xix. birthdays [1]

2K 156 125
                                    

























┏━━━━━━━━━┓

( chapter nineteen . . . birthdays, one)
( elizabeth's pov)

┗━━━━━━━━━┛































dwudziesty trzeci kwietnia był dniem moich urodzin. lubiłam ten czas głównie dlatego, że byłam zwolniona z większości obowiązków. nie musiałam przez jeden dzień sprzątać.

w tym roku moje urodziny wypadały w poniedziałek, więc nie mogłam robić czegoś wielkiego. a tak przynajmniej mówiła moja mama, myśląca, że zrobię imprezę u nas w domu. to były tylko siedemnaste urodziny i nie zmieniało to zbyt wiele, prócz numerku przy przedstawianiu się.

ale ana uznała to za świetną okazję na dobrą zabawę. ona zawsze czeka, aż pojawi się jakaś okazja, żeby zabłysnąć przed wszystkimi. a tymi wszystkimi byłam ja, wyatt i chosen.

i nie wiem, czy mi się to podobało. niby chciałam coś zrobić, ale to były tylko siedemnaste urodziny.

"musimy coś dziś zrobić, liz!" dziewczyna podskoczyła w miejscu. staliśmy właśnie przed szkołą, bo lekcje już się skończyły i mogliśmy iść do domów. jednak - jak wcześniej wspominałam - ana musiała opowiedzieć nam swój plan.

"serio?" westchnęłam, poprawiając włosy, które przez wiatr się rozwaliły. dziewczyna prychnęła.

"sam chętnie bym się z wami spotkał po szkole. ostatnio się nie widujemy" chosen wzruszył ramionami. rzuciłam na niego okiem, nie odzywając się.

"właśnie. liz, proszę? nie musimy nawet tego robić u ciebie. moja mama na pewno mi pozwoli was zaprosić" ana chwyciła mnie za ramię i lekko nim potrząsnęła. przewróciłam oczami, ale się uśmiechnęłam.

"ja mogę się dla ciebie zwolnić z zajęć biologicznych" wyatt się odezwał.

"z tego, kolego, to ty nie powinieneś się zwalniać" chosen spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. blondyn westchnął, udając smutnego.

"to tylko jedne zajęcia, tato. poza tym, to urodziny el" chłopak powiedział, przez co chciałam się zaśmiać. jednak się powstrzymałam, bo chciałam usłyszeć, co będzie dalej.

"nigdy tak do mnie nie mów" chosen powiedział, jakby był czarnym charakterem w jakimś filmie.

"okej, okej" wyatt zaśmiał się, co po chwili zrobiłam i ja. ana stała przez całą tą rozmowę cicho i patrzyła dziwnie na chłopaków. tak, jakby właśnie zniszczyli jej ulubioną zabawkę.

"tak czy inaczej" blondynka spojrzała na mnie. podniosłam jedną brew do góry. "zgadzasz się?" zrobiła oczy małego szczeniaczka.

"a muszę?" westchnęłam tak, jakby mnie to już męczyło.

"tak, proszę" uśmiechnęła się delikatnie.

"no dobrze. ale to moje urodziny, więc u mnie będziemy je spędzać" powiedziałam i brunetka od razu zaczęła skakać ze szczęścia.

"yay!" pisnęła, przez co wyatt zakrył swoje uszy. zaśmiałam się krótko.

szłam z chosenem w stronę mojego domu. brunet już od jakiegoś czasu odprowadzał mnie, bo sam mieszkał na tym samym osiedlu. plus - mój dom i tak był pierwszy w kolejce.

"i jesteśmy" chosen odezwał się, gdy staneliśmy przy ogrodzeniu. uśmiechnęłam się lekko.

"tak jest" zaśmiałam się, salutując. chłopak również się zaśmiał, po czym spojrzał na zegarek.

"mogę skorzystać u ciebie z toalety?" uniosłam jedną brew do góry, będąc zaskoczona jego pytaniem.

"przecież twój dom jest tylko pięc ulic dalej" wskazałam palcem za niego.

"no właśnie"

"to nie ma sensu?" bardziej zapytałam, niż powiedziałam. chosen machnął ręką i otworzył furtkę. poszłam za nim szybko. "cho-cho" nazwałam go tak, jak tego nie lubi. podobno raz jego nauczycielka go tak nazwała i później cała szkoła zaczęła go tak wołać. każdy o tym zapomniał, ale on dalej nie lubił tego przezwiska.

"nie nazywaj mnie tak" powiedział, gdy odwrócił się gwałtownie na pięcie. zaśmiałam się i szybko do niego podeszłam.

"pospiesz się, okej?" otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka. położyłam klucze i telefon na szafce w przedpokoju i zaczęłam ściągać buty. "będę w salonie. zawołaj mnie, jak będziesz wychodził" zakomunikowałam.

"jasne. to nie zajmie długo, więc się nie rozsiadaj" powiedział, przez co się zaśmiałam. on czasami potrafił być taki głupi.

poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. moja mama była już w pokoju i oglądała jakiś serial o doktorach. postanowiłam jej nie przeszkadzać, więc się nie odzywałam.

minęło pięć minut, od kiedy chosen zniknął, tak więc wstałam z miejsca i poszłam do przedpokoju. zobaczyłam tam chłopaka z moim telefonem. zmarszczyłam brwi.

"sprawdzałem godzinę" chłopak szybko się odezwał, jak tylko mnie zobaczył. dalej miałam zmarszczone brwi, ale postanowiłam nie pytać. "o której zacznie się zabawa?" zapytał się mnie.

"prawdopodobnie po szesnastej. więc masz jeszcze czas" odpowiedziałam, otwierając mu drzwi. chosen zapiął swoją bluzę i wyszedł na zewnątrz.

"to zobaczymy się później" uśmiechnął się do mnie, po czym szybko odszedł.

zaraz po tym, jak zamknęłam drzwi, dalej zastanawiałam się dlaczego chłopak zachował się tak dziwnie. może coś się stało? cokolwiek to było, pewnie się nie dowiem.











































hi

jutro druga część

MADE UP! WOLFHARDWhere stories live. Discover now