TGML - 25

4.1K 365 48
                                    

    – Okej, ale Betty po prostu musi mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą – kłóci się Louis, z głową przy kolanach Harry'ego w bezpiecznej odległości od jego brzucha. Zielonooki na zmianę masuje swoje opuchnięte kostki i głaszcze Louisa po głowie, ze zmęczonym uśmiechem na twarzy.

    – Ale Jughead jej potrzebuje, Lou – odpiera Harry śpiąco, opierając się o zagłówek z półprzymkniętymi powiekami. – Tak jak ja potrzebuję ciebie. Jesteś moim Jugheadem.

    – A ty jesteś o wiele słodszy i ładniejszy od Betty – zapewnia szatyn bardzo poważnym głosem, na co chłopak chichocze.

    – A ty jesteś prawie tak przystojny jak Jughead – mruczy Harry, ponownie chichocząc, kiedy Louis patrzy na niego z przesadną dramatycznością. – Żartuję. Jesteś przystojniejszy.

    – Kocham cię – mówi Louis z uśmiechem. – Jesteś zmęczony?

    – Ja też cię kocham – mamrocze w odpowiedzi kręconowłosy. – Tak, jestem zmęczony, ale możemy oglądać dalej.

    – Nie, nie, skarbie – zapewnia szatyn, wyłączając telewizor, zanim podnosi się z kanapy i staje przed Harrym. – Chodźmy spać, tak?

    – Dobrze – sapie ciężarny chłopak, pozwalając Louisowi podnieść się na nogi. Louis zauważył, że podnoszenie go staje się coraz trudniejsze. – Joshua nie kopnął ani razu przez cały dzień, myślisz, że wszystko z nim w porządku?

    – To oznacza, że najpewniej niedługo się tutaj pojawi – tłumaczy miękkim głosem niebieskooki, na co oczy Harry'ego rozszerzają się. – Jesteś cztery dni po terminie, H, dlaczego cię to tak dziwi?

    – T-to tylko... – Wzrusza ramionami, ściskając mocno obydwie dłonie Louisa. – Nie spodziewałem się tego. Sam nie wiem.

    – Harry, skarbie – mówi uspokajająco Louis. – Uspokój się. Chodźmy do łóżka, tak? Nawet jeszcze nie dostałeś skurczy porodowych ani nic.

    – Lou, Lou. – Dłonie chłopaka drżą. Szatyn marszczy brwi, lecz przytula Harry'ego mocno, pocierając przy tym jego plecy.

    – Hazza, kochanie, chodź do łóżka, gdzie będziemy mogli dalej się przytulać, dobrze? – mówi Louis miękko, całując miejsce nad szczęką chłopaka. Harry jedynie kiwa głową, pozwalając wyższemu złapać się za dłoń i ścisnąć ją, zanim Louis wyprowadza go z salonu.



    Harry budzi się przez gwałtowne kopanie w okolicy swoich żeber, powoli siadając i senne rozglądając się po ciemnej sypialni w poszukiwaniu zegarka. Widzi go, wyglądając zza ciała Louisa, które jest owinięte wokół niego, i wzdycha na widok godziny. 3.07. Bosko.

    Harry zaczyna zastanawiać się nad tym co go w ogóle obudziło, lecz wtedy czuje stopkę w górnej części swojego brzucha. Racja.

    – Ej – syczy kręconowłosy do Joshua, marszcząc nos na niespodziewany ruch dziecka. – Spałem, skarbie, no weź.

    Joshua nie przestaje. Harry wzdycha, wydymając przy tym wargi, zanim delikatnie zasłania oczy Louisa i zapala lampkę. Szatyn sapie przez sen, kiedy zielonooki głaszcze jego policzek kciukiem, drugą dłonią ocierając swoje zaspane oczy.

    – Hazza – słyszy cichy jęk Louisa, jego słowa są zniekształcone przez ospałość. – Dlaczego zapaliłeś światło?

    – Nie przejmuj się tym, skarbie – grucha Harry miękko, kiedy Louis owija wokół niego ramiona i zakopuje twarz po boku jego brzucha. – Wracaj do spania.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz