Rozdział 7

626 60 4
                                    

~ Hanji ~

Jasna cholera - pomyślałam, kiedy to zobaczyłam. Niby wiedziałam, co się z nim działo, jednak nie spodziewałam się, że dopuści się aż do tego! Biegłam korytarzem, klnąc jak szewc. Jak to się mogło stać? Czemu to się stało akurat teraz, kiedy ten jebany Levi wrócił! - myślałam gorączkowo, wpadając z impetem do jego pokoju.

- Levi! Cholera, co tu tak ciemno. Levi, słyszysz mnie? Gdzie jesteś do cholery!?

~ Levi ~

Przebudziłem się dobre dwie godziny wcześniej, nim Hanji wpadła do mojego pokoju. Przebrałem się, doprowadziłem pokój do ładu, ale dalej za światło służył mi tylko świecący mech. Przytulałem do siebie konika, w międzyczasie chowając wilka do kieszeni. Pewnie oddam go dzieciakowi dzisiaj. Znaczy i c h. Bo Nura... Nura też muszę, tak? Przyciskałem konika do piersi, leżąc pod kocem. Wtedy właśnie usłyszałem ten wkurwiający głos czterookiej. Zrzuciłem z siebie koc i obróciłem do niej.

— Czego? — warknąłem ostro. — Nie widzisz, że jestem zajęty?

O co, jej, do cholery, chodzi?! Ja tu chcę w spokoju się nad sobą powyżalać i przygotować choć trochę na załamanie, a ta chce mnie zamęczać swoimi problemami!

— Jeśli to coś związane z tytanami to wyjdź stąd, zanim cię wyrzucę. — Siedziałem, mówiąc to, a konika mając w lewej ręce i gładząc kciukiem jego grzywę.

~ Hanji ~

- Chodzi o Erena, tylko słuchaj uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać. Obserwowałam jego zachowanie od kiedy wziął pióro i armament z gabinetu generała Erwina. Napisał do kogoś list i nie zgadniesz do kogo, do Ciebie! - mówiłam niemal krzycząc, nie mogłam się uspokoić. - Poszłam do Twojego pokoju i zobaczyłam to tam, więc to przeczytałam - Wyciągnęłam z kieszeni list i podałam mu. - Dzieciak w tym liście przeprasza Ciebie i chciał się spotkać z Tobą na dachu zamku. Poszłam tam, choć było później niż wyznaczona przez niego godzina. O dziwo był tam i płakał, najwyraźniej martwił się, że nie wracasz. Potem w ogóle był przygaszony w sobotę, ale nie spodziewałam się, że ucieknie tej nocy, by Ciebie szukać! - krzyknęłam oburzona, nie wiedząc już, co o tym wszystkim myśleć - I nie obchodzi mnie to, co się pomiędzy wami stało, masz go znaleść zanim go zjedzą tytani!

~ Levi ~

Słuchałem jej ze zmarszczonymi brwiami i wziąłem wciśniętą na siłę kartkę. Przeczytałem pobieżnie i warknąłem. Czyżbym się mylił...? Zerwałem się, odpychając czterooką na bok i na szybko zakładając pasy i skrzydła. Zajęło mi to ledwie piętnaście sekund.

— Gdzie ostatnio go widziałaś? — warknąłem ostro.

Byłem pewien, że szybko go znajdę. Nie mógł daleko zwiać, a ja potrafiłem bardzo szybko latać. Znajdę cię, bachorze. Najwyraźniej musimy pogadać - zadecydowałem stanowczo w duchu, chowając konika pod koszulę.

~ Hanji ~

- A bo ja wiem!

Jetz, czemu on musi być taki nieprzyjemny nawet w takich sytuacjach - pomyślałam zdenerwowana, po czym kontunuowałam:

- Pamiętam, że zmierzał korytarzem dokądś, pewnie do swojego pokoju, bo było jeszcze przez północą. Domyślam się jednak, że ta wiedza Ci nie pomoże. W ogóle co to są za skrzydła? - zapytałam się, pierwszy raz widząc coś takiego. No, prawie.

~ Levi ~

Warknąłem tylko na nią wściekle.

— Co cię to kurwa obchodzi w tej chwili? Spadaj! — Odepchnąłem ją w stronę łóżka i gwałtownym krokiem wyszedłem z pokoju.

Wiatr w skrzydłach ||Riren||Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu