1#Brak adrenaliny

1.1K 33 10
                                    

Luna

- Dobra robota - powiedział Bang Chan.

Siedzieliśmy w vanie. Wracaliśmy z akcji. Napad na bank. Codzienność. Wszystko poszło gładko. Żadnej adrenaliny.

- Jak zawsze. Jeszcze nigdy nie zawaliliśmy akcji - powiedziałam znudzona.

- No prawie... - posmutniał Chan.

- Jak to? - zapytałam zaskoczona.

- No bo...

- Jesteśmy! - krzyknął LeeKnow.

Faktycznie dojechaliśmy już pod dom. Nie czekając na nic wyszłam pośpiesznie z auta i skierowałam się do sypialni.

Byłam cholernie zmęczona. Ale nie fizycznie. Psychicznie. Potrzebowałam do życia adrenaliny jak tlenu. A ostatnio nic ciekawego się nie dzieje. Każda akcja taka sama. Wszystko idzie gładko. Żadnego uciekania, ani nic. Nawet policja nas nie śledzi aż tak.

Myślałam, że jak jestem w najlepszym gangu w kraju to będzie ciekawie i wogole. I było. Na początku. Teraz już do wszystkiego się przezwyczailam i zaczyna się to robić nudne.

Po tym co przeszłam chciałam żyć pełnią życia, ale nawet to nie jest mi dane. Co prawda mogę korzystać z pieniędzy których mamy aż nadto, ale to nie to samo. Chciałabym coś przeżyć. Coś niesamowitego. Moim marzeniem jest skoczyć z wysokiego klifu. Widziałam to tylko na filmach i zapragnęłam to przeżyć. Znam nawet dobre miejsce.

- Luna? - przez drzwi zajrzał Chan.

- Jestem.

- Co jest? - usiadł koło mnie na łóżku.

- No bo mnie to już nudzi do cholery! Ciagle wszystko jest tak samo. To się już stało rutyną. Wiesz, że tego nienawidzę.

- Słuchaj. Ja wiem, że cie to przytłacza. Ja się natomiast nawet cieszę. My robimy swoje, a tobie nic nie grozi - posłałam mu zabójcze spojrzenie - Ale... jeśli ci to tak bardzo przeszkadza to możemy pojechać gdzieś razem i porobić jakieś zeczy które  będziesz chciała - uśmiechnął się.

- No niech ci będzie.

Zeszliśmy na dół. Chłopacy siedzieli rozbici na salon i kuchnie. Jedni oglądali telewizje, drudzy jedli.

- Ej! Chłopaki! - krzyknął nagle Chan - Idziemy na quady!

Mieliśmy kilka quadów i motorów crossowych w garażu, a w lesie własny tor. Dawno tam nie byliśmy. Lubie to, więc się w sumie ucieszyłam.

Wszyscy już ubrani i przygotowani. Stwierdziliśmy, że podjedziemy vanem mimo, że las jest tuż obok domu.

Bawiliśmy się zarąbiście. Dawno tak nie było. Ja wybrałam motor. Jeździliśmy aż do zachodu słońca. Robiliśmy wyścigi, albo testy zręcznościowe. Wszyscy się śmiali. Chciałabym, żeby tak było codziennie.

Właśnie startował wyścig ja vs Sungmin. On też dobrze jeździ.

- Kto na kogo stawia? Zbieram każdą walutę! - oświadczył Han.

- Luzuj konie. To nie hazard - westchnął Hyunjin - Stawiam wszystko na Lune - szepnął po chwili, ale wszyscy i tak słyszeli.

- To co? Niech to będzie dobry wyścig - uśmiechnął się Sungmin po czym zamknął szybkę w kasku.

Zrobiłam to samo. Po chwili na środek toru wszedł Changbin w czerwonej spódniczce, którą założył na spodnie. Nawet nie wiem skąd ją wziął. Wszyscy wybuchli śmiechem.

- No więc rozpoczynamy wyścig między Luną, a Sungminem - powiedział dziewczęcym głosem przy czym wypinał się jak nigdy w życiu - Gotowi? - przygotowaliśmy się - 3, 2, 1... START!

I co tu dużo opowiadać. Oczywiście, że wygrałam. Chociaż Sungmin to dobry przeciwnik.

Po skończonej zabawie wróciliśmy do domu. Od razu walnęłam się na kanapę. Dosiadł się do mnie Chan i objął mnie ramieniem.

- A właśnie - odwróciłam się do niego - Musisz mi dokończyć. Jak to nie każda akcja była udana?

- No bo widzisz. To było dosyć dawno, ale była taka sytuacja, że...

I w tym momencie do domu wpadła reszta z hukiem.

- Ale jestem padnięty! - wykrzyczał I.N.

———————————————————————— Hejka, jak wam się podoba rozdział 1? Krótki ale zachęcam do czytania dalej później się rozkręca 😁
  Gwiazdka✨=motywacja💪

Dance on the Knife/ Stay KidsWhere stories live. Discover now