Wilcze powitanie (3)

558 68 28
                                    

Clifford wystąpił przed przybyłych ludzi, aby przywitać swoją watahę, którą opuścił na prawie całe dwa dni. Widział znajome twarze i uśmiechy na ustach zgromadzonych ludzi. wszyscy powoli zbierali się, aby należycie przywitać przybyłe wilki. Szybko zmienił się w swoją ludzką postać, a mimo że wszyscy raczej przywykli do nagości, zaraz podano mu dresowe spodnie, które szybko wylądowały na jego biodrach. Z nikłym uśmiechem odwrócił się w stronę nowych wilków i rozłożył szeroko swoje ramiona.

—Witajcie w watasze w Sydney —powiedział głośno i wyraźnie, aby każdy mógł z łatwością go dosłyszeć. Powiódł spojrzeniem przez mały tłum, aby chociaż spróbować spojrzeć każdemu z nich w twarz. —Poznaliście już Mingyu —powiedział, kiedy jedna z jego Bet stanęła u jego boku. Mężczyzna o ciemnej karnacji wepchnął dłonie do kieszenie luźnych dresów, które ześlizgiwały mu się z bioder, a Mike mógł przysiąc, że słyszał te westchnienia, kiedy jego obojętne spojrzenie przebiegło przez żeńskie Omegi stojące w jednej grupce. —To on, razem ze swoim bratem, zajmie się przydzielaniem wam nowego lokum i to do niego możecie kierować wszelkie pytania. Oczywiście ja także jestem do waszej dyspozycji, więc nie krępujcie się.

Doskonale wiedział, że bracia Kim są tymi, którzy nawiązują najłatwiejsze kontakty z innymi członkami stada, dlatego to głównie oni zajmowali się sprawami ludu. Im najłatwiej było się z nimi porozumiewać. Nie ukrywał, że działo się to głównie za sprawą ich nienagannego wyglądu oraz niesamowicie wyrzeźbionych ciał, nie umniejszając ich charyzmatycznemu nastawieniu. Chłopcy po prostu mieli to coś w sobie. Dodatkowo pomagał fakt, że młodszy z nich pozostawał jeszcze niesparowany.

Ponownie przeczesał spojrzeniem ludzi przed sobą, starając się dostrzec Cala i Ashtona, którym powierzył w opiece szczególnego gościa. Trochę głupio mu było, że nie znał imienia chłopca, ale to było dość zrozumiałe, skoro podróżowali pod wilczą postacią i jakakolwiek komunikacja była dość skutecznie utrudniona. Wreszcie ich dostrzegł. Blond chłopiec stał sobie, a po jego dwóch stronach stali dwaj strażnicy, jakby pilnujący go. Brunet uśmiechnął się na, to jak komicznie wyglądali, a szczególnie chłopiec po środku z naburmuszonymi, zaróżowionymi policzkami.

—Pozwólcie, że przedstawię wam szczególnego gościa —zaczął, kiedy Bety zaczęły lekko popychać chłopca w jego stronę. Widział, jak ten po raz kolejny zapiera się mocno nogami, dlatego postanowił, że sam się do niego pofatyguje. Takim oto sposobem zrobił parę dużych kroków i już znalazł się u boku Hemmingsa, kładąc na jego ramieniu swoją dłoń. —To jest przyszła Luna naszej watahy.

—Nikt nie pytał mnie o zdanie —wymamrotał niebieskooki pod nosem, na tyle głośno, aby Clifford spokojnie go dosłyszał. W tłumie dało się rozpoznać serdeczne przywitania rzucane w stronę Omegi, na które chłopiec nie raczył odpowiedzieć.

—Proszę, zdradź nam swoje imię —powiedział Michael, nieco mocniej zaciskając swoje place na kościstym ramieniu. Nie spodobało się to chłopcu, który zmarszczył swój nos, patrząc wrogo na wyższego mężczyznę.

Chłopak uparcie milczał, nie chcąc dać za wygraną. Oczywiście, że widział rozbawienie na twarz zgromadzonych, widział także obojętność, przejęcie i paletę innych uczuć. Nie dostrzegał jednak, że ci ludzie chcieli dobrze. Wbrew pozorom wataha Clifforda była zgraną, kochającą się grupą, otwartą na innych, a ich przywódca starał się najlepiej jak mógł, aby zapewnić im dobre, godne życie. A nie jest to takie łatwe bez Luny. Do tego właśnie potrzebny był on.

—Okay. Niech będzie —uśmiechnął się brunet, puszczając go i odwracając się w stronę stojących nieopodal Bet. —Gdzie jest Jongin? —rozglądał się, aż nie dostrzegł w tłumie wysokiego mężczyzny ze szczenięciem w ramionach oraz ładnej kobiety u jego boku. — Kai jest znany z fajnych pomysłów. Myślę, że wymyśli ci jakieś imię. Ej Kai-

— W porządku — mruknął poddańczo chłopiec, widząc rozbawienie tłumu i przepiękny, szeroki uśmiech na twarzy wspomnianego mężczyzny. Chłopiec nie mógł zaprzeczyć, był porządnie zauroczony Kaiem, którego z niewiadomych dla niego przyczyn nazywano także Jonginem. Nie chciał zostać ośmieszony na jego oczach, a jeszcze bardziej nie chciał zostać ośmieszonym przez niego. — Luke.

— Więc Luke, witaj w rodzinie.

A w głowie wysokiego bruneta szumiało tylko jedno imię, nie dając mu w spokoju racjonalnie myśleć. Imię jakby falami zalało jego umysł, ogłupiając go całkowicie i pozbawiając możliwości na pobudkę z niezbyt realistycznego snu.

Luke.

The Boy Who Cried Wolf »Muke« ✔Where stories live. Discover now