Wilcza kara (10)

493 63 23
                                    

Ich oddechy mieszały się ze sobą, co niesamowicie przeszkadzało jednemu z nich. Drugi natomiast był jakby w transie, nie potrafił oderwać spojrzenia od najśliczniejszych tęczówek drugiego, ani choćby poruszyć jednym z mięśni, aby wyprowadzić ich z tej, z pozoru niezręcznej sytuacji. Leżeli na ziemi, nieco przemoczeni.

— Co ty robisz?! Kurwa, zejdź ze mnie?! — Luke nie wytrzymał. Wybuchł, nie mogąc ścierpieć niechcianego ciężaru na własnym ciele. Odepchnął starszego rękoma, choć to i tak niewiele dało. Zdecydowanie więcej zdziałały jego słowa.

Nagle wzrok Alfy stał się zimny i ostry jak stal. jego zaciśniętą szczękę przyuważył nawet blondyn, który z całych swoich sił starał się nie spoglądać na Clifforda. Nie udawało mu się to, co chwila powracał do niego wzrokiem i za każdym razem widział coś kompletnie innego. Widział postępującą złość, która zaraz złagodniała i zastąpił ją dziwny chłód i coś na kształt obojętności, której Luke jeszcze u Michaela nie widział.

Straszy bez słowa oparł swoje dłonie po obydwóch stronach ciała blondyna, skrupulatnie unikając jakiegokolwiek kontaktu cielesnego i szybko podniósł się na równe nogi. Odchrząknął cicho i nie patrząc w stronę chłopca, w dalszym ciągu przebywającego pod prysznicem, szybko zdjął swoją mokrą koszulkę, wrzucił ją do kosza na pranie i niezwłocznie opuścił pomieszczenie, zostawiając w nim zagubionego we własnych myślach chłopca, którego serce biło niewyobrażalnie szybko. Może to będzie duże zaskoczenie, ale przyspieszona praca jego serca była wywołana tylko i wyłącznie strachem.

Michael jeszcze wstąpił do swojej sypialni, wyciągnął z szafy nową koszulkę i wyszedł do salonu, w którym czekał na niego Kai. Beta robiła coś na swoim telefonie, ale kiedy tylko Clifford wkroczył do pomieszczenia oderwał od urządzenia swój wzrok, zablokował ekran i uśmiechnął się promiennie do przywódcy watahy.

— Alfo — skinął swoją głową w jego stronę, choć nadal się nie podniósł. Mike'owi to w żaden sposób nie przeszkadzało. Traktował członków swojej watahy, jak rodzinę i nie czuł potrzeby, aby ci odnosili się do niego z niemal pobożnością, w zupełności wystarczał mu szacunek.

— Co tam, Kai? — mężczyzna usiadł blisko przyjaciela, zarzucając jedno ze swoich ramiona na oparcie kanapy. Przymknął swoje oczy ze zmęczenia i starał się choć trochę zrelaksować.

— W sumie to nic poważnego, nudzi mi się — odrzekł zwyczajnie Kim, przyglądając się Alfie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, choć na jego obliczu wciąż igrał niebezpieczny uśmieszek. — Właściwie to Cathie chciałaby zaprosić was jutro na kolację. Chciałaby się zaprzyjaźnić z Lukiem.

— Zaprzyjaźnić? — dopytywał zielonooki, chcąc usystematyzować swoją wiedzę. Jak do tej pory, ani partnerka Bety, ani sam Luke nie wyrażali najmniejszych chęci ocieplenia swoich relacji. Pozostawali nieznajomymi.

— No wiesz, on jest bratem Jacka, a ona wolałaby mieć z nim dobre relacje. Twierdzi, że nie chce ich od siebie odsuwać — powiedział szybko, cicho śmiejąc się pod nosem. — Jak tam nie uważam, żeby Luke dał się odsunąć. On już ma swój charakterek.

Michael także miał ochotę się zaśmiać i zaraz to zrobił, przyznając mężczyźnie rację. Co jak co, ale ostry charakterek to Hemmings miał, a on zdołał przekonać się o tym na własnej skórze. Clifford właśnie czegoś takiego potrzebował. Dosłownie dwóch minut z przyjacielem na rozładowanie negatywnych emocji, na psychiczny odpoczynek i sekundę śmiechu. Między innymi za to uwielbiał Kaia.

— Dobra, ja będę się zbierał. Widzę, że macie tu gorącą atmosferę — rzucił na odchodnym, podnosząc się z wygodnej kanapy i idąc w stronę drzwi. Może i jego wizyta nie była zbyt długa, ale przeczuwał, że coś stało się pomiędzy Alfą i Hemmingsem, a z drugiej strony i tak już przekazał to, co miał do przekazania, więc mógł spokojnie wracać do domu, gdzie czekała na niego jego kobieta i mały chłopczyk.

— Przekaż Cath, że będziemy! — krzyknął za nim Mike, w odpowiedzi otrzymując głośne trzaskanie drzwiami i jeszcze stłumiony śmiech Kaia, który zdołał usłyszeć nawet zza ściany. Oczywiście, że wiedział, że odmowa nawet nie była brana pod uwagę. Nie, kiedy w grę wchodziła partnerka Kima, która mogła się poszczycić równie upartym temperamentem, co przyszła Omega Michaela.

Pozostały w salonie mężczyzna odchylił się na oparcie, przymykając lekko swoje oczy. Na zewnątrz z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej.

Natomiast w sąsiednim pokoju siedział chłopak, który tylko nasłuchiwał chwili, w której towarzysz alfy opuści ich dom. Mimo, że uwielbiał Kaia, nie potrafił spojrzeć mu w twarz po tym, czego mężczyzna był świadkiem. Blondyn czuł się odrobinę oczerniony w jego oczach i nie miał pojęcia, kiedy zdoła normalnie porozmawiać z Betą.

Omega wychyliła swoją głowę zza drzwi, spoglądając w stronę siedzącego mężczyzny. Podejrzewał, że Michael powoli zasnął na kanapie, ponieważ zanim on odważył się wyjrzeć do salony minęło już parę długich minut. Luke przełknął ślinę i powoli wszedł do salonu, siadając w pewnej odległości od Clifforda. Czuł poruszenie jego ciała, a mimo to Alfa nie otworzył oczu, tylko odsunął się od blondyna jeszcze bardziej, niemal na samą krawędź sofy.

— Cześć — powiedział siedemnastolatek cicho, jednak nie doczekał się odpowiedzi ze strony Clifforda.

Starszy po chwili bezczynnego siedzenia uchylił powieki, zerkając w stronę Omegi, która prezentowała się tak żałośnie. Luke naprawdę był przyzwyczajony do tego, że Mike zawsze poświęcał mu maksimum swojej uwagi, dlatego kiedy nagle został zlekceważony czuł się bardzo źle. Siedział cały spięty, z dłońmi wetkniętymi między własne uda i smutnymi oczętami wlepionymi w sylwetkę Alfy. Naprawdę nienawidził, kiedy Mike tak robił, a przecież był to pierwszy taki przypadek. On już wiedział, że tego nienawidzi.

— Ej, o co ci chodzi? — zapytał, nagle czując przypływ odwagi spowodowany złością na Michaela. No, bo serio, jak on w ogóle śmiał lekceważyć młodą Omegę? To było nie do pomyślenia i zupełnie karygodne.

Nie uzyskał nawet jednego, zmęczonego spojrzenia w odpowiedzi. Jedno, wielkie nic. Clifford westchnął i podniósł się na proste nogi, przeciągając się. Oblizał swoje usta, które nagle stały się tak spierzchnięte, że aż nieprzyjemne. Zachowywał się tak, jakby Luke był tylko powietrzem, niczym więcej.

— Proszę, powiedz mi — załkał cicho chłopiec, znajdując się na granicy załamania. Był taki smutny! Jego oczka świeciły nieprzyjemnie od nagromadzonych w nich łez, a jego poliki były niemożliwie rumiane.

Clifford czuł, że nie wytrzyma, choć dobrze wiedział, że jako Alfa stada nie może ulegać pierwszej, lepszej Omedze. Jednak co on mógł poradzić na to, że Luke nie był pierwszy, lepszy? Nie był jakąś zwyczajną Omegą. Był Bratnią Duszą Michaela, a Clifford cierpiał wtedy, gdy cierpiał Luke i nie potrafił patrzeć na to bez grama emocji.

Westchnął ze zrezygnowaniem, decydując się na udzielenie krótkiej odpowiedzi. Byleby tylko blondyn przestał patrzeć na niego w podobny sposób.

— To twoja kara, Luke — powiedział spokojnie, mierząc zdezorientowanego chłopca uważnym i w dalszym ciągu nieco zimnym spojrzeniem.

— Kara? W jaką chorą grę ty się bawisz? — szepnął w odpowiedzi młodszy, nie potrafiąc ukryć tego, że jego dolna warga niebezpiecznie drgała. On tylko chciał odrobinki uwagi.

— Kara za nieładne słownictwo. Nie toleruję takiego zachowania w moim domu. A teraz przepraszam, ale nie mogę z tobą rozmawiać.  


.

witam :)

jak się czujecie?

jecie dużo owocków?

wszyscy zdrowi?

wgl to zostałam dzisiaj psią mamą. Moja suczka się oszczeniła jakiś tydzień temu, a teraz zachorowała i nie ma mleczka :'( więc ja karmię całą szóstkę maluchów z butelki i to średnio co godzinę

fajnie, nie powiem

do następnego meow

The Boy Who Cried Wolf »Muke« ✔Where stories live. Discover now