Rozdział 21

2.1K 184 114
                                    

Kacey 

Jedziemy na nagrania. Tak, jak obiecał, teraz już nie marznę, wręcz jest mi gorąco. Nawiew ciepłego powietrza w aucie leci wprost na moją twarz, co powoduje, że skóra delikatnie mrowieje. Dodatkowo jego palce muskają moje kolano, co jest cholernie rozpraszające i przyjemne. Jedynie co, to wbijam nieco palce w skórzaną tapicerkę, nie lubię jeździć autem, zawsze tego nie lubiłam. Każdy ruch czuję ze zdwojoną siłą bez wzroku. Najgorsze według mnie są te wszelkiego rodzaju ronda okrągłe, jajowate. Po prostu katorga dla mojego żołądka.

― Wszystko dobrze, K? ― pyta troskliwie Tymon.

― Nie za bardzo lubię jazdę, ale w porządku ― odpowiadam szczerze.

― Tobie to trudno dogodzić. ― Szturcha mnie zawadiacko, przez co jego palce przestają toczyć kojące kółeczka.

― Ejjj... Nieprawda, wiele rzeczy lubię ― bronię się, zakładając dłonie pod piersiami.

― Na przykład? ― Śmieje się ze mnie pod nosem, słyszę to.

― Nasze wspólne śpiewanie. ― Siedzę rozluźniona z uśmieszkiem.

Chyba usiłuję lekko nawet flirtować. To niewyobrażalne, jak uwielbiam przebywać z nim sam na sam.

― Hmmm ― mruczy melodyjnie.

Biegnę dłonią w dół z uda na kolano, jego palce wystukują na nim powolnie rytm bitu z radia. Muska je ledwie wyczuwalnie, ale przestaje wybijać melodię, czyli coś tam poczuł. Zaczynam głaskać jego rękę, bo jest o wiele zimniejsza od mojej. Trzeba trochę nadprogramowego ciepła w końcu przekazać.

― Byłem wczoraj u rodziców ― mówi spokojnym tonem.

Obracam głowę w jego stronę, martwię się. Zawsze mówiąc o rodzinie, nie wspominał dobrych rzeczy.

― Miranda była ze mną, nie było najgorzej.

Miranda z nim była... aha. Czyli co? Niby tak, ale niby nie kręcą ze sobą. Przestaję dotykać jego dłoń, ale on chwyta moją i splata palce.

― Nie złość się.

― Nie złoszczę się ― mamroczę.

Śmieje się cicho pod nosem i parkuje, więc zabiera swoje łapy ode mnie. Liczę, że może nie będzie mi opisywał jakiś ich uniesień miłosnych, to daremne i dziecinne. Niech sobie robią, co chcą, ja tam wcale im nie zazdroszczę.

― Wracając, mój tata zaproponował, abym pomagał mu już w firmie.

Lekko mi szczęka opada, czy on ma zamiar mi powiedzieć, że wyjeżdża? Nie będziemy już wspólnie nagrywać?

― Co masz robić w tej firmie? ― dopytuję spięta, samochód zatrzymuje się prawdopodobnie na miejscu.

― Wspominał o finansach i rachunkowości, ale ja nie chcę. ― Odpina mój pas. ― Nie mam zamiaru brać w tej całej akcji udziału, Kacey, to totalnie nie dla mnie. Oni nie mogą decydować o tym, co mam zamiar robić w życiu! ― mówi z wrzutem.

Głaszczę jego dłonie czule, delikatnie, mocno, wszystko na zmianę.

― Spokojnie, ciii... ― uspokajam.

― Nie chcę, aby ktoś podejmował decyzje za mnie, najchętniej rzuciłbym te studia i robił to, co naprawdę kocham.

― Więc tak zrób, Tymon. Zrób to, co kochasz. ― Uśmiecham się szeroko. ― Zaryzykuj i pokaż im, że jesteś więcej wart, niż myślą.

Uwielbiam to, kiedy w stu procentach sobie ufamy i jesteśmy szczerzy. Bezcenne posiadać taką osobę.

Wychodzimy z auta, czuję śnieg pod stopami. Foster od razu jest za moimi plecami i kieruje mnie do celu, opanował kierowanie mną do perfekcji.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now