TGML - 26

3.7K 357 14
                                    

    – Wiem, skarbie, wiem – grucha Louis w loki Harry'ego, bujając nim lekko na boki i pocierając jego plecy. – Głębokie oddechy, dobrze?

    – Możemy już jechać do szpitala? – szlocha brunet, z głową opartą o pierś Louisa, kiedy szatyn spogląda na swoją mamę z uniesionymi brwiami.

    – Wciąż dostajesz skurcze w dziesięciominutowych odstępach czasu, kochanie – przypomina Jay, wchodząc do salonu z kuchni i układając dłoń na ramieniu Harry'ego. – Nie przyjmą cię na oddział, póki nie będą przynajmniej co pięć minut.

    – Przechodzę przez te bóle już od pieprzonych jedenastu godzin – warczy Harry i Jay nawet nie wzdryga się na jego ton głosu, kiedy Louis marszczy brwi. Nigdy nie słyszał, żeby Harry mówił w taki sposób.

    – Wiem, skarbie – odpowiada kobieta. – I wiem, że to okropne, ale jak do tej pory świetnie sobie radzisz i będziesz miał swojego małego chłopczyka w ramionach, zanim zdążysz się obejrzeć.

    – Tak bardzo cię kocham, Harry – szepcze Louis miękko we włosy chłopaka, całując czubek jego głowy, podczas gdy Jay ociera łzę z jego policzka i wraca do kuchni. – Dziękuję za danie mi Joshuy.

    – Myślę, że tak naprawdę to ty mi go dałeś – odpiera Harry, pociągając nosem, kiedy jego uścisk na szatynie rozluźnia się. Niebieskooki śmieje się, odrzucając głowę do tyłu, kiedy słyszy łzawy chichot swojego chłopaka.

    – Jesteś głupolem – żartuje Louis, sięgając dłonią i ocierając policzek Harry'ego. – Jakim cudem mi się tak poszczęściło?

    – Ckliwa pierdoła – odpowiada Harry zadziornie, na co Louis uśmiecha się. Drzwi otwierają się i zamykają, na co obaj unoszą wzrok, widząc Lottie.

    – Wróciłam od Molly – mówi, zanim zauważa, że Harry siedzi na kolanach Louisa, na co marszczy nos. – Znajdźcie sobie pokój.

    – On rodzi – odpowiada gniewnie Louis, kiedy Lottie kieruje się do kuchni.

    – Może rodzić w twoim pokoju – odpowiada dziewczyna, przez co Louis warczy, kiedy Harry ledwo powstrzymuje się od śmiechu.

    – Chciała ci tylko zrobić na złość – chichocze Harry, gdy szatyn prycha i obraca głowę w jego stronę. Zielonooki pochyla się i całuje czubek jego nosa, na co krzywa mina Louisa natychmiast znika.

    Przez chwilę nic nie mówią, Louis przesuwa palcami po włosach Harry'ego, kiedy oczy chłopaka zamykają się. Po kilku minutach ciało bruneta napina się i szatyn wie, co nadchodzi, nawet zanim Harry może w jakikolwiek sposób zareagować.

    – Kurwa – jęczy Harry i Louis przyciąga go w swoje ramiona, kiedy zielonooki ściska go mocno.

    – Oddychaj, kochanie – mówi uspokajającym głosem szatyn, masując czaszkę chłopaka, kiedy ten wciąż skomle z bólu.

    – Pokój – przypomina im Lottie, kiedy przechodzi obok kanapy, by iść na górę. Louis zgrzyta zębami i wywraca oczami.

    – Zamknij się, Lottie – warczy, na co oczy dziewczyny rozszerzają się, zanim ucieka na górę. Louis kręci głową i wraca do uspokajania Harry'ego, całując czubek jego głowy.

    Oddech bruneta robi się spokojniejszy i niebieskooki składa całusa na jego czole.

    – Już dobrze?

    – Tak.

    – Minęło dziewięć minut od ostatniego skurczu – oznajmia Louis, kolejny raz całując czoło chłopaka. – Jesteśmy coraz bliżej.

    Doris zaczyna płakać z kuchni, gdzie leży w swoim foteliku i oczy Harry'ego rozszerzają się, kiedy odchyla się i spogląda na swoją koszulkę. Na której widać dwa mokre ślady w miejscu sutków.

    – Oh, na miłość boską!

    – Przepraszam, Harry! – woła Jay z kuchni, kiedy Louis powstrzymuje śmiech. Harry spogląda na niego gniewnie, zanim powoli podnosi się z miejsca, praktycznie tocząc się w kierunku schodów. Louis wstaje i rusza, by mu pomóc, układając dłoń w dole jego pleców.

    – To nie jest takie zabawne – burczy Harry, ale chwilę później chichocze delikatnie. Louis uśmiecha się tylko i pomaga Harry'emu pokonać schody, po czym podąża za nim do ich pokoju i asystuje mu przy siadaniu na łóżku.

    – Nowa koszulka? – pyta Louis, otwierając jedną z szuflad Harry'ego. Zaproponowałby mu pożyczenie czegoś od siebie, ale jego ubrania przestały pasować na chłopaka jakiś miesiąc temu.

    – Tak, poproszę – mruczy Harry, ponownie spoglądając na swój t-shirt i krzywiąc się. Louis wybiera szary podkoszulek i pochodzi do bruneta.

    – Ręce do góry – nakazuje i Harry od razu je unosi. Ściąga koszulkę z chłopaka, uśmiechając się na widok jego gołego brzuszka. – Jesteś cholernie zachwycający, kochanie.

    – Zamilcz – sapie Harry, ale śmieje się, kiedy Louis przekłada koszulkę przez jego głowę, uśmiechając się, gdy Harry szybko ją wciąga. – Kocham cię.

    – Ja też cię kocham – odpowiada szatyn, pochylając się i składając słodki pocałunek na wargach chłopaka. Harry układa dłoń na policzku wyższego, jego usta nieświadomie wyginają się w uśmiechu.

    Całują się jedynie przez kilka minut, zanim Harry jęczy cicho i Louis odskakuje od niego. Wtedy zdaje sobie sprawę, że brunet dostał kolejnego skurczu i przybliża się. Harry opiera czoło o jego klatkę piersiową, kiedy przesuwa dłonią po swoich loczkach.

    – Świetnie ci idzie, kochanie! – zachwala Louis wysokim głosem, mając nadzieję, że uda mu się rozbawić Harry'ego.

    – Pieprz się – jęczy zielonooki ze śmiechem.



    – Harry, skarbie, nie mogę znaleźć twoje… – Louis przerywa, kiedy zauważa, że Harry kuca na podłodze oparty o kanapę, płacząc cicho. – O cholera, Harry, powinieneś mnie zawołać.

    – Prawie koniec, prawie koniec – szlocha Harry, zamykając oczy i oddychając głęboko przed tym, jak jego ciało rozluźnia się. Panuje między nimi cisza, zanim Harry zerka na zegarek na ścianie i jego oczy rozświetlają się. – Mi-minęły cztery minuty od ostatniego. O mój Boże, Louis, możemy jechać! W końcu możemy jechać, do cholery!

    Louis patrzy na zegarek i uśmiecha się, przed pobiegnięciem do Harry'ego, by pomóc mu wstać.

    – Wezmę tylko klucze i powiem mamie, że wyjeżdżamy, twoja torba czeka już przygotowana przy drzwiach, o mój Boże…

    – Uspokój się, skarbie – mówi Harry z ogromnym uśmiechem, układając dłoń na policzku szatyna. – Wszystko będzie dobrze, tak? Wszystko będzie dobrze. Po prostu idź powiedzieć Jay, że jedziemy do szpitala, a ja wezmę kluczyki od auta.

    – Nie, m-masz tutaj siedzieć – nalega miękko Louis, pomagając Harry'emu usiąść na kanapie. – Pozwól mi znaleźć mamę, a potem możemy jechać.

    – Kocham cię. – Harry ściska jego dłoń. – Nie mogę się doczekać poznania Joshuy.

    – Ja też cię kocham. – Louis uśmiecha się nerwowo. Obraca się i idzie szybkim krokiem do kuchni, gdzie jego mama siedzi na wprost Ernesta. Karmi go papkowatym jedzeniem dla niemowląt, zanim spogląda na Louisa. – J-już czas. Jedziemy z Harrym do szpitala.

    – Chcesz, żeby Dan was zawiózł, czy ja mam to zrobić? – pyta. Louis natychmiast kręci głową.

    – S-sam to zrobię – odpowiada Louis. Jay uśmiecha się z dumą.

    – Zaraz zadzwonię do Lottie i powiem jej, że niedługo Dan po nią przyjedzie – mówi kobieta. – A potem wszyscy dołączymy do was w szpitalu.

    – Dzięki, mamo, kocham cię – mamrocze Louis cicho, biorąc kluczyki z blatu i wracając do salonu.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz