28. Straceni cz.1

443 31 0
                                    

Gdy ogień zgasł nastała już noc. Wróciliśmy w to samo miejsce gdzie zostawiliśmy samochody.

-Dobrze wiesz że Lucian nie spocznie póki tego nie zakończy. Chyba nie pozwolisz mu na to?- zapytał mnie Kai.

-Nie, nie pozwolę. Musimy go znaleźć ale teraz trzeba odpocznąć.

-Może zatrzymajcie się u nas? Tak łatwiej będzie omówić plan i będzie znacznie bezpieczniej.- wtrącił się Sam.

-To nie jest najlepszy pomysł.- krzywo się uśmiechnęłam by zrazić go do tego pomysłu. Nawet nie macie pojęcia kogo chcecie wpuścić, oni nie są zwykłymi łowcami. Widać że nie są zadowoleni że mam nowych znajomych, zawsze byli zazdrośni o moje relacje z innymi. Dlatego mam obawy że będąc w jednym pomieszczeniu nic dobrego z tego nie wyniknie.

-Sam ma rację, tak będzie lepiej.-Dean poparł swojego brata w tej kwestii. Co za idioci. Czy moja mina za słabo wyraża niechęć do tego pomysłu?

-Skoro nie macie nic przeciwko to bardzo chętnie skorzystamy, prawda chłopcy?- powiedziała z szalonym uśmieszkiem rudowłosa. Zapytała Kaia i Izaaka o ich zdanie, oni z przyjemnością przyjęli propozycje.

Mam nadzieję że nic złego się nie stanie. Choć moja intuicyjna podpowiada mi że to dopiero złego początek. Wydarzenia które nastąpią zduszą jakąkolwiek chęć życia.

~~~

Bunkier, następny dzień

Wszyscy siedzimy w głównym pomieszczeniu. O dziwo żadnych nie miłych z niesnasek nie było. Wręcz przeciwnie dogadują się ze sobą. Rozmawiają jakby byli starymi znajomymi. Przyglądam się im, jako jedyna nic nie mówiąc i piję kawę. Najbardziej dziwi mnie że Kai normalnie rozmawia z Sam'em. Nawet żartują jakby wczorajszy pogrzeb wcale się nie odbył i że wcale nie musimy opracowywać planu powstrzymania Luciana.

-Wystarczy, lepiej zacznijmy zastanawiać się nad planem.- powiedziałam przerywając ich rozmowy. Odstawiłam kubek i przyjęłam poważną minę.

-Oczywiście.- rzekł aksamitnie Kai- Wiemy gdzie prawdopodobnie może się ukrywać Lucian.

-Prawdopodobnie?- uniosłam ze zdziwienia brew do góry. Przecież Kai zawsze jest pewien wszystkiego co mówi, jest w tym niezawodny. Kolejna czerwona lampka mi się zapaliła w głowie mówiąca, że coś tu nie pasuje. Oni zawsze umieli zdobyć wszystkie i prawdziwe informacje. Zmrużyłam oczy przyglądając się szczegółowo mimice ich twarzy, aby znaleźć jakąś poszlakę. Niestety straciłam już tą werwę co kiedyś, gdy potrafiłam wyczuć kłamstwo zanim ta osoba skończyła swoją wypowiedź. Siedziałam tak chwilę nie zwracając uwagi na dziwne spojrzenia Winchester'ów.

-Stary magazyn na obrzeżach Winsson, jakieś trzy godziny stąd.- powiedziała Sabrin poprawiając pozycję na krześle i bardziej uwydatniając swój dekolt. Po wypowiedzi spojrzała zalotnie na Dean'a, któremu wcale to co ona robi nie przeszkadza.

-Zgaduję że macie już jakiś plan.

-Jak zawsze.- posłałam Kai'owi sztuczny uśmiech, który odwzajemnił ale w sposób normalny- Podzielimy się na dwie grupy po trzy osoby. Jedni wejdą od tyłu, a drudzy od przodu. Lucian jest tylko jeden, więc nie powinno być większego problemu.

-Oczywiście że jest problem, bo niemówicie całej prawdy o Lucia'nie.- zauważyłam drgnięcie powieki u Sabrin, czyli jednak coś ukrywają.

-Woleliśmy nie mówić ci od razu. Lucian stał się demonem, nie wiemy jak dokładnie do tego doszło.- powiedział Kai.

Jak to się stało? Czy on naprawdę postanowił zaprzedać swoją duszę, na to wygląda. Cała ta nasza rozmowa jest utrzymywana w atmosferze służbowej, jakbyśmy załatwiali jakieś biurowe czy coś w tym stylu sprawy.

-Pojedziemy tam jutro. Lepiej idźcie się wyspać.- wstałam od stołu i ruszyłam do swojego pokoju.

~~~

Zerwałam się z łóżka zlana potem, koszmar. Już przestały mnie dręczyć, a teraz gdy wrócili przynieśli je z powrotem. Jest prawie druga w nocy. Wstałam i poszłam do kuchni napić się. Wlałam do szklanki wodę i usiadłam przy stole, napiłam się czując lekką ulgę w gardle. Przyśniły mi się twarze opętanych przez demony ludzi, których zabiłam z zimną krwią oraz błagające o litość potwory, które mówiły że nic złego nie zrobiły i że żyją bez zabijania ludzi. Wtedy mnie to nie obchodziło potwór to potwór i nic tego nie zmieni. Nawet nie zauważyłam kiedy sama zaczęłam się nim stawać. Teraz inaczej patrzę na to wszystko, według mnie potworem jest ten kto postępuje jak potwór, a nie ten który się nim urodził.

W kuchni zapaliłam tylko lampkę przy stoliku aby światło zbytnio nie raziło i aby był przyjemny półmrok.

-Monic?- spojrzałam na właściciela tego głosu. Uśmiechnęłam się widząc w drzwiach Sam'a w koszulce i dresowych spodniach z rozczochranymi włosami. Przetarł zaspane oczy i ziewnął. Rozczulający widok. Nieważne co ma na sobie i tak świetnie w tym wygląda.

-Sammy, czemu nie śpisz?- powiedziałam delikatnie aby nie rozbudzić szatyna jeszcze bardziej.

-Byłem w toalecie. A ty czemu?- odwróciłam wzrok, w tej chwili kubek z wodą stał się bardzo interesujący. Zagryzłam wargę gdy Sam usiadł przy stole na przeciw mnie i zaczął natarczywie mi się przyglądać. Złapał moje dłonie w swoje, zarumieniłam się.

-Przyśnił ci się koszmar, prawda?- przytaknęłam głową nadal nie patrząc na niego.

-Byłam wtedy zaślepiona zemstą, tylko ona się liczyła. Narobiłam bałaganu, a teraz muszę go sprzątnąć. Boję się, że to źle się skończy.- z załzawionymi oczami spojrzałam na niego. Ten mocniej ścisnął moje dłonie i pochylił się w moją stronę.

-Będzie dobrze. Nie pozwolę by coś złego ci się stało.- użył tego swojego kojącego tonu, który zawsze działa na mnie uspokajająco, ale tym razem nie do końca podziałał.

-A obiecujesz że powstrzymasz mnie przed zrobieniem czegoś złego?- w pierwszej sekundzie zdziwił się moimi słowami ale w kolejnej z determinacją w głosie powiedział.

-Obiecuję.

-Dziękuję. Za wszystko.

Wstałam i podeszłam do szatyna. Ucałowałam go w policzek i skierowałam się do swojego pokoju.

~~~

Winsson, opuszczony magazyn, popołudnie

Dojechaliśmy na miejsce po trzech godzinach. Dzisiaj wyjątkowo pogoda postanowiła zepsuć nam jeszcze bardziej humor. Zachmurzone niebo, sprawiło że bez jakiegokolwiek promienia słońca jest dość ciemno jak na tak wczesną godzinę. Do tego wieje wiatr, który uderza o poluzowane elementy magazynu tworząc dźwięki jak z horroru, a do tego kropi deszcz. Widać że niebo nie jest po naszej stronie. W taką pogodę najlepiej zostać w domu, a nie pakować się w paszczę lwa. Wysiedliśmy z samochodów. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Ja, Sam i Kai wchodzimy od tyłu, reszta frontowymi drzwiami.

Ustałam w miejscu patrząc na niebo z nadzieją na jakiś znak, cokolwiek. Niestety jedyne co otrzymałam to kolejne krople deszczu zderzające się z moją twarzą. Westchnęłam wycierając twarz i ruszyłam za chłopakami z myślą o najgorszym.

Wyważyliśmy tylne drzwi. Z bronią wystawioną przed siebie weszłam jako pierwsza. Rozejrzałam się, ręką dałam znać że jest czysto. Przeszłam przez kolejny korytarz. Zatrzymałam się bo nie usłyszałam za sobą żadnych kroków. Odwróciłam się, spojrzałam w miejsce, w którym powinni stać Sam i Kai ale ich nie ma. Przeklnęłam w duchu i wtedy poczułam tępy ból z tyłu głowy. Upadłam na ziemię tracąc przytomność.

Supernatural Life | S. W. | ZawieszonaWhere stories live. Discover now