Rozdział 19

1.8K 177 126
                                    

Tymon

― Kacey! Uspokój się! ― Szarpię jej ramię.

― Tymon, zostaw mnie. Chcę być teraz sama! ― krztusi przez łzy. ― Przez ciebie tylko ciągle łamię zasady!

Wyleciała ze świątyni jak z procy. Jedno zdanie tej, na moje oko, trzydziestoletniej kobiety spowodowało, że coś w niej pękło. Demony przeszłości wróciły. Choć przypuszczam, że wychowała się w sierocińcu, zakładam, że jej pobyt tu nie był bezpodstawny. Kacey nie jest osobą, która mówi o sobie wiele. Trudno cokolwiek z niej wyciągnąć. Jest dla mnie jak zagadka, którą powoli i żmudnie należy odkrywać. W tym całym czasie zaczynam więcej myśleć o problemach Hawk i rozmyślać o jej życiu częściej niż o swoim. Zawładnęła moimi myślami.

Otulam jej czerwoną puchówkę od tyłu, mocno przyciskając do swojej klatki. Cała drży i spazmatycznie łapie rześkie powietrze. Mam wrażenie, że zaraz mi zejdzie na tym placu przed kościołem. Dobrze przynajmniej tyle, że ta kobieta nie postanowiła nas gonić.

― Spokojnie, K. Oddychaj ― szepczę czule do jej ucha. ― Każdy człowiek przeżył swój upadek, z którego trudno powstać.

― Nic nie rozumiesz, Tymon ― odpowiada tym razem z większym spokojem. ― Są rzeczy z przeszłości, które pozostają w naszym umyśle i sercu na zawsze, nie ma możliwości ich cofnięcia. Tak bardzo to boli... ― Serce mi ściska, gdy ją słyszę.

Moje ramiona tulą ją najmocniej, jak potrafią. Nigdy w życiu nie czułem się tak, jak dziś. Rozbity. Współczujący. Mam ochotę płakać z nią.

― Kim jest Lorrie? ― pytam delikatnie, ale jej ramiona i tak znacznie się napinają.

― Kimś z przeszłości, z mojego drugiego życia. ― Dzwony kościelne przygłuszają nieco jej głos. ― Chcę iść do domu, dam sobie radę sama, Tymon. ― Próbuje się wyrwać z mojego uścisku, lecz mocno ją trzymam.

― Nie zostawię cię ― upieram się. ― Chcę z tobą porozmawiać, teraz, tu.

Kręci głową zawieszoną nisko. Wydaje się taka wiotka i oszołomiona. Nie chcę, ani nie mam zamiaru, owijać w bawełnę. Pytam, ryzykując naszą przyjaźń. Emocje. Uczucia.

― Byłaś w sierocińcu, prawda? ― Unoszę jej podbródek, który drży.

― Tak, Tymon... Nie ch...

― Ciii ― Kładę palec na jej spierzchniętych od mrozu i płaczu ustach.

Gdy się do kogoś przywiązuję, zaczynam się cholernie przejmować tą osobą. Tak samo było z Michaelem, gdy stracił ojca w wypadku; pragnąłem nagle uczynić go członkiem mojej rodziny. W takich osobach wyłapuję każdą zmianę w tonie, zachowaniu, mimice. Analizuję u Kacey każdą drobną reakcję ciała. Boję się, że w tym momencie mnie odrzuci. Utrata. Odrzucenie. Nienawidzę tego.

― Nie musisz mówić mi całej historii. Po prostu mi zaufaj i nie spiesz się. Czas naprawdę zazwyczaj leczy rany.

Wtula się z płaczem w mój tors. Nie znam jej tak naprawdę. Kacey dopiero poznaję. Jest... Trudno to opisać. Jest osobą, która jest silna z wierzchu, ale ma w sobie coś, co pod wpływem ogromnych emocji po prostu pęka. Nadzwyczajną wrażliwość, która tak bardzo mnie oczarowuje i powoduje, że głupieję. Gdy śpiewamy, tulimy się, płaczemy razem, czy wygłupiamy.

― Masz jakieś marzenie? ― Próbuję zapełnić jej myśli czymś innym niż przedziwna trzydziestolatka.

Jej milczenie nie trawa długo. Unosi minimalnie brodę, tak, jakby chciała popatrzeć w moje oczy, które są na skraju płaczu. Naprawdę mam ochotę wlać łzy wraz z nią nad pieprzoną przeszłością. 

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now