Wilczy atak (8)

509 61 28
                                    

Luke wepchnął swój pyszczek w kępkę trawy, chcąc zaciągnąć się jej zapachem. Co najdziwniejsze, po drodze nie został zatrzymany przez kompletnie nikogo. Mija Alfy, Bety i Omegi, a żadne z nich nie zwróciła na niego swojej uwagi. Raz nawet wydawało mu się, że widzi gdzieś jedną z Bet Michaela, młodszego brata Kaia, ale on także zupełnie go olał, bardziej skupiając się na jakiejś wysokiej męskiej Omedze z delikatnymi okularami.

Był zdziwiony, a jednocześnie, choć mocno próbował to ukrywać, zawiedziony. Myślał, że zaraz pojawi się przy nim ktoś, wcale nie powinien być to Kai pff, i spróbuje chociażby podjąć próbę nakłonienia go do pozostania, ale nie. Nikt nawet nie spojrzał w jego stronę na więcej, niż parę sekund. Jakby młoda Omega wcale nie była kimś ważnym. A Hemmings czuł się ważny.

Powłóczył się przez parę godzin po terenach należących do watahy, ponieważ nie miał odwagi wyjść poza swoje terytorium. Tam nie byłby już kompletnie niczym chroniony i wiedział, że w pojedynkę nie poradziłby sobie. Każdy wiedział, że samotny wilk jest słabszy niż te w grupie.

Prychnął pod nosem na widok jakiegoś szczeniaka, który podbiegł do niego i trącił jego nogę pyszczkiem, na co młoda Omega odepchnęła go i dumnie ruszyła dalej. Nie obchodził go ten głupi psiak, dopóki nie zaczął cicho kwilić, zwracając na siebie uwagę większej ilości wilków. Powoli w jego stronę zaczął zbliżać się jakiś Alfa, będący najprawdopodobniej rodzicem piszczącego malca, a Luke skulił swój ogon patrząc prosto w ziemię.

Usłyszał nad głową głośne warknięcie i wiedział, że Alfa coraz bardziej zbliża się w jego stronę. Wycofywał się małymi kroczkami, aż nie został przyparty do chropowatej powierzchni jakiegoś drzewa. Jego rozbiegane spojrzenie przeskakiwało po całym otoczeniu, skrupulatnie unikając zbliżającego się w jego stronę wilka. Miał ochotę zacząć skomleć, a najchętniej zamieniłby się w swoją ludzką postać, ale zdawał sobie sprawę, że w takiej sytuacji byłby łatwym i bezbronnym kąskiem dla wściekłego Alfy.

Pochylił swój łebek i przycisnął go do ziemi, zaciskając mocno oczy. Czuł nad sobą ciężki oddech wilka, ale nie mógł zdobyć się na uchylenie powiek. Był tak przerażony, że całe jego ciało trzęsło się, a łapki uginały się pod nim.

Nagle w tłumie, który zebrał się obserwując całe zamieszanie, zapanowało jeszcze większe poruszenie. Ludzie zaczęli szemrać między sobą, a niektórzy nawet coś krzyczeli. Luke nie był w stanie rozróżnić poszczególnych słów, a tym bardziej ich znaczenia, dlatego zestresował się tylko bardziej.

— Ej Rick — przemówił głos, który blondyn słyszał chyba po raz pierwszy w życiu. Nie słyszał go wcześniej, ale jakimś sposobem przyniósł mu ogromną ulgę, jakby odblokował krtań wilczka, umożliwiając mu poprawne oddychanie. — Podejrzewam, że jesteś niedoinformowany, ale to jest Omega naszego Alfy. Nie chcesz robić mu nic złego, uwierz.

Potem na chwilę zrobiło się gorzej. Słyszał tak okropne warknięcie, że z jego pyszczka wyrwało się najgłośniejsze, żałosne piśnięcie. Tak bardzo się bał.

Za dosłownie parę sekund wszystko znowu ucichło, a ten sam głos rozbrzmiał ponownie.

— Rozejść się, znajdźcie sobie lepsze zajęcie — tym razem brzmiał bardziej ostro, przez co przerażony chłopak zadrżał jeszcze mocniej. Nie odważył się unieść ani o milimetr.

Usłyszał wolne kroki i poczuł obecność tego mężczyzny bardzo blisko siebie. Nie był zbyt blisko, ale Hemmings był w tamtym momencie odrobinę przewrażliwiony. Bardzo powoli uchylił do tej pory mocno zaciśnięte powieki, a jego oczom ukazał się wysoki czarnowłosy chłopak, który swobodnie stał w odległości paru kroków od niego, luźno trzymając swoje dłonie wepchnięte w kieszenie kremowych spodni. Był przystojny, to z pewnością, a blondyn nie mógł pozbyć się wrażenia, że już gdzieś go widział. Że go rozpoznał.

I zorientował się dopiero po chwili. To był brat Kaia, jedna z Bet Michaela. Zupełnie zapomniał jego imienia, ponieważ było dziwne i do tej pory nie interesował się jego postacią, ale wiedział, że był mu ogromnie wdzięczny za ratunek. Nie wiadomo, co by się z nim stało, kiedy tamten Alfa by się nim zajął. Wolał o tym nie myśleć, istniało wysokie prawdopodobieństwo, że nawet by tego nie przeżył, a Luke cenił swoje życie.

— A ty, młody, lepiej wracaj do domu — powiedział i odwrócił się, zostawiając trzęsącego się nastolatka samego. Blondyn był zbyt zestresowany, aby być w stanie przemienić się, więc zanotował sobie w pamięci, że kiedy będzie już w stanie, powinien podziękować chłopakowi za jego interwencję. Hemmings w tamtym momencie pomyślał nawet, że ma racje i zdecydowanie powinien właśnie w tamtym momencie powrócić do domu. A tym samym, do Michaela.

Szybko się zebrał i pognał przez środek wioski, nie oglądając się za siebie. Biegł, aż nie natrafił na duży, biały dom, który zamieszkiwał Alfa. Z wielkim trudem zmienił swoją postać, co było chyba dwa razy bardziej bolesne niż zazwyczaj, i niepewnym krokiem przekroczył próg otwartego mieszkania.

Wyczuwał w nim obecność starszego mężczyzny po jego specyficznym zapachu, ale nie potrafił dokładnie stwierdzić w jakim pomieszczeniu się znajdował. Luke nie miał kompletnie siły. Szybko skierował się do sypialni i nawet nie kłopocząc się z kąpielą, a szkoda, bo miał świeżo zmienioną pościel, wskoczył na łóżko i zakopał się w kołdrze po sam czubek głowy. Tak czuł się zdecydowanie bezpieczniej, dlatego, kiedy tylko usłyszał czyjeś kroki i dźwięk uchylanych drzwi, jego ciało ponownie się spięło.

Wyczuwał Michaela. Potrafił nawet powiedzieć, że stał bardzo blisko niego, zaraz przy samym łóżku, dlatego wychylił nieco czubek głosy, aby móc go zobaczyć. Chciał wiedzieć, czy i on jest na niego wściekły, i czy już doszły do niego wieści o jego wybryku, który nie skończyłby się dobrze bez interwencji Bety. Zastanawiał się, czy to właśnie ten moment, w którym zostanie wyrzucony z watahy.

— A więc jednak tu jesteś — powiedział od razu, kiedy tylko na niego spojrzał. Nie wyglądał na złego, raczej na zmęczonego. jego oczy były przekrwione i delikatnie załzawione, ale to pewnie było normalne. Był Alfą stada, miał mnóstwo obowiązków.

— Jestem — odpowiedział krótko blondyn, a jego głos lekko się załamał. Mike zmarszczył brwi na dźwięk jego słabego, przerażonego głosu, ale postanowił nie komentować tego w żaden sposób. Wiedział, że jeżeli Luke by potrzebował i ufał mu na tyle, powiedziałby mu, a on nie chciał niczego na nim wymuszać.

— A odszedłeś — zauważył błyskotliwie, starając się wydobyć z niego choć małą odrobinkę informacji. Chciał przysiąść na brzegu łóżka, jego własnego łóżka, ale nie zrobił tego, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że Luke'owi by się to nie spodobało. A Clifford był naprawdę zmęczony. Nawet mówienie było dla niego w jakiś sposób trudne.

— Odszedłem.

Zdawkowe odpowiedzi chłopaka wcale nie były łatwe do rozszyfrowania, ponieważ jego usta zasłonięte były przez grubą warstwę pościeli, ale na całe szczęście jakimś cudem Mike zrozumiał.

— Dlaczego więc postanowiłeś wrócić? — zapytał, bezsilnie opierając się o ścianę. Westchnął cicho i przymknął zmęczone oczy, starając się dać im trochę odetchnąć, zanim będzie musiał wrócić do sterty papierów oczekującej go w jego gabinecie.

— Nie miałem gdzie pójść — wyszeptał cicho blondyn, spuszczając swój wzrok i odrobinę głębiej wpełzając pod kołdrę.

Michael wiedział, że dalsza rozmowa nie ma sensu, a sam nie miał czasu.

Powoli opuścił pokój, szepcząc ciche 'dobranoc' przed zamknięciem drzwi, na co w odpowiedzi otrzymał tylko cichy, zduszony przez warstwę kołdry szloch.

.

te 30 tys. wyświetleń pod fxxkin' perfect to serio nie wiem za co

dziękuję!!!

buziiii

do następnego meow

The Boy Who Cried Wolf »Muke« ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora