– Moje biedne skarby – mówi Louis cicho pod nosem. – Dalej, chodźmy na dół przygotować ci jakieś śniadanie. Późnej weźmiemy auto i pojedziemy do szkoły.

    Więc ich dwójka ospale schodzi na dół, z dłonią Louisa ułożoną asekuracyjnie na plecach mniejszego. Szatyn podaje Harry'emu banana, zanim idzie do salonu i wita się z mamą, biorąc ze sobą Erniego i wracając do kuchni.

    – Zajmiesz się Erniem, kiedy ja zrobię dla was śniadanie? – pyta Louis z wszystkowiedzącym uśmieszkiem. Harry strasznie zżył się z bliźniakami i Tomlinson żyje dla ich wspólnych momentów. Brunet kiwa gorliwie głową i bierze od niego chłopca, sadzając go na swoim brzuchu i uśmiechając się szeroko.

    – Cześć, kochanie – grucha i dziecko uśmiecha się do niego. Louis kieruje się w stronę lodówki, głaszcząc Harry'ego po plecach, gdy koło niego przechodzi.

    – Owoce?

    – Tak, poproszę.

    Szatyn wyciąga truskawki i jagody, podczas gdy Harry mówi do Erniego wysokim głosem, składając całusy na jego twarzy, przez co maluch chichocze. Louis stwierdza, że dziecięcy chichot jest jego ulubionym dźwiękiem, na równi z chichotem Harry'ego.



    Harry i Louis idą do szkoły, trzymając się za ręce. Podchodzą do grupki koleżanek kędzierzawego, które rozpływają się nad tym, jak uroczo razem wyglądają. Louis całuje chłopaka w policzek i mamrocze do jego ucha, na co Harry zapewnia go, że czuję się dobrze, i że da sobie radę w pojedynkę przez resztę dnia.

    Więc szatyn odprowadza go na zajęcia, zanim kieruje się na swoje, które, na całe szczęście, mieszczą się w salach dość blisko tych, w których odbywają się lekcje bruneta. Przypomina zielonookiemu, żeby napisał do niego, gdyby coś go bolało czy działo się cokolwiek innego, i w taki sposób mija im dzień.

    Spotykają się po zajęciach przy szafce Louisa. Harry wygląda na śpiącego i obolałego, gdy szatyn przyciąga go do uścisku. Całuje czubek jego głowy i prowadzi w stronę parkingu, obracając go od członków drużyny bejsbolowej, którzy zerkają na niego, po czym spoglądają na siebie i szepczą coś między sobą. Louis ma ochotę rozpieprzyć im wszystkim nosy ich głupimi kijami bejsbolowymi za patrzenie na Harry'ego w taki sposób.

    – Jak będziemy wracać, możemy zatrzymać się na chwilę w parku? – pyta zielonooki cichym głosem. Louis przytakuje, zerkając na niego ze zmartwieniem, lecz Harry jest obrocony w stronę okna, przez które wygląda.

    Louis zatrzymuje się przy niemal opustoszałym parku, pomagając Harry'emu wyjść z samochodu i prowadząc go jedną z zielonych alejek. Powoli chwyta dłoń chłopaka w swoją i kierują się w stronę skupiska drzew.

    – Wyglądasz na smutnego – stwierdza miękko Louis, zauważając małe zmarszczenie na czole Harry'ego. Brunet spogląda w dół na swoje poruszające się stopy i przełyka ślinę.

    – Te kwiaty są bardzo ładne – mamrocze cichym głosem, ze spojrzeniem wbitym w tulipany wychylające się spod miękkiej marcowej trawy. Louis zaciska usta w prostą linię i ściska dłoń Harry'ego, póki ten na niego nie spogląda. – Luke Hemmings nazwał mnie dzisiaj dziwką. I on, um, groził mi. Ale na pewno nie miał tego na myśli, nic mi nie jest, to nic wielkiego.

    Wspomnienie Harry'ego stojącego w kuchni Reny i Nii Lovelis pojawia się w głowie Louisa. Luke Hemmings bawiący się rąbkiem spódniczki Harry'ego, gdy ten przygryza dolną wargę.

    Louis zatrzymuje się, ciągnąć bruneta lekko do tyłu z powodu ich złączonych dłoni.

    – On co?

    Harry wzdycha.

    – Powiedział, że chce... Mnie zabić. Ponieważ jestem błędem, wybrykiem natury i… – wykrztusza Harry i Louis od razu przyciąga go do siebie, składając pocałunek na jego głowie, kiedy myśli o tym, jak zamordować Luke'a Hemmingsa bez zostania przyłapanym.

    – Tak mi przykro, H – mruczy cicho, pocierając plecy bruneta. – Nie pozwolę, by cokolwiek ci się stało, kochanie, obiecuję. Jednakże musimy zgłosić to do dyrektora.

    – Dobrze. – Harry pociąga nosem przy klatce piersiowej niebieskookiego. – Ch-chcę, by dziecko było bezpieczne.

    – On jest bezpieczny, kochanie, będę go chronił – mówi uspokajającym tonem Tomlinson, całując czubek głowy Harry'ego. – Nie pozwoliłbym, by coś stało się któremuś z was.

    – Dziękuję – kwili Harry. Louis jedynie odchyla się delikatnie, całując drżące wargi chłopaka, pozwalając mu wtulić się w niego jeszcze mocniej, by poczuł się bezpieczniej.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Where stories live. Discover now