Wilcza zazdrość (14)

436 61 37
                                    


Kai z lekceważącym, ale nadal porażającym uśmiechem na twarzy opuścił pokój Luke'a, aby zacząć zrzucać z siebie ubrania w trakcie przemieszczania się w stronę drzwi. Musiał przyznać, że sztukę rozbierania się w trakcie chodzenia miał opanowaną niemal do perfekcji, choć aby zdjąć skarpetki musiał skakać na jednej nodze, a następnie, by zdjąć spodnie musiał zatrzymać się na dosłownie ułamek sekundy. Wiedział, że jeszcze kiedyś uda mu się zrobić to bez najmniejszego potknięcia.

Kiedy już był kompletnie nagi, z małym grymasem na twarzy przemienił się w swoją wilczą postać, pozostawiając własne ubrania na podłodze i meblach domu swojego Alfy. Może kiedyś po nie wróci, albo przyśle kogoś, aby mu je dostarczył. W końcu, od czego ma się młodszego brata? Proste, żeby ci usługiwał.

Wyszedł z wnętrza domu i wypruł przed siebie, kręcąc łbem na różne strony, starając się złapać trop. Wydawało mu się, że przebiegł właśnie obok znajomej sylwetki, dlatego zatrzymał się i szybko odwrócił, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to był faktycznie jego młodszy, najukochańszy braciszek. Natychmiast do głowy wpadł mu cudowny pomysł, dlatego błyskawicznie zmienił swoją postać i stanął u jego boku.

— Min, masz specjalne zadanie. Szykujesz wszystko na ceremonię parowania. Ma być niezłe bajlando, wierzę w ciebie — rzucił, poklepał go w ramię dwa razy, a następnie kolejny już tego dnia raz opadł na kolana, w międzyczasie ponownie znajdując się pod postacią wilka.

Wydawało mu się, że zaraz za sobą usłyszał coś, co najprawdopodobniej było pytaniem skierowanym do jego osoby, ale już się tym nie przejmował, tylko ponownie gnał przed siebie. On przecież też miał specjalną misję.

Zaszczekał radośnie, rozglądając się dookoła i intensywnie węsząc, starając się złapać trop Alfy, co było odrobinę utrudnione przez wszechobecną woń Omegi w gorączce, która nieco zagłuszała wszelkie inne zapachy. Nie byłby sobą, gdyby nie zlokalizował źródła zapachu Michaela, w końcu mógł poszczycić się jednym z najlepszych węchów w watasze, co nawet wśród wilków cechujących się  bardziej rozwiniętym zmysłem było dość niespotykane.  Bez chwili zwłoki ruszył w odpowiednim kierunku znikając w gąszczu drzew. Miał szczerą nadzieję, że nie zastanie Alfy w dość jednoznacznej sytuacji, bo na dzień bieżący zdecydowanie wystarczało mu takich widoków.

Przedzierał się przez krzaki, warcząc czasami, kiedy jeżyny zaczepiały mu się w futro, tak bardzo tego nienawidził.

Z łatwością mógł stwierdzić, że coraz bardziej zbliża się do swojego celu, dlatego tylko przyspieszył, wyrzucając swój język na zewnątrz. Już po paru minutach nieustannego biegu wpadł na małą polankę, całkowicie skąpaną w cieniu drzew i dopadł boku Clifforda, rzucając się ku niemu w wilczej postaci. Michael siedział pod drzewem, jego ręce luźno spuszczone były po bokach, a klatka piersiowa unosiła się równomiernie. Oczy miał zamknięte, choć Kai mógłby przysiąc, że nie śpi.

Kim spiął swoje mięśnie, szykując się na przemianę i w chwilę później leżał obok przyjaciela w ludzkiej postaci, która była dla niego zdecydowanie bardziej komfortowa, i odpowiednia, a to tylko dlatego, że był niesamowicie rozgadanym osobnikiem, a przebywając w zwierzęcej postaci nie mógł wydusić z siebie słowa.

— Szefie, to chyba nie tutaj powinieneś się aktualnie znajdować — powiedział spokojnie, rozkładając się na trawie i podkładając dłonie pod głowę. Wiedział, że z Michaelem trzeba było na spokojnie i bez zbędnego pośpiechu, bo Alfa musiał sobie wszystko dokładnie przemyśleć.

— Nie masz prawa mówić mi, gdzie powinienem się znajdować — powiedział mężczyzna, spokojnym, a jednocześnie zimnym głosem. Kai już wiedział, że Alfa nie jest w humorze i powinien podejść do niego jeszcze nieco inaczej. A cóż bardziej udobrucha Alfę, jeżeli nie jego Omega?

— Właściwie rozkaz Luny powinien być tak samo ważny, jak rozkaz Alfy, a nasza kochana Luna zachciała akurat ciebie, więc oto jestem — zaśmiał się, pozostając kompletnie rozluźnionym i głuchym na protesty Clifforda. — Widzisz jakie masz szczęście? Nawet nie chciał Alfy, Mike, on chciał ciebie. Potrzebuje cię, a ty siedzisz sobie tutaj, nie robiąc zupełnie nic.

Widział konsternację na twarzy towarzysza, dlatego pogratulował sobie w myślach za tak cudowny i niezawodny plan. Zaczął powoli podnosić się ze swojego miejsca, przecierając nagie uda szorstkimi dłońmi oraz uśmiechając się do bruneta, który wlepiał w niego spojrzenie zielonych, przenikających tęczówek spod zmarszczonych brwi. Kai wiedział, że już wygrał.

Miłość czasami potrzebuje pomocy, a on był w stanie tę pomoc ofiarować.

— Dobra ja się zbieram, bo skoro się jednak nie wybierasz, to ktoś musi go przypilnować. Nie chcemy przecież, żeby dobrał się do niego jakiś inny, niepowołany Alfa — westchnął, udając zrezygnowanie i już zaczął oddalać się w stronę lasu, lecz pozostał w ludzkiej formie, spodziewając się odpowiedzi ze strony przywódcy watahy.

— Ani mi się waż! Już tam idę, zajmij się swoimi sprawami Kai — warknął Clifford, podnosząc się z trawy, przy okazji zupełnie przypadkiem wyrywając parę jej kępek. Kim mógł stwierdzić po barwie jego głosu, że odrobinę udało mu się wyprowadzić Michaela z równowagi samymi słowami, co nie zdarzało się zbyt często. Alfa był spokojną, rozważną osobą i zawsze starał się patrzeć trzeźwo na każdą sprawę. Widocznie nie, jeżeli w grę wchodził Luke.

— Nie ma za co — wyszczerzył się, obserwując jak ciemny, duży wilk wyprzedza go i błyskawicznie znika wśród drzew. Pokręcił rozbawiony głową, myśląc nad tym, jak łatwo jest zawrócić przeciętnemu mężczyźnie w głowie. Wystarczyła tylko jego Bratnie Dusza i tracił umysł, czego najlepszym przykładem był Michael Gordon Clifford, poważny Alfa dużej watahy, który bał się, że jego maleństwo pożądliwie spojrzy w stronę kogokolwiek innego.

.

Więc tak

Zacznijmy od tego, że mogę sobie zacząć zdanie od 'więc', bo tak

Więc... mój weekend był zajebiaszczy

Cały spędziłam w towarzystwie paru znajomych z moim kraszem, o którym już wspominałam (to Pan od monopoly <3, choć opowiadałam Wam przecież  tylko o jednym, gdyż On jest jedyny)

Kc go I przesyłam gorące całuski

Buło supi, w szczegóły się wdawać nie będę, bo prawdopodobnie Was to nie interesuje, misiaczki i ja to rozumiem

Powiem tylko, że dostałam buziaka w policzek na pożegnanie i już myślałam, że będę krzyczeć, ale na szczęście tego nie zrobiłam

Miał taki gładki policzek

Ale też z takim delikatnym zarostem, takim jednodniowym, ya know

Było tak przyjemnie

Chyba wpadłam

Kocham Was i mam nadzieję, że Wy też fajnie się bawiłyście w ten weekend. Możecie opowiadać

Jak spotkacie pana E. Aka mojego ukochanego, przekażcie mu, ż.e ja go lov, dziękuję

Do następnego meow

The Boy Who Cried Wolf »Muke« ✔Where stories live. Discover now