— Skąd ty wytrzasnąłeś taką szaloną laskę? — Miranda kieruje swój wzrok do góry na moją twarz.

Nie widzieliśmy się ponad tydzień. Mam wrażenie, że tęskniłem za nią, za tym humorem. Brakowało mi kogoś, z kim po prostu mogę wypić „lemoniadę", pogadać jak kumpel z kumplem i nie udawać, nie kryć się pod maską. Okay, była Kacey, ale to inna sprawa. Z Mirandą rzadko się widujemy, nasza relacja opiera się na telefonach, w których wymieniamy wydarzenia dnia, po prostu się sobie spowiadamy. Od czasu kiedy jest Miranda, mogę oczyścić swój umysł, spać bez koszmarów i nie myśleć o tym, jak bardzo zeszmaciłem szanse bądź zniszczyłem przyjaźnie.

— Studia łączą. — Śmieję się, oglądając jak małą Leah Yeah w porywczym tańcu z grupką równie dziwnych jak ona ludzi.

— Pasujecie do siebie — rechocze, szczypiąc mnie w bok.

Nadal lekko śmieszy mnie jej południowy akcent. Głoski w jej ustach brzmią prześmiesznie, tak luzacko i wiejsko.

— O nie, nie. Nawet nie próbuj... — gromię wzrokiem jej sylwetkę.

— Nie, ja was wcale nie shippuję.

— Co robisz? — Patrzę na nią z uniesionymi brwiami, choć inni pewnie nazwali by to krzakami.

— Łączę ludzi w pary. — Cmoka mnie w polik, na odchodne kręcąc szerokimi biodrami.

Kobiety to są naprawdę... Czasem aż nie wierzę, że tak dobrze gada mi się z płcią piękną i lepiej nawiązuję z nią kontakty. Z facetami to jest tak, że mnie czasem wkurzają, szczególnie te zakochane szczeniaczki. Gadają i gadają jedynie o swoich laskach. Tracą pasje i czas wolny tylko po to, aby wczuć się w rolę pantoflarza. To nie dla mnie.

Ludzie wyginają się jak te wszystkie drzewa w filmach rysunkowych. Do tego panuje półmrok. To miejsce to taki prywatny klub w akademiku. Malowidła są narysowane przez samych studentów. Przedstawiają dziwne, czasem surrealistyczne rzeczy. Zaczynając od grubiutkiego kucharza, który smaży naleśniki, taplając wszystko w tłuszczu, a kończąc na aktach miłości między dwojgiem ludźmi. Na pewno nikt trzeźwy tego nie malował.

Jednak to nie była tak piękna, zadziwiająca, szokująca i poruszająca sztuka, jak w StripDistrict. Tam nie ma zasad. Każdy tworzy to, co chce i tak, jak umie. Warunek jest jedyny – im oryginalniejszy, tym lepszy. Tam właśnie chcę też zaciągnąć K do grania. Choć tego nie zobaczy, to może poczuje zapach farb, potu, sztuki... Czegokolwiek, co powoduje, że gdy za każdym razem, kiedy tam jestem, czuję ciarki. W tej miejscówce też nikt nas nie odnajdzie, chyba że będzie się przejmować żulami lub ulicznymi artystami. Oni chcą być anonimowi. My też będziemy.

To miłe oglądać kolejne dwie ważne osoby w swoim życiu. Przez dwa lata w Pitts byłem nudziarzem, no dobra, nadal jestem, ale staram się już powoli otwierać. Może idzie mi to mozolnie, ale już nie przemieszczam się tylko między akademikiem a miejscem wykładów. Mam nowe znajomości, nowe plany, kanał... Kanał jest priorytetem, nie mogę zawieść Kacey, zależy mi na nas. Co ja pieprzę, na muzyce.

Leah jest przeciwieństwem Mirandy, ale muzyka je połączyła. Już plotkują jak najlepsze psiapsiółki, M robi jej wykład o swoim basie, a Leah przytakuje głową z uroczym uśmiechem. Zaczęły znajomość dziesięć minut temu na podeście z hipermarketowych desek. Co może to zepsuć?

Podbijam do nich z nonszalanckim uśmiechem. Radość wiruje w mojej krwi, dodaje powera.

— To co, moje panie, jakaś kolejna piosenka razem?

Leah kilka sekund przyswaja moje słowa, a potem odpowiada.

— Aż tak ci się podoba nasz nowy team? — Jej cienki głosik w czasie rozmowy wcale nie brzmi jak ten zza garów.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now