Rozdział 15

89 13 8
                                    

6 lipca 2016

James został brutalnie popchnięty do przodu przez parę olbrzymich łapsk i siłą zmuszony do uklęknięcia na twardej i chłodnej podłodze. Z ciemnym workiem na głowie nie widział wiele, ale to nie przeszkodziło jego sprytowi, by zapamiętać drogę do wyjścia poprzez liczenie poszczególnych zakrętów w małym budynku.

Naprawdę nie sądził, że wszystko pójdzie tak gładko.

Generałowi Adamsowi udało się zdobyć piekielnie dobre informacje na temat podejrzanego laboratorium w Glasgow. Zdjęcia satelitarne i potajemnie zebrane materiały kazały Jamesowi sądzić, że laboratorium były własnością The Knights. Nie pomylił się.

Samolotem przelecieli do Montany, ale potem było już trudniej. Dali zwabić się w pułapkę i przewieźć. James z niecierpliwością oczekiwał rozwoju wydarzeń.

Worek z jego głowy został gwałtownie ściągnięty, a jasność pomieszczenia na chwilę go oślepiła. Klęczał pośrodku dużego i przestronnego gabinetu o biało–brązowych ścianach – jedną z nich zajmował wielki ekran. Nie było okien. Na środku stało drewniane biurko, a za nim, na dużym obrotowym krześle, siedział mężczyzna. Był średniego wzrostu, o blond włosach ulizanych do tyłu i chytrym uśmieszku wymalowanym na pobladłej, szczurzej twarzy. Niebieskie oczy z zaciekawieniem wpatrywały się w czwórkę żołnierzy.

– Cieszę się, że dołączyliście. Kapitan Allen i jego drużyna – powiedział mężczyzna z zafascynowaniem, pochylając się do przodu. – Tak wiele słyszałem o was, to zaszczyt.

James szybko spojrzał w bok.

Crugel był wściekły na twarzy i gotów był zabić wszystkich w pomieszczeniu. Jego zaciśnięte w pięści dłonie pobielały na knykciach i drżały niekontrolowanie. Wystarczyłoby, by James spojrzał na niego w odpowiedni sposób lub dał krótki, konkretny sygnał, a Ethan Crugel rozpętałby piekło w pomieszczeniu.

Mina Andersona nie wyrażała nic. Wyglądał nazbyt poważnie jak na ów sytuację. Wpatrywał się w siedzącego na fotelu mężczyznę, od czasu do czasu dyskretnie rozglądając się na boki. Był nazbyt spokojny.

Miller drżał, ale nie ze wściekłości. Rękaw munduru szybko przesiąkał krwią z rany na lewym ramieniu. Pojedyncze krople ostrożnie skapywały co jakiś czas na podłogę. Mimo to Miller dzielnie klęczał, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.

– Kim ty, do diabła, jesteś? – zapytał James, uważnie zerkając na jeszcze dwóch wrogich żołnierzy, stojących za ich plecami tuż przy wejściu. Obaj byli wysocy, umięśnieni w górnych partiach ciała i uzbrojeni. Robili wrażenie bezwzględnych i pozbawionych uczuć.

– Och, no tak, gdzie moje maniery. Major Frost – przedstawił się. – Witam w pomniejszej bazie The Knihgts.

James uniósł brwi w zszokowaniu.

– Naprawdę nie było lepszej nazwy? Inne domeny zostały wykupione? – zapytał Crugel z wyraźną pogardą i kpiną w głosie.

Zaśmiał się, zadowolony z własnego dowcipu, ale major Frost nie podzielił jego poczucia humoru. Mrużąc gniewnie oczy, pstryknął palcami. Jeden z żołnierzy wykonał dwa szybkie kroki i zdzielił Crugela rączką karabinu w żebra i Crugel zawył z bólu, upadając na ziemię.

James powstrzymał się, by nie rozpocząć bójki w tej samej sekundzie. Zamiast tego jego twarz okryła lekka złość, a piorunujące spojrzenie spoczęło na majorze.

– To doskonała nazwa! – kontynuował Frost, jak gdyby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca. – Jesteśmy rycerzami, dążącymi do sprawiedliwości!

Apokalipsa. Czas zagłady [POPRAWKI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz