Rozdział 1

3.2K 132 195
                                    

~Levi~

Oparłem się o zimną ścianę. Kamień wbił mi się w plecy - uroki mieszkania w kilkuset letnim zamku. W tej właśnie chwili zaciągnąłem swój oddział do sprzątania. Jednak nawet przy tym byli cholernie głośni. A od tego hałasu zaczęła boleć mnie już głowa. Od tygodnia miewałem takie dziwne "bóle", które pewnie były spowodowane zbyt krótkimi lotami. Niestety nie miałem ostatnio czasu by udać się gdzieś dalej, ale zamierzałem zrobić to w najbliższym czasie, bo inaczej tu nie wytrzymam. Najwyżej zignoruję Erwina. Westchnąłem głośno, patrząc jak Eren przeszedł do tego samego korytarza, zaczynając myć okna tutaj. Najwyraźniej skończył już w prostopadłym korytarzu. Obserwowałem go uważnie, nie ruszając się i nie odzywając. Dzieciak nie widział mnie, bo nawet nie zerknął.

~Eren~

Po godzinie mycia tych przeklętych okien w zamku miałem dość. Nie byłoby to złe, gdyby nie bolałyby mnie plecy od dłuższego pochylania się. Z westchnieniem oparłem się o parapet, obserwując widok za oknem. Słońce ogrzewało moje zmęczone ciało, co było przyjemnym doznaniem. Patrząc się dłużej w szybę, zauważyłem swoje odbicie. Nagle ujrzałem w oknie postać stojącą nieopodal mnie. Obróciłem się zaskoczony, wlepiając wzrok w kapitana Levia.

~Levi~

Prychnąłem, gdy nagle się do mnie obrócił.

- Co to za obijanie, Jeager? - spytałem lekko zirytowanym tonem, gromiąc go wzrokiem.

Nie będzie mi tu przerywał pracy, to jeszcze nie koniec! Odepchnąłem się od ściany i zbliżyłem do niego, stając obok przed oknem.

- Zostawiłeś smugi - odezwałem się ponownie, wyjmując zza pasa własną szmatkę.

Stanąłem ostrożnie na parapecie, żeby sięgnąć wyżej i zacząłem szorować tamte miejsca, choć kilka razy miałem wrażenie, że zaraz polecę do tyłu i się wywalę. Przy okazji pewnie bym sobie jeszcze łeb rozwalił, bo w końcu czemu nie?

~Eren~

- Przepraszam - powiedziałem ze skruchą, gdy kapitan Levi mnie skarcił.

Kiedy się przyjrzałem oknom, to rzeczywiście było widać ślady smug. Kapitan zaczął je wycierać, ja zaś przyjrzałem się jego twarzy. Blask słońca sprawił, że jego ostre rysy twarzy złagodniały i był... Piękny. Po chwili jednak skarciłem się w duchu za te myśli. Czemu w ogóle o tym myślałem? Tak czy siak widząc, jak kapitan Levi robi za mnie moje obowiązki ocknąłem się i położyłem swoją dłoń na jego dłoni, w której trzymał szmatkę.

- Ja to zrobię!

~Levi~

Odwróciłem głowę w jego stronę, marszcząc brwi.

- Masz swoją i od mojej się odczep - odparłem, jednak nie wyrwałem ręki, jak zrobiłbym to z każdym innym.

Dotyk tego cholernego bachora był, można powiedzieć, nawet przyjemny. Gdy zabrał już rękę, spojrzałem znów na okno i sięgnąłem wyżej. Stanąłem na palcach, aby sięgnąć, gdy nagle słońce wyszło zza chmury i poświeciło mi prosto w oczy. Zachwiałem się i odruchowo chciałem złapać czegoś przed sobą, ale że okno było płaskie, nic mi to nie dało. Z zamkniętymi oczami przygotowałem się na uderzenie i następujące po nim siniaki. Miałem tylko nadzieję, że jednak niczego sobie nie złamię ani nie rozwalę głowy.

~Eren~

Po słowach kapitana Levia zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście mam swoją szmatkę. Zabrałem szybko rękę skrępowany tą całą sytuacją. Co ja w ogóle robię - pomyślałem. Powinienem zachować większą jasność umysłu. Nagle kapitan się zachwiał i zaczął spadać. Upuściłem swoją szmatkę, łapiąc go w ostatniej chwili.

Wiatr w skrzydłach ||Riren||Where stories live. Discover now