TGML - 09

4.3K 415 146
                                    

    – Nie wierzę, że nie powiedziałeś mi, że to twoje urodziny.

    Louis jęczy, potrząsając głową, kiedy podaje Harry'emu parę dresów.

    – Musisz zacząć chodzić w swoich ubraniach – mówi, zanim odpowiada na wcześniejszą wypowiedź bruneta. – To nic wielkiego.

    – To nieprawda! Teraz masz osiemnaście lat, jesteś dorosły! Możesz legalnie pić na imprezach.

    – Bo jestem pewny, że nadchodzące miesiące będą wypełnione imprezami – rzuca sarkastycznie. Harry burmuszy się na jego przytyk i naciąga dresy na swoje koronkowe majtki (na przyglądaniu się którym przyłapał Louisa). – Harry, poważnie, nie za bardzo przejmuję się swoimi urodzinami. Mama zazwyczaj robi tort i kupuje mi nowe korki. I to tyle. Nie jesteś zobligowany do robienia czegoś na moje urodziny, nie jesteśmy nawet razem ani nic.

    Harry marszczy brwi, przełykając ciężko ślinę, i Louis może stwierdzić, że w domu rodzinnym bruneta urodziny były wielką sprawą.

    – Czy w ogóle kiedyś będziemy razem? – szepcze Harry i mimo tego, że jego słowa są odważne, jego głos jest niepewny. Louis obraca się.

    – Czy naprawdę musimy teraz o tym rozmawiać? – pyta szorstko, na co Harry wzdryga się. Twarz szatyna łagodnieje od razu po powiedzeniu tego. – Nie, kurwa, Harry, przepraszam. Po prostu nie jestem gotowy.

    – Nie, to było głupie, nie powinienem był pytać – odpiera cichym głosem, kręcąc głową i odwracając się od Louisa. Bierze swoją szczotkę i zaczyna  rozczesywać włosy, gdy Tomlinson przygląda się swojemu odbiciu lustrzanemu, wzdychając ciężko.

    – To nie było… – odpowiada równie cichym głosem Louis. – Ja tylko. Zrozumiesz, kiedy poznasz prawdę. A ja nie czuję się na siłach powiedzieć o tym komukolwiek. Jeszcze nie. Przykro mi.

    Harry jedynie kiwa głową i Louis czuje się źle. Czuje, jakby odgradzał się od Harry'ego, ale nie potrafi inaczej. Brunet po prostu siada przy jego biurku, przyciągając kolana do klatki piersiowej i obejmując je rękoma.

    – Ranisz mnie – wyznaje cicho Harry, ze spojrzeniem wbitym w podłogę. – I wiem, że nie robisz tego celowo, ale tak jest i nie jestem pewien, jak długo jeszcze będę potrafił patrzeć na ciebie, wiedząc, że nie odwzajemniasz moich uczuć.

    – To nie tak – wybucha Louis, odwracając się i patrząc na Harry'ego ze złością, nie zdając sobie sprawy z tego, co tak w ogóle robi. – Na miłość boską, Harry, wiem, że jesteś przyzwyczajony do dostawania wszystkiego, czego pragniesz, ale ja nie jestem jednym z tych pieprzonych chłopaków z drużyny, którzy zrobią dosłowne wszystko, byleby tylko dostać ci się do spodni. Mam swoją godność i zwyczajnie nie jestem gotowy. Czego z tego nie rozumiesz? Czy spotykanie się z tymi idiotami, których nazywasz przyjaciółmi, tak na ciebie wpłynęło?

    Louis oddycha głęboko z dłońmi zaciśniętymi w pięści, kiedy patrzy na Harry'ego. Brunet jedynie przygląda się mu dużymi, błyszczącymi od łez oczyma i szatyn czuje, jak wypełniająca go wściekłość powoli się ulatnia.

    – Krzywdzę cię – uświadamia sobie łzawym głosem Harrym, gdy ociera oczy. – Przepraszam.

    – Nie, Harry. – Louis wzdycha, zakrywając twarz rękoma. – Nie robisz tego, nie o to chodzi.

    – Cokolwiek się wydarzyło, nie myślałeś o tym tak często przed moim pojawieniem się w twoim życiu – zauważa. – Widzę to. I nie podoba mi się bycie osobą, która jest tego przyczyną.

    – Harry, to… – Louis przełyka ciężko, oblizując usta i kręcąc głową. Nie wie, co powiedzieć. Harry ma rację. Ale nie chce, by czuł się za cokolwiek winny. – Kochanie, no weź. Chodźmy przygotować dla ciebie herbatę, a późnej poczytamy jakieś bożonarodzeniowe opowieści czy coś.

    – Louis – odzywa się kędzierzawy, wycierając oczy. – Chcę o tym porozmawiać. Nie o tym, co się wydarzyło. Chcę porozmawiać o tym, co z tym zrobimy.

    – Nie musimy nic robić – odpowiada Louis, chwytając dłoń bruneta. Harry patrzy na niego ze zdezorientowaniem, kiedy łzy zaczynają spływać po jego policzkach.

    – To właśnie takie rzeczy powodują, iż myślę, że właśnie musimy coś zrobić – syczy, odsuwając dłoń od dotyku Louisa i cofając się o kilka kroków. – Co my tutaj robimy, Louis? Ranię cię. Nie potrafię z tym żyć, szczerze się o ciebie troszczę. Nie mogę żyć z wiedzą, że jedynie przypominam ci o czymś, co cię smuci.

    – Musisz tutaj mieszkać – odpowiada z niedowierzaniem Louis, nie wiedząc, co powiedzieć. – N-nosisz moje dziecko.

    – I to jedyny powód? – Rysy twarzy Harry'ego łagodnieją, kiedy marszczy brwi i owija wokół siebie ramiona. – To jedyny powód, przez który zacząłeś ze mną rozmawiać? To tylko dzięki temu jesteśmy teraz… przyjaciółmi?

    – Harry – mówi ze znużeniem szatyn. – Nie. To nieprawda. Zbliżyło to nas do siebie, to fakt, ale jeśli bym mógł, spróbowałbym się do ciebie odezwać już dawno.

    – Dlaczego nie mogłeś tego zrobić? – pyta zielonooki, ocierając łzy. – Wydaje mi się, że przez fakt, iż mam sporą grupę przyjaciół, sądzisz, że jestem płytki i nie wart zaufania tak jak niektóre osoby, z którymi spedzam czas, lecz to nieprawda.

    – Wiem, że tak nie jest – odrzeka Louis zdesperowany. – To było zwyczajnie trudne. Nie jestem otwarty i odważny tak jak ty! Czasami trudno mi tak zwyczajnie podejść do kogoś i zacząć rozmowę! Kiedyś taki byłem, ale teraz...

    – Teraz co? – pyta miękko Harry, pociągając nosem.

    – Teraz nie potrafię otwierać się przed ludźmi – wyjaśnia drżącymi głosem. – Przypominasz mi ją, Harry, to mnie przeraża. Rzeczy, z których się śmiejesz. Sposób, w jaki zawsze zatrzymujesz się, by pogłaskać każdego psa. To, jaki jesteś z moimi siostrami. Zachowujesz się dokładnie jak ona.

    – Przepraszam – szepcze Harry, kolejny raz ocierając oczy.

    – Myślałem, że spędzę z nią resztę życia – kontynuuje Louis, patrząc na swoje skarpetki i kręcąc głową. – Mieliśmy razem skończyć studia, wziąć ślub i zacząć zakładać rodzinę.

    – Przepraszam – powtarza Harry i Louis spogląda na niego.

    – Przepraszam, że to dla mnie takie ciężkie – odpowiada szczerze szatyn. – Nie mogę… Nie mogę nic na to poradzić.

    – Wiem – mówi szeptem zielonooki. Na chwilę zapada pomiędzy nimi cisza. – Myślę, że zatrzymam się na jakiś czas u Jade.

    Rysy twarzy Louisa łagodnieją.

    – Co? Dlaczego?

    – Po prostu uważam, że tak będzie lepiej dla nas obu – przyznaje. Louis bierze głęboki, drżący oddech, sięgając do przodu i chwytając Harry'ego do silnego uścisku.

    – Przepraszam – mówi trzęsacym się głosem, trzymając Harry'ego mocno. Brunet oddaje uścisk, jego ręce są owinięte wokół ramion wyższego chłopaka, kiedy czuje łzy wypływające z jego oczu.

    – Wiem. – To wszystko, co potrafi powiedzieć Harry, ocierając łzy jedną dłonią i chwytając tył koszulki Louisa drugą.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz