Rozdział 10

2.6K 203 181
                                    

Tymon 

Leah dziś jest jeszcze bardziej energetyczna niż wykładzie z durnej mikroekonomii tydzień temu. Maluje starannie, z dbałością o każdym, chociażby najmniejszy szczegół rzeczy w naszym kółku. Do rysunku surykatki i gitary przybywa zwiewna lilia, którą perfekcyjnie szkicuje Leah już od dobrych dwudziestu minut. Ja dokładam butelkę szkarłatnego wina, bo chętnie bym coś wypił. Suszy mnie jak diabli, a mamy początek grudnia, kto by pomyślał...

— Ty pijaku. — Chichocze cicho czarnowłosa.

— Jak ja dawno nie imprezowałem — stękam nudno.

Szturcha mnie mocno w żebra, poruszając fikuśnie brwiami.

— Trzeba to zmienić, co nie? — pytam retorycznie.

— Yuuup.

Uśmiech przepełnia dzisiaj jej twarz. Wesoła Leah wygląda jak słodki Pikachu, nawet ma na sobie kanarkowy sweter.

Zwinny ołówek Leah kończy lilię. Wygląda prześlicznie, ma finezyjne płatki, rozchodzące się wspaniale na boki, a listki są niewielkie, powabne. To kółko wygląda paradoksalnie. Moje rysunki są brzydkie, malowane ostrą i ciemną techniką. Leah wkłada w nie delikatność i kobiecą subtelność, cieniuje się stopniowo i nadaje głębie. A niby to tylko durne rysunki na mikroekonomii dwójki znudzonych studentów.

— Powinnaś być na akademii sztuki. — Oceniam skrupulatnie jej malunek.

Leah mało nie pęka śmiechem. Szturcha moją kostkę, kręcą głową w przedziwny sposób. Swój sposób.

A ty powinieneś więcej notować na wykładach. — Jej japoński akcent z trudnością radzi sobie z niektórymi głoskami.

Czas leci, leci i leci. Spoglądam na zegarek i zagryzam nerwowo wargę, ostatnio za często ją gryzę.

Za piętnaście trzecia...

Robię od rana spam Kacey o naszym spotkaniu. Dzwonię, piszę sms-y. Jestem tym cholernie podjarany. Liczę, że system w jej telefonie odczytuje te wiadomości na głos, oby mój kuszący ton ją wreszcie magicznie oczarował i jej nóżki powędrowały do Razzy Fresh. Nie dostałem, póki co żadnej odpowiedzi od niej, co i tak nie napełnia mnie złą passą. Będę o czwartej trzydzieści równo w Razzy Fresh, nic mnie nie powstrzyma. Teraz wystarczy zerwać się z zajęć.

Cichaczem chowam pojedynczo każdą rzecz do skórzanej, hebanowej torby na ramię. Nawet długopisy lądują tam w dziwnej selekcji, wszystko po to, abym nie wyglądał podejrzanie. Jednak spojrzeniu Leah nic a nic nie uniknie.

— Pss... Pumba Tymon, gdzie idziesz? — Szepcze mi do ucha. 

Trącam przypadkowo jej pałeczki do gry z mahoniowego stolika, ale szybkimi, dość dziwnymi ruchami ratuje nas od spojrzeń wszystkich na sali. Choć raz unikam przypału.

— Zmywam się stąd, muszę coś załatwić.

Robi smutną minkę, która powinna działać na mnie i poruszyć moje twarde serce. Sorry, ale nadal pozostaje w stanie lekkiego krwawienia i twardości.

— Ale, że już, tak teraz? — dopytuje.

— Tak — odpowiadam hardo.

Szczypie mój bok i zaczepnie się uśmiecha. Mam nadzieję, że to z jej strony nie jest flirt.

— Okay, ale obiecasz, że w sobotę zagramy razem w piwnicy mojego akademiku?

— Yup. — Naśladuję jej akcent, cmokając jej lico.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now