― Tylko jedno... ― Gryzie boleśnie wargę.

― Jakie? ― Opieram nasze czoła o siebie.

Oddechy się mieszają. Łzy ściekają. Emocje ulatują. Przeszłość jakby przestała istnieć, mieć sens i wpływ na teraz.

― Żebyś mnie tulił najmocniej, jak umiesz ― szepcze nieśmiało, a ja odsuwam kilka loków z jej twarzy.

Chyba teraz powinienem ją całować w płatkach śniegu, mówić o cudownej przyszłości i obiecywać cuda na kiju, które byłyby zwykłymi kłamstwami. Wykonuję jedynie jej prośbę, która jest piękna. Otulam jej drobne ciało, biorąc ją na ręce niczym małe dziecko. Liczy moje kostki na karku, robi to jak zawsze powoli, delikatnie, tak, jakby to ją uspokajało.

― Wydaje mi się, czy potrzebujesz czegoś jeszcze? ― Muskam ustami jej ucho.

― Hmmm ― mamrocze półsennie, kiedy ruszam z nią do naszego ukochanego miejsca, lecz nigdy nie siedzieliśmy tam razem.

― Razzy, zdradzisz mi jaki jogurt jest twój ulubiony. ― Chichoczę cicho.

― Nie możemy tam iść! Keith ma zmianę... Jeszcze jej nie...

― Nie powiedziałaś jej o mnie ani w kontekście zajęć z dzieciakami, ani mojej obecności w twoim w życiu ― kończę za nią. ― Ale wiesz co, Kacey? Mam dość tych kłamstw i tego, że muszę udawać przed przyjaciółmi, iż wcale cię nie poznałem. Nie powinnaś być tajemnicą. Czasem trzeba się odciąć i dać sobie spokój z wymyślaniem wymówek i tajemnic. Powiedzieć „pieprzę to" i pokazać światu prawdziwego siebie.

― Nikt się nie może dowiedzieć o muzyce ― prosi błagalnym tembrem głosu.

― Tego nikomu nie powiemy, obiecuję. To jest tylko nasze.

― Zadzwoń w takim razie do swojego przyjaciela.

Nieco zwala mnie tym z nóg. Myślałem jedynie, że powiemy o sobie Keith, ale jednak... Zrobimy to sprawiedliwie po jednym przyjacielu.

― Oczywiście, złotko, tak zrobię...

Nie wierzę w to, co się dzieje. Jednego dnia spędzamy ekstra sankowe popołudnie z dzieciakami, niemal się całujemy, dyrektorka nas gani i chwali, Kacey pokazuje mi swoją wiarę, grę na organach i pojawia się zła postać. Czy to jakiś film? Czy ja gram tu jedną z głównych ról?

Chciałbym...

•••

― Czekaj, czekaj... Jak to się znacie, czemu ja nic o tym nie wiem?!― pytam niedowierzająco.

Mike śmieje się i popija swojego czekoladowego shake'a jak gdyby nigdy nic. Jak to możliwe, że poznał Kacey już dwa lata wcześniej kompletnie przypadkowo w tej samej knajpce, w której teraz siedzimy? Czy ten dzień zdziwi mnie jeszcze bardziej?

― Oj, nie jesteś na czasie, Tymon. ― Kacey chichocze, opierając się o mój tors. Jak dobrze, że wybrałem boks a nie zwyczajny stolik.

Widać, że jest w o wiele lepszym stanie niż kilkanaście minut wcześniej. Wspomnienia poszły w niepamięć, a cała akcja z Lorrie została przyćmiona naszymi przyjaciółmi. Michael wypala na moim ciele swoje ciekawskie spojrzenie, czuję to. Założę się, że w mieszkaniu czeka nas długa rozmowa...

― To było tak dawno, Tymon, tuż po skończeniu wakacji, w okresie, gdy czekałem na wyniki, czy dostałem się do Pitts. Kacey pokazała nam sporą część Pittsburgha ― chwali ją, szczerząc się.

Ta... Może jeszcze zacznij ją podrywać. Ugh.

Kacey zajada się swoim kokosowym przysmakiem z kawałkami kiwi. Dość nietypowe połączenie, ale przyznam się, że jest świetne. Nieco jej podjadłem... Ciii.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now