29. Niespodziewana oferta ❧

46 5 0
                                    

Tak się złożyło, że przed świętami o grudniu i świętach właśnie. Miłej lektury, zachęcam do gwiazdek i komentarzy :) <3
*** *** ***

Grudzień i kolejne święta Bożego Narodzenia. W tym roku w szkole został Harry, Hermiona i po kilku uczniów z Huffelpuff'u i Slytherin'u.
Cisza, spokój... byłby, gdyby w szkole nie został Dracon.

Przez cały ten czas tylko kombinował jak odzyskać zaufanie dziewczyny. Czasem wysyłał jej kwiaty z liścikami, a czasem wysyłał pośredników, by coś jej przekazali. Kilkakrotnie prosił o spotkanie, ale nigdy się nie stawiła. Był zły. A gdy Malfoy jest zły...

- Hermiono Granger – znalazł ją wreszcie samą. Podszedł do niej, złapał za rękę i zaciągnął do pustej sali.

- Co ty wyprawiasz?!

Nic nie powiedział, tylko przytulił ją mocno do siebie. Tak bardzo za nią tęsknił...

- Proszę, wybacz mi. Hermiono... Ja już nie mam z tym nic wspólnego. Kocham Cię, tak bardzo... Musisz mi uwierzyć. Zrobię wszystko dla Ciebie. Porozmawiaj ze mną chociaż!

- Dobrze. Niech będzie... – westchnęła; nie mogła patrzeć w te smutne oczy – Więc teraz ty mnie posłuchasz. - przybrała ton nieznoszący sprzeciwu - Kochałam Cię całym sercem i nikomu chyba tak nie ufałam jak tobie, bo pokazałeś mi, że się niegdyś co do Ciebie myliłam. Ale wbiłeś mi nóż w plecy. Właśnie ty! Powinniśmy być ze sobą szczerzy, więc choć raz bądźmy. Więc jak? Jest jeszcze coś o czym nie wiem?

- Popełniłem wiele błędów, wiem. - mówił patrząc jej w oczy, co uznała za objaw szczerości - Ale odkąd weszłaś do mojego życia, wszystko stało się inne. Wiem, że brzmi to tak poetycko i niemal komicznie, ale... Wywróciłaś je do góry nogami, nie pozwolę, byś...

- Granger, co tu robisz? Odejmuję Gryffindorowi 5 punktów.

Znikąd w sali zjawił się Snape. Czy to aby nie czary?

- Słucham?! Ale...!

- Za pyskowanie kolejne 5. Coś jeszcze?

Była kompletnie zbita z tropu, zaskoczona i chciała go rozszarpać na miejscu, że przerywa im tak nagle. Milcząc wyszła z sali. Malfoy patrzył na niego z wyraźną wściekłością, ale wolał nic nie mówić.

- Panie Malfoy... – podszedł do chłopaka i ściszył głos – trzymaj się od niej z daleka.

I wyszedł. Draco kipiał złością, chciał na niego nawrzeszczeć, ale wiedział, że dodatkowy cyrk mu niepotrzebny. Dopiero po powrocie do dormitorium zaczął się zastanawiać. Snape, ich Opiekun, a dla reszty szkoły Nietoperz, troszczy się o uczniów? O Gryfonów? O Hermionę?...

**

Hermiona została wezwana do profesor McGonagall. Usiadły sobie, piły gorącą czekoladę, rozmawiały. Zbyt piękne, żeby nie miało powodu.

- Hermiono, wiesz, jak Cię cenię. Twoja bystrość i pragnienie wiedzy jest godne podziwu. Dlatego... mam dla Ciebie propozycję. Otóż masz możliwość wyjazdu na pewien czas do Beauxbatons. Poznać zwyczaje, sposób nauczania. Jest tam kilka przedmiotów, których nie ma u nas...

- Wyjechać? Kiedy? Na ile? – zrobiła pauzę i zastanowiła się – A Harry i Ron?

- Wiesz dobrze, że to niezwykła szansa. Dla wybitnej uczennicy. Twoi przyjaciele zrozumieją, bo kochają Cię jak siostrę. Każdy z nas tu widzi jak bardzo jesteście zżyci i rozumiem, że taka rozłąka była by trudna, ale sowy zawsze są do dyspozycji.

- Nie odpowiedziała Pani na moje wszystkie pytania.

- Za... dwa tygodnie. Na początek na miesiąc.

- Ale drugi semestr, zajęcia...

- Nie widzę problemu. Tam będziesz uczęszczać na zajęcia, tak jak u nas. Będzie to respektowane. I jak wspomniałam, są zajęcia, których my nie mamy, więc będziesz mogła podjąć decyzję, czy na nie uczęszczać.

**

Hermiona wieczorem w pokoju wspólnym poruszyła temat wyjazdu. Jak się domyślała, nie byli zachwyceni.

- Nie, nie, nie. Na miesiąc? Tak daleko? Z tymi wszystkimi wilami?

- Czy to coś złego? Poza tym, nie tylko są tam wile. I jest dużo dodatkowych zajęć, tak słyszałam.

- Hermiono... – zaczął Harry – jeśli tylko zechcesz, jedź. McGonagall ma rację, to wspaniała szansa na twój rozwój. Może to mały krok, ale kto wie co będzie dalej. – Przyznała mu rację obok siedząca Ginny. Zadziwiająco dobrze ostatnio się dogadywali.

- Od kiedy jesteś takim myślicielem, co? Nigdzie nie jedziesz. – Ah ta delikatność Rona...

Westchnęła ciężko. Stwierdziła, że musi porozmawiać z kimś jeszcze.

**

Po wysłaniu sowy następnego dnia do rodziców, stała chwilę na dworze i patrzyła na niebo. Coraz częściej jej się to zdarzało - zawiesić się w rzeczywistości.

Było co prawda zimno, ale jednocześnie pięknie. Gdy usłyszała czyjeś kroki ocknęła się i rozejrzała z cichą nadzieją, jednak nie była to żadna znana jej osoba. Wróciła więc do rozmyślań, choć zaczęła czuć wręcz kłujący ból w palcach od chłodu.

Musiała się za siebie wziąć. Coś musiała ze sobą zrobić, jest zbyt delikatna... różne rzeczy chodziły jej po głowie. Czemu teraz?

**

Rozległo się pukanie do drzwi.

- Wejść!

Powoli, zamykając za sobą drzwi, weszła do gabinetu.

- Znowu ty? Czego chcesz, jestem zajęty... - westchnął.

- Wie Pan, co się dzieje wokoło. Chodzą różne plotki...

- Jeśli chcesz opowiadać mi o jakichś głupich wymysłach niedowartościowanych dzieci, to...

Rzuciła mu list na biurko i wyszła.

Otworzył go i zaczął czytać. Z każdą linijką zwężały mu się oczy ze złości.

Ktoś za to zapłaci.

**

Minęły dwa tygodnie. Hermiona stała z bagażami w towarzystwie chłopaków, Ginny i profesor McGonagall na peronie.

- Bądźcie grzeczni, jest jeszcze zimno, więc nie łaźcie w samych podkoszulkach, jedzcie zdrowo, Ginny dopilnuj ich tu! I nie zapomnijcie odrabiać prac domowych. I myjcie zęby codziennie i...

- Nie jesteś naszą matką!

- Przepraszam, no ale...

- To tylko miesiąc, wrócisz, zanim się zorientujesz. – Ginny przytuliła ją i uśmiechnęła się. – Już ja się nimi zajmę.

Po chwili przybył powóz z Beauxbatons. Dyrektorki przywitały się.

- Oddaję Cię w dobre ręce, Hermiono.

Baldzo mi milo, Miono. Saplasiam do powóz.

Hermiona uśmiechnęła się nikle i wsiadła. Po chwili odleciały. Profesorka wyglądała jakby kamień spadł jej z serca.

- Pani Profesor? Co się dzieje? - Ginny od razu zauważyła tę zmianę, ale o dziwo Harry też.

- Ależ nic, panie Potter. Możemy być dumni z panny Granger. Oby dobrze to na nią wpłynęło.

I odeszła. Trójka spojrzała na siebie pytająco i również skierowali się do szkoły.

**

Draco dostawał już białej gorączki. Nigdzie nie mógł znaleźć dziewczyny. Biblioteka, sale, nawet czatowanie niemal cały dzień pod portretem Grubej Damy – NIC! Więc rozpuścił swoje łuskowate sieci po szkole.

- Draco, mam dla Ciebie newsa. Twoja panna wyleciała w powietrze. - Ślizgon uniósł teatralnie ręce do góry.

- CO?! - blondyn złapał chłopaka za koszulę - Zabini, zaraz ty wylecisz w powietrze. 

- Wyluzuj. Poleciała do Beauxbatons. Na miesiąc.

Samotni wśród tłumu / Hermiona GrangerWhere stories live. Discover now