Samotność

203 11 3
                                    

Geralt
- Jak to po prostu go znalazłeś? Jak w ogóle go przyniosłeś do zamku niezauważony? - Coraz więcej i więcej pytań wypływa z ust mojego brata...
- Nie powiesz nic rodzicom, jasne?
- Geralt doskonale wiesz jak Mama reaguje na takie sytuacje - mówi Bastian wzdychając - Wszystko rozumiem, ale Geralt... ale ty przyniosłeś wilka - szczenię uważnie obserwuje każdy ruch Bastiana
- Ani słowa rozumiesz braciszku? - pytam patrząc w jasnoniebieskie oczy Bastiana - Pamiętaj, wiem co robisz po nocach kiedy się wymykasz... planujesz dziś w nocy odwiedzić, Mary? Anne? Jane? Ze wszystkimi chyba...
- Zajmij się swoim szczeniakiem Geralt, ja cię nie wydam - mówi  odwracając się i wychodząc z komnaty. Moje spojrzenie pada na szczenię. Jak mam go ukryć przed Matulą i Tatą... z Tatą będzie łatwiej... w lesie ten pomysł wydawał się mądrzejszy

Margaery
- Wyjdź
- Wasza Wysokość - służka kłania się, po czym posłusznie opuszcza komnatę. Lyanna odkłada księgę na stolik. Spojrzenie jej granatowych oczu pada na mnie,  a na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech, który odwzajemniam
- Co czytasz? - pytam z delikatnym uśmiechem podchodząc do Lyanny
- Księgę ze spisem władców Żelaznego Tronu i z ich życiorysem. Coś się stało mamo?
- Słyszałam, że opuściłaś znowu zajęcia, Lyanna...
- Tam było nudno - mówi wywracając oczami - Poza tym wyszłam dopiero pod koniec
- Ale jednak wyszłaś, obiecaj mi, ogranicz to Lyanna
- Mamo, to jest nudne - mówi wzdychając - Bezsensowne...
- Jako Księżniczka...
- Właśnie - zaczyna - Księżniczka, władza. Jestem o stokroć wyżej od nich dlaczego...
- Lyanna, jako Księżniczka musisz...
- Mamo, nic nie muszę, jestem Księżniczką, nie wołem

                         Późny wieczór

Catelyn
Ciągle to samo uczucie. Wbrew rozmowom i zapewnieniom samotność. Brakuje mi osoby, której mogłabym powiedzieć cokolwiek, owszem mam Lorda Baelisha, jednak nie chcę go martwić moimi problemami. Jest moim opiekunem, odebrał mnie zanim chcieli mnie oddać. Pamiętam ich jak przez mgłę. Matka, długie rude włosy i Ojciec, czarne włosy. Matka uroda Tullych, ojciec Bolton. Dużo o nich słyszałam. Matka ponoć nie ma w sobie skaz, ojciec natomiast ma och mnóstwo, ale jednak, nie sprzeciwiła się oddaniu mnie. Nie ratowała. Zrobiła jedno wielkie nic. Czy jestem tak zła jak ona?

Bastian
- Nikogo tu nie ma?
- Nie - odpowiadam zamykając drzwi- Nie jesteśmy tu po raz pierwszy - przybliżam się do niej - Mary - rozpoczynam delikatny pocałunek- Nie bój się - mówię rozwiązując sznurki w jej gorsecie - Chcesz tego Mary?
- Nie robimy tego po raz pierwszy - odpowiada, głos zaczyna jej delikatnie drżeć, rozkosz zaczyna ją zalewać - Oboje tego chcemy, prawda?
- Oboje - ściągam z dziewczyny gorset i odrzucam na podłogę, moje spojrzenie pada na bladą skórę Mary, na widok jej nagiego biustu czuję jak zalewa mnie podniecenie, zaczyna naciskać na spodnie, dziewczyna przygryza delikatnie wargę, nie jest z żadnego rodu. Zwykła córka rzemielśnika. Zielone oczy, kasztanowe włosy, kształtna... przybliżam się do niej i rozpoczynam pocałunek. Oddech dziewczyny jest z sekundy na sekundę coraz szybszy, ją również zalewa podniecenie. Moje pocałunki powoli schodzą, z obojczyka na biust. Najpierw lewą, a następnie prawą część. Dziewczyna głęboko oddycha, znów wracam do pocałunku. Przygryzam jej dolną wargę, a moje dłonie z jej bioder przesuwają się na tył, jej dłonie natomiast rozwiązują sznur na moich spodniach. Nadal jesteśmy złączeni w namiętnym pocałunku. Moje dłonie ściągają dół sukni dziewczyny, który ostrożnie się zsuwa i spada na podłogę, dziewczyna odsuwa nogą dół sukni. Podnoszę ją do góry
- Bastian... - oddech jest coraz szybszy i płytszy, rozkosz odbiera jej mowę. Podchodzę do łóżka i kładę na nim Mary. Ściągam spodnie i zostawiam je na podłodze. Mary ciągle patrzy mi w oczy podgryzając swoją dolną wargę, ostrożnie rozsuwam jej nogi. Składam pocałunki, najpierw na jej brzuchu, a następnie coraz wyżej i wyżej. Delikatne pocałunki zbliżają się do twarzy dziewczyny. Jej oddech jeat bardzo przyspieszony. Wchodzę na łóżko, jestem tuż nad nią. Nie przerywając pocałunku rozpoczynam, z sekundy na sekundę coraz szybciej - Bastian... - dłonie dziewczyny wędrują po moich plecach - Bastian... - dziewczyna wydaje z siebie jęki rozkoszy, z sekundy na sekundę coraz głośniejsze - Oh Bastian...

Catelyn
Często gdy nie mogę zasnąć wyglądam przez okno i obserwuję gwiazdy. Dziś jest jedna z takich nocy. Kim jestem? Nie mam pojęcia i nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie znam nikogo w moim wieku. Jedyną osobą, której ufam jest Baelish. Wiele razy mówił mi, że zrobi wszystko aby mnie chronić. Spełni każdą prośbę. Jednak kim tak naprawdę jestem? Baelish mówi, że mam się podawać za  Anne Flowers. Bękarta, wbrew temu, że pochodzę od jednego z dwóch najsilniejszych rodów Północy. Nie jestem nawet sobą. Catelyn Bolton, zostawiona przez matkę, porzucona i odratowana zaledwie 6 letnia dziewczynka. Anne Flowers nastolatka, która jest uprzejma, każdego pozdrawia delikatnym uśmiechem. Jedna część mnie pragnie rozmowy z rodzicami, powiedzenia im co o nich myślę, druga jednak powstrzymuje mnie przed tym, czy potrafiłabym spojrzeć im w twarze i to wszystko powiedzieć?

Sansa
- Nie płacz - mówi obejmując mnie ramieniem - Wiesz, że cała Północ...
- W mojej rodzinie też wszyscy btli postawieni na nogi, a sam wiesz jak to się skończyło
- Sansa - delikatnym ruchem dłoni ociera moje łzy - San, wszyscy chcemy aby była tu z nami, odnajdziemy ją San
- Była taka maleńka i bezbronna, chorowita...
- Nie zadręczaj się tym - mówi całując mnie delikatnie w czoło - To twoja córka, na pewno przetrwała, ma w sobie cząstkę ciebie San
- A co jeśli ktoś ją zmienił? Że jest teraz kimś zupełnie innym? Nienawidzącym wszystkich? Co jeśli tak jest Bolton?

Bad WolvesWhere stories live. Discover now