TGML - 01

6K 501 90
                                    

    Harry nie wygląda tak ładnie jak zazwyczaj.

    Nie zrozumcie Louisa źle, Harry zawsze wygląda świetnie, lecz wchodzi do restauracji w dresach i powyciąganym podkoszulku, z minimalną ilością makijażu na twarzy i wygląda zwyczajnie na bardzo zmęczonego. To wywołuje ból w piersi Tomlinsona i sam nie wie do końca, dlaczego tak jest.

    Harry ma dłonie schowane w kieszeniach, kiedy do niego podchodzi, uśmiechając się niemrawo i siadając naprzeciwko niego. Louis daje mu mały uśmiech w odpowiedzi, spuszczając wzrok na blat stolika.

    – P-powiedziałem mojej mamie i ojczymowi – mówi cicho brunet, patrząc w dół na swoje kolana. Louis unosi wzrok, czekając na dalszą część wypowiedzi. – Um. Wyrzucili mnie z domu. Mieszkam teraz u przyjaciółki, ale muszę jutro jechać po resztę swoich rzeczy.

    – Oh – mruczy współczująco Louis, marszcząc brwi. – P-przykro mi. – Harry jedynie wzrusza ramionami, lecz niebieskooki może zauważyć, że dłon, którą ma schowaną w kieszeni, trzyma na swoim brzuchu.

    – Chcesz je zatrzymać? – wykrztusza Styles, unikając oczu Louisa i przyglądając się parze z dzieckiem siedzącej kilka stolików dalej. Niebieskooki przełyka ciężko i przytakuje, układając spocone dłonie na swoich udach.

    – Um, tak – mówi cicho. – Tak, chcę. Przepraszam.

    – Nie, nie. – Harry kręci głową, mówiąc miękko. – To okej, ja też w pewnym sensie tego chcę.

    Louis kiwa głową.

    – Um, moja mama jest w ciąży – odpowiada. – Z bliźniakami. Więc jestem pewny, że pozwoli nam, um, zajmować się nimi w ramach praktyki. Ma termin za kilka miesięcy. I używa starych rzeczy i ubranek po moich młodszych siostrach, więc my też moglibyśmy z nich korzystać. I jestem pewny, że pozwoli ci u nas zostać na kilka nocy, do czasu aż nie znajdziesz jakiegoś nowego miejsca.

    Nie zauważa załzawionych oczu Harry'ego, póki nie kończy mówić.

    – Kocham cheerleadering – mówi cicho. – I kocham moich przyjaciół i szkołę, i chodzenie na imprezy. A teraz nie mogę już tego dłużej robić. – Kędzierzawy układa ręce na stoliku, pociągając nosem, i niebieskooki chwyta jedną z jego dłoni.

    – Mam lody w domu – próbuje szatyn i Harry chichocze, nie mogąc się powstrzymać. – A moja mama jest miła, pozwoli od czasu do czasu na odwiedziny twoich znajomych. I możesz kontynuować naukę przez internet, kiedy nie będziesz mógł chodzić na normalne zajęcia. Mam małe siostry, które pozwolą ci robić im makijaż i prawdopodobnie całkowicie cię pokochają.

    Harry ponownie chichocze, wycierając oczy bez niszczenia swojego makijażu.

    – To brzmi miło – przyznaje i Louis ściska jego dłoń. – Jednak nie chcę sprawiać twojej mamie kłopotu, jest już pewnie wystarczająco zestresowana.

    Louis wzrusza ramionami.

    – Mamy duży dom. Najpewniej będzie wdzięczna za odrobinę pomocy.

    Po tym jedzą, Louis płaci za ich oboje i daje Harry'emu swój adres. Docierają do domu szatyna niemal w tym samym czasie i Louis wprowadza ich do środka.

    Kiedy pojawia się z Harrym, jego mama znajduje się w kuchni, korzystając z laptopa. Kobieta unosi wzrok, uśmiechając się, gdy widzi swojego syna.

    – Witaj, skarbie! Kto to jest?

    – To Harry – mówi Louis. – Musi zostać z nami przez jakiś czas, jeśli to w porządku.

    Jay zastyga, jej oczy rozszerzają się, gdy przenosi wzrok na Harry'ego, który jest bliski łez. Wygląda na tak malutkiego przy Louisie; ubrania, które ma na sobie, są o wiele na niego za duże. Jej twarz łagodnieje i kiwa głową.

    – Jasne, tak. Harry kochanie, dlaczego nie pójdziesz usiąść na chwilę do salonu, kiedy ja będę rozmawiała z Louisem?

    Harry uśmiecha się do niej z wdzięcznością, powoli kierując się do pomieszczenia, które kobieta wskazuje dłonią. Szatyn siada obok swojej mamy, jego żołądek wywraca się do góry nogami, gdy ta marszczy na niego brwi.

    – Co się dzieje? Dlaczego on musi z nami zostać? – pyta życzliwie. Louis przełyka ciężko, oblizując usta i opuszczając wzrok na swoje kolana.

    – Z-zaszedł w ciążę, to moje dziecko – mówi cicho. – P-powiedział swoim rodzicom, a oni wywalili go z domu. +Proszę, nie bądź na niego zła, mamo. Nie obchodzi mnie, czy będziesz się wściekać na mnie, ale… Chcemy je zatrzymać, przepraszam.

    Jay przyswaja to, co jej powiedział, po czym wypuszcza głęboko powietrze z płuc.

    – Sądziłam, że wychowałam cię lepiej, Louis – mamrocze z rozczarowaniem i chłopak zwiesza głowę ze wstydem. – Może z nami zostać. Ale lepiej niech się przygotuje na masę pomagania ze wszystkim.

    – Dziękuję, mamo. – Louis całuje policzek Jay przed podniesieniem się i pójściem do salonu, gdzie Harry tłumaczy Lottie, w jaki sposób nakłada cień do powiek. Styles spogląda wyczekująco na Louisa, z oczami pełnymi obawy. – Możesz zostać – mówi szatyn, na co Haz oddycha z ulgą.

    – Nie pozwolę ci spać na podłodze.

    Harry marszczy brwi.

    – Cóż, a gdzie indziej mam niby spać, Louis? – pyta.

    – Na moim łóżku – odpowiada, siadając na śpiworze, kiedy Harry kręci głową.

    – Louis, jest okej – mówi brunet, lecz Louis tak czy inaczej pakuje się do śpiwora i Styles się poddaje. Siada na łóżku Tomlinsona, powoli odsuwając kołdrę. Jest przez chwilę cicho, zanim mówi miękko: – Nie sądziłem, że będziesz taki miły.

    Louis obraca się twarzą w stronę łóżka.

    – Czemu?

    Harry wzrusza ramionami.

    – Jesteś cichy. Zwyczajnie myślałem, że mnie nienawidzisz czy coś, nigdy ze mną nie rozmawiałeś.

    Louis unosi z rozbawieniem brew.

    – Kto powiedział, że cię nie nienawidzę? – pyta przekornie, na co Harry wywraca oczami i chichocze. – Teraz, czas iść spać. Musimy jutro przenieść tutaj wszystkie twoje rzeczy.

    Harry kiwa głową, przygryzając wargę.

    –  Dziękuję, Louis. Jesteś naprawdę słodki.

    – Jestem święty, łapię to – mówi w żarcie, starając ukryć to, jak czerwone są jego policzki. – Dobranoc.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz