Rozdział 26

1.8K 162 79
                                    

Tymon 

Kiedy widzę, jak moja ukochana babcia Meggie krząta się po kuchni w ubrudzonym od mąki fartuchu, a moja mama uśmiecha się szczerze i nawet chichocze z żartu własnej matki, chyba po raz pierwszy w tym roku rośnie mi serce na widok rodziny. Tata rozpala w kominku ogień. Tylko ja stoję tak bez celu w jednej ręce z Pumbą, a w drugiej ze szlugiem.

― Tymonku, a ty co tak nic nie robisz? ― Babcia maże mój nos dżemem, stając na palcach.

Zlizuje go prędko i szczerze się jak mały chłopiec tak też się dziś czuję, jak niewinne, kochane małe dziecko. Rodzice nie czepiają się mnie niczego, a babcia uznaje, że przecież jestem idealnym studentem. Pozory mylą...

― Właśnie wychodziłem z Pumbą na spacer ― bronię się.

― Raczej zapalić ― dogryza mama, kręcąc głową roześmiana.

― Oj Tymon nie baw się w dziadka Ernesta, proszę cię. Nie ma po co szybciej umierać ― upomina babcia, przeczesując moje przydługie już włosy.

Wszyscy milkną na imię dziadka, nie ma go z nami już ponad trzy lata. To był cios dla całej rodziny, ja czułem się, jakbym stracił najlepszego przyjaciela, to jemu mogłem powiedzieć wszystko, co leży na sercu. Jako jedyny rozumiał moją pasję do muzyki i sam ją mnie zaraził. Był genialnym muzykiem – samoukiemNiestety jego serce nie wytrzymało po siedemdziesięciu latach, odszedł we śnie, wtulony z babcię, najważniejszą kobietę w swoim życiu

Łzy cisną mi się do oczu, myśląc że to kolejne święta bez niego. Mojego przyjaciela. Wychodzę szybko przed dom, puszczam wolno Pumbę na ośnieżone schody, a sam spaceruje jedynie w koszuli po podwórku, rozkoszując się wydychaną nikotyną. Ona go zabiła częściowo, w myślach błagam, aby nie zrobiła tego i ze mną.

Dziesięć lat wcześniej

― Kolejny trening baseballu? ― Dziadek smaruje moje kanapki masłem orzechowym.

― Dwa razy w tygodniu dziadku. ― Uśmiecham się szeroko i zakładam na głowę bejsbolówkę. ― Zapomniałeś już? ― Chichoczę, wskakując na blat.

― Tata za dużo od ciebie wymaga, masz dopiero jedenaście lat, jeszcze chwila i do ligi trafisz. Mały to cię może zniszczyć.

― Nie martw się dziadku. ― Puszczam oczko.

― Tymon... Lubisz to? A twoje piosenki? Nie chciałbyś się zapisać na jakieś lekcje śpiewu?

Macha ręką od niechcenia i porywam jedną kromkę tostowego chleba, posmarowaną orzechowym cudem. Niebo w gębie.

― Może kiedyś dziadku, tata mówi, że z muzyki nie da się wyżyć na przyszłość. O baseballu co prawda mówi podobnie, ale to przynajmniej rozwija moje ciało. ― Podsuwam rękaw i pokazuję mu delikatne zarysy mięśni.

― No, no. ― Ściska je, a te od razu tracą twardość. ― Jeszcze trochę i przebijesz moje.

― Pokaż dziadku bicki! Pokaż! ― piszczę.

Zaczynamy się przechwalać swoimi mięśniami na rękach, śmiejąc się w niebo głosy. Babcia wpada do kuchni i kręci głową.

― Kiedy wy dorośniecie, co? ― Podbiera pięści o biodra.

― Meggie, siłacz nam tu rośnie. ― Dziadek przerzuca mnie przez ramię.

― Dziadku! Puszczaj mnie! ― Kopię nogami na wszystkie strony.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now