18. Egzaminy ❧

162 14 1
                                    

Czas leciał nieubłaganie, wręcz z każdym dniem jednocześnie przyspieszając magicznym sposobem tętno wielu uczniów. Wielka Sala została przygotowana dosłownie na chwilę przed umownym rozpoczęciem egzaminu - machnięciem różdżki oczywiście. Na rozstawionych odpowiednio już stołach zostały ponalepiane karteczki z nazwiskami. Nauczyciele zostali rozstawieni po bokach, by nie przeszkadzać, a jednocześnie pilnować, choć zaklęcia zabezpieczające zawsze wystarczały (od dziesiątek lat nie było śmiałka, by oszukać te 'zabezpieczenia') . Ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Wybił dzwon. Uczniowie usiedli na swoich miejscach i rozpoczęli test, a pierwszym z nich był egzamin z zaklęć. Na niektórych twarzach widać było wręcz strach, na innych błogi spokój - jak pokazuje doświadczenie, przesadny spokój i pewność siebie akurat nie kończy się efektem pozytywnym. Jednak nie tylko egzaminowani byli zdenerwowani. Opiekunowie domów trzymali kciuki za swoich podopiecznych, choć wiadomo było, że nie wszyscy je zaliczą. Nie wróżyło im to świetlanej przyszłości...

I dzwon zabił ponownie. Czas się skończył, skwitowany jękiem niezadowolenia. Niektórzy niemal z płaczem wybiegli z sali, a inni spokojnym krokiem i pewnością na twarzy wypinali dumnie pierś. I tak przez tyle dni, ile egzaminów zdawali, więc co najmniej siedem. Harry był gdzieś pomiędzy pewnością, że zda i niepewnością, jak słabo mu poszło. Natomiast Ron...

- Hej, Ron, coś ty taki nie w sosie? Już po wszystkim! - przyjaciel poklepał go po ramieniu. 

- Taa... - westchnął - W sumie chyba nie najgorzej, tak mi się zdaje... zaliczy się. Ale miałem się przecież więcej uczyć i w ogóle..

- Miałeś tyle spraw na głowie! Na przykład...yy... martwiłeś się o Hermionę.

- Weź mi o niej nawet nie mów! Nie dość, że łaziła z tym... Wężem to jeszcze Ginny mówiła, że znów wymyka się po nocach. Gzi się po kątach z tą tchórzofretką! - jego złość i określenie Ślizgona dawało wybitnie komiczny efekt.

- Jeszcze raz obraź mnie lub Hermionę to potraktuję Cię Cruciatusem, a wierz mi, że cała przyjemność będzie po mojej stronie. - jak na zawołanie przy nich zjawił się blondyn.

- Malfoy? Nawet dobrze Cię widzieć. - Harry uśmiechnął się słabo - Może ty nam powiesz co z Hermioną, bo pojawia się i znika, nie rozmawia z nami, a całe dnie spędza nie wiadomo gdzie i wiadomo, że nie z tobą. - chłopak spojrzał wymownie na rudego przyjaciela.

- Od tamtej pory... widziałem ją raz dłuższą chwilę, gdy kierowała się do lochów. Po drodze złapała ją Ginny, ale długo nie rozmawiały. Hermiona wyglądała na całkiem obojętną, jakby każde słowo leciało w pustkę. Próbowałem z nią rozmawiać, ale chyba tylko pogarszam sytuację. Sam czuję się bezradny. - blondyn wyglądał na mocno przybitego. Nigdy nie czuł się tak fatalnie nie mając możliwości ruchu. 

- Jakież to romantyczne, oh. - złośliwie zatrzepotał rzęsami - Byłeś jej chłopakiem to coś zrób. Chociaż, co mnie to! Nara!

Ron pobiegł korytarzem rozzłoszczony. Ten jego temperament i urażona duma...

Harry i Draco spojrzeli na siebie oszczędzając sobie komentarza na temat zachowania chłopaka. Ważniejszym było, że musieli coś wymyślić, nie mogli przecież zostawić najbliższej im osoby samej.

Po chwili niczym duch przemknął "wilk, o którym była mowa". I w pewnym sensie było to dosłowne: była blada, a oczy puste, wpatrzone gdzieś przed siebie.

**

- Hermiono! Jak miło Cię widzieć! Tyle czasu... - zielonooki usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę koleżanki.

- Dwa dni, cztery godziny i 32 minuty, sekundy pominę. Chcesz coś czy tak tylko tarasujesz przejście? - nie drgnął jej nawet kącik ust.

- A tak sobie stoję, czekam... - kombinuj, chłopie, byle szybko!

Hermiona próbowała przejść, ale Harry zastąpił jej drogę.

- Ojej, wybacz... - uśmiechnął się przepraszająco - A tak w ogóle dokąd idziesz? Może pójdziesz z nami na piwo kremowe?

- Nie. Nie owijaj w bawełnę, mów z góry o co Ci chodzi, bo mnie nie oszukasz.

- Eh... dobrze. - westchnął ciężko - Martwimy się. Ja, Draco, Ron, Ginny. Wróć do nas, do Pokoju Wspólnego, tak niewiele czasu już zostało! Nawet nie mamy chwili, by normalnie porozmawiać, znikasz na całe dnie.

- Malfoy sobie może, ale znaleźć inną naiwną. Ron? Dba tylko o własny rudy tyłek. Ty i Ginny... tak, wam wierzę. I mogłabym się z wami zobaczyć jeśli przyrzekniesz, że nie będzie nikogo więcej. Jasne? - jej ton głosu był tak oschły, że niemal się przestraszył. Gdzie podziała się ich kochana przyjaciółka troszcząca się zawsze o wszystkich i okazująca im tyle miłości, ile tylko zdołała? Brzmi zupełnie jak... Snape. To ma sens, a jednocześnie go nie ma wcale. 

- Oczywiście! Przyrzekam też za Ginny.

- Dobrze, zgoda. Jutro, biblioteka, pierwsza przerwa. Do zobaczenia.

**

Wymieniona dwójka spotkała się niedługo potem, by omówić sytuację. Fakt, to zawsze brunetka martwiła się i dbała o ludzi dookoła, a gdzie ona sama była w tym wszystkim? Czy to nie oni zawiedli, skoro nie chce z nimi rozmawiać? Czy w ogóle zdołają odzyskać jej zaufanie? Jeśli się uparła, jak to ma niekiedy w zwyczaju, będzie to długa i wyboista droga, ale przecież są przyjaciółmi. Nie mogą tego zaprzepaścić. 

Samotni wśród tłumu / Hermiona GrangerWhere stories live. Discover now