TGML - 02

5.8K 478 65
                                    

    Kiedy Louis budzi się w środku nocy na podłodze, jest trochę zdezorientowany. Nie potrafi przypomnieć sobie, dlaczego na niej jest, ani dlaczego na jego łóżku znajduje się dodatkowy koc. Odchrząkuje lekko, gdyż jego gardło piecze z wycieńczenia, i ponownie zerka w stronę swojego łóżka.

    Hałasy dochodzące z łazienki powodują, że marszczy brwi. Powoli podnosi się, mając na sobie jedynie biały podkoszulek i szorty koszykarskie, i wlecze się w kierunku łazienki. Drzwi są zamknięte, więc puka, nie otrzymując żadnej odpowiedzi.

    Powoli otwiera je, wiedząc już, kto jest w środku, i co tam robi. Harry pochyla się nad toaletą w koszulce Louisa, która jest na niego o wiele za duża, wyglądając naprawdę blado. Szatyn stoi niezręcznie, czekając, aż brunet go zauważy.

    Chłopak robi to po kilku chwilach, marszcząc brwi, kiedy wyciera usta wierzchem dłoni.

    – Wracaj spać – mówi, lecz nie brzmi to zbyt stanowczo. Jego głos jest cichy i zachrypnięty, a dłonie delikatnie drżą. – Naprawdę, jest okej. Dam sobie z tym radę sam.

    Louis jedynie kręci głową, bierze plastikowy kubek ze stojaka przy umywalce i napełniania go wodą. Podaje go Harry'emu, siadając na podłodze naprzeciwko chłopaka. Ten tylko się uśmiecha, chwytając kubek w dłonie, których paznokcie są pomalowane na różowo, i bierze łyk wody.

    – Dzięki – mamrocze, biorąc kolejnego łyka. Louis wzrusza ramionami, pocierając sennie oczy. Oboje są cicho przez kilka minut, zanim Harry na niego spogląda. – Wyjdźmy na zewnątrz.

    Louis unosi brwi.

    – Um. Co?

    – Wyjdźmy na zewnątrz – powtarza Harry, staje na drżących nogach, wypija resztę wody i wyrzuca plastikowy kubeczek do kosza na śmieci. Louis także wstaje, opierając się o umywalkę.

    – Harry, jest listopad, zamarzniemy na kość – zwraca uwagę, patrząc na Harry'ego, jakby ten był szalony. – Po postu wróćmy do łóżka, potrzebujesz odpoczynku.

    – Lou, no weź – prosi Styles, a Louis rumieni się na to zrobienie. – Będzie fajnie! Niebo jest bezchmurne, więc będziemy mogli obserwować gwiazdy!

    I kiedy Louis spogląda na Harry'ego, którego twarz jest wolna od makijażu, a włosy całkowicie roztrzepane na wszystkie strony, patrzącego na niego jasnymi, żądnymi przygód zielonymi oczami, nie potrafi mu odmówić. Nikt nie potrafi powiedzieć Harry'emu nie, ale teraz jest inaczej. Louis czuje, jakby widział stronę bruneta, której nikt nigdy wcześniej nie ujrzał. To nie taki sam rodzaj odważnego spojrzenia, który gości na jego twarzy, gdy zamierza się do wypicia szota wódki, albo kiedy przeskakuje przez ogrodzenie boiska piłki nożnej, by obejrzeć mecz za darmo. To spojrzenie jest o wiele lepsze.

    – W porządku – ulega, a Harry uśmiecha się szeroko. – Ale musisz być cicho. I musisz założyć bluzę. A jeśli znowu zrobi ci się niedobrze, od razu zabieram cię z powrotem do domu.

    Harry kiwa głową i wspólnie opuszczają łazienkę, wracając do pokoju Louisa. Szatyn idzie do szafy i bierze z niej bluzę, rzucając ją Harry'emu, po czym wyciąga drugą dla siebie i zakłada przez głowę. Harry ma już na sobie parę dresów należących do młodszej siostry Louisa, gdyż nosi taki sam rozmiar jak piętnastolatka.

    Schodzą na palcach po schodach i w stronę tylnego wyjścia z domu. Louis podaje Harry'emu parę Tomsów, zanim sam zakłada Vansy, i wychodzą na podwórko. Powietrze jest chłodne, kiedy Harry chowa ręce w kieszenie i spogląda w niebo. Księżyc rzuca niebieskawą poświatę na podwórze, która sprawia, że twarz chłopaka błyszczy.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz