabrali? — przeskakiwałam wzrokiem po jego obliczu, a oczy coraz bardziej piekły od łez. — Nie zrozumiałeś? Zapytałam, co się z nim stanie! — wyrzuciłam z krzykiem swoje myśli, gdy zrozumiałam, że jedyną jego odpowiedzią na to pytanie jest obsesyjne wpatrywanie się w moją twarz.

Nic. Żadnej reakcji, tylko ten obłęd wypisany w jego oczach. Nastała między nami nieprzyjemna cisza, przybierająca cienki pisk odbijający się w uszach. Jednak spojrzeniem nadal naciskałam na uzyskanie satysfakcjonującej odpowiedzi. Alfa jedynie zlustrował mnie uważniej. W ciągu kilku kolejnych sekund ponownie uwięził mnie w swoim drażniącym uścisku. Nieprzejęty tym, co mam do powiedzenia, po raz kolejny zaczął ciągnąć mnie w stronę swojego celu.

— Gdzie jest teraz Jim! — Nie wytrzymując tego bezlitosnego braku informacji, zatrzymałam się na samym środku korytarza, używając do tego całej swojej siły. Złość przerodziła się w energię, którą wykorzystałam do postawienia oporu potężnemu wilkołakowi.

Nim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, dotyk na nadgarstku zniknął. Jednak chwila wolności nie trwała długo.  Poczułam ciężkie ciało przypierające mnie do ściany. Do moich nozdrzy dotarł drapiący zapach perfum pomieszanych z alkoholem. Intensywne połączenie sprawiło, że zakręciło mi się w głowie. Zdążyłam jednak zrozumieć, w jakim położeniu się znajduję. Zemdliło mnie na samą myśl bycia tak blisko tego potwora, a teraz znajdowałam się bezpośrednio przed nim. Dzieliły nas jedynie centymetry. Zanim zdecydowałam się posłać mu wrogie spojrzenie, wykorzystałam swoje wolne ręce, próbując go od siebie odepchnąć.

— Uspokój się! — wrzasnął, unieruchamiając mnie pomiędzy ścianą a swoimi ramionami.

Popatrzyłam na niego przerażona. Ton i barwa jego głosu były głębsze od czeluści samych piekieł. Zmroziło mi krew w żyłach, a z twarzy odpłynęły wszelkie kolory. Oczy świeciły się od łez, zalewając moją twarz. Mimo że czułam strach zaciskający się na mojej szyi, to nie był on stuprocentowo spowodowany Alfą. Martwiłam się o mojego przyjaciela. Ta niepewność była sto razy gorsza od dużego, groźnego wilka. Z pewnością widać było ból w moich oczach, on też go widział.

Kochana Przez PotworaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz