Rozdział 28

2K 178 174
                                    

Tymon

Jeżeli mógłbym zrobić dla Kacey jedną rzecz to cofnąłbym czas. Ona z pewnością nie zasługuje na los, jaki ją spotkał. Śmierć, choroby... to jej historia. Jestem cholernie zły na tych wszystkich ludzi, którzy zniszczyli jej dzieciństwo, jeden z najpiękniej okresów życia. Krew mnie zalewa, kiedy tylko na myśl przychodzi mi jej cierpienie, mam nawet durne wyrzuty sumienia, dlaczego mnie tam nie było, ale przecież byłem równie mały jak ona. Pragnę, aby choć przez te kilka dni nie myślała o tym, co się zdarzyło w przeszłości. Marzy mi się dzień, kiedy zobaczy kolory i mnie, to wszystko, czego nie jest w stanie sobie wyobrazić. Wszystko...

― A ty co taki zamyślony? ― rzuca Mike, unosząc kolejne gałęzie.

Potrząsam głową i wracam do świata żywych. Ostatnio staje się to dla mnie coraz trudniejsze, zaczynam rozmyślać w najmniej odpowiednich momentach.

― Co? ― mamroczę, biorąc od niego garść gałęzi.

― Wpadłeś po uszy, stary ― komentuje to wszystko J, stojąc za nami z uhahaną miną.

― Może byś tak pomógł, a nie stał i się śmiał jak idiota? ― Wciskam mu w dłonie drewno.

― Kiedy jej to wreszcie powiesz? ― Szturcha mój bok Brunner.

― Chłopaki... ― chrząkam i wymijam ich.

― Ej! Ale weź jakieś drewno na ognisko! ― drze się, któryś z nich, nawet nie wiem który, bo cholerny śnieg wpada do moich butów i usiłuję się go pozbyć, bo czuję że jeszcze chwila a będę miał mokre stopy.

Mike uśmiecha się głupkowato, puszczając mi oczko, kiedy tylko do nich podchodzę. Czuję się, jakby dwójka moich kumpli siedziała w moim mózgi i śledziła każdą myśl. Pewnie wiedzą, że ubóstwiam głos Hawk, a jej niezdarne ruchy uważam za bardzo seksowne.

Czy to aż tak widać na zewnątrz, co sądzę o niej?

― Jak coś to naszą sypialnię macie dziś wolną ― śmieje się Jasper.

― Błagam was... Dziś są jej urodziny, spędzimy je jak paczka przyjaciół. ― Patrzę na nich uważnie. ― Bez podtekstów ― dodaję.

― Ale przyznaj się, podoba ci się ― ciągnie Brunner. ― To widać, stary. 

― Mike... ― Język mi się plącze i nie wiem, czy kłamać bez sensu, czy nie.

Obejmuje mnie do swojego ciała przyjacielsko i klepie plecy. Solidarność naszej trójki nigdy nie wygasła, mimo licznych dziecinnych kłótni. Czasem przebywając na wykładach kompletnie sam, mam wrażenie, że oddaliśmy się od siebie, lecz to złudne wrażenie. Oni zawsze są i będą, łączy nas więcej niż jestem w stanie pomyśleć.

Czym sobie zasłużyłem na tak dobrych kumpli?

Kiwam lekko głową, aby potwierdzić ich dociekliwe pytania. Szczerość w tym momencie wygrywa. Oboje obskakują mnie, ściągają czapkę i czochrają jak za dobrych lat w liceum. Nadal jesteśmy takimi samymi szczeniakami, no może bardziej rozgarniętymi.

― Dobra, starczy panowie. ― Śmieję się, odpychając ich.

― A mówiłem! Zawsze mam rację! ― Jasper trajkocze wesoło.

― Już się tak nie podniecaj. ― Wystawiam język na mróz. ― Zajmij się raczej niepohamowanymi hormonami Alicii, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że ona wybrała dwa lata temu ciebie, a nie mnie.

― Bo ona wie, co lepsze. ― Porusza sugestywnie brwiami.

― Taaa, akurat ― kpi Michael.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now