Rozdział 3

99 15 4
                                    

20 czerwca 2016

James niespokojnie wyjrzał na ulicę przed domem. Tej nocy zasnął tylko dlatego, że Stella wcisnęła mu dwie tabletki nasenne. Nikt nie wiedział, że James miał swoje powody, by być zdenerwowanym. Wszystko wiązało się z atakiem na Biały Dom i jeszcze paroma innymi sprawami, o których James nigdy nikomu nie mówił.

W Atlancie panował względny spokój. Ludzie na osiedlu pędzili do pracy, a cieszące się wakacjami dzieci, bawiły się na podwórkach lub krążyły wokół nadmuchiwanych basenów, chcąc już do nich wskoczyć.

– Tato?

James spojrzał na swoją córkę lekko otępiały.

– Co jest, kochanie?

– O czym myślisz? – zapytała niewinnie. James stwierdził, że nawet z nutellą wokół ust wygląda rozkosznie i niewinnie. Tylko jej rodzice i brat wiedzieli, że Olive pod postacią aniołka skrywa prawdziwego diabełka, który ujawniał się wtedy i tylko wtedy, gdy coś nie szło po jej myśli.

– O niczym ważnym – odparł, siadając obok córki. – A przynajmniej o niczym, czym musiałabyś się przejmować.

Olive pokiwała głową i ugryzła kanapkę, a kolejne porcja nutelli ostała się na jej policzku. James westchnął ciężko i upił ostatni łyk chłodnej już kawy. W tym samym czasie Olive spojrzała na niego kątem oka. Otwarła usta, chociaż on tego nie dostrzegł i szybko je zamknęła.

– Tato, czy ty pojedziesz? – odważyła się zapytać.

James zamrugał zaskoczony.

– A dokąd?

– Gdzieś daleko...

Jamesa objęło czyste niedowierzanie. Zawsze starał się, by Olive nie słuchała i nie patrzyła na wszelkie zdjęcia związane z zamachami, wybuchami i akcjami policyjnymi, jak i wojskowymi. Mimo małego diabełka w sobie miała sporą część wrażliwości Stelli. James nigdy nie chciał zamartwiać córki, uważał, że była za mała na takie rzeczy i w gruncie rzeczy miał rację. Każda wzmianka o czymś niebezpiecznym lub typowo wojskowym sprawiała, że mała zaczynała się bać, a dla Jamesa było to widok trudny. Poza tym Olive szybko łączyła fakty. Gdy działo się coś złego, często był tam i tata, a to oznaczało, że nie ma go przy niej.

– Nigdzie nie jadę – zapewnił ją. – Nie teraz.

– A za chwilę? – dopytywała.

– Nie mam pojęcia. – James odetchnął ciężko. – Trudno jest mi zagwarantować cokolwiek, skarbie. Musisz zrozumieć, że tata może mieć coś do wykonania. To jego praca i obowiązek tak jak twoim obowiązkiem jest chodzenie do szkoły. Nie można się od tego wymigać.

Olive pokręciła nosem.

– Dlaczego ludzie robią złe rzeczy?

James spojrzał na wejście do kuchni z nadzieją, że ujrzy tam Stellę, która przejmie rozmowę, ale jego żona najprawdopodobniej siedziała jeszcze w łazience lub, co było bardziej prawdopodobne, pilnowała, by William dobrze się spakował na wyjazd do Nashville.

– Bo myślą, że robią dobrze – odpowiedział po namyśle, a Olive zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.

– Oni nie wiedzą, że inni odbiorą to inaczej?

James zachował kamienną twarz i udał, że ta rozmowa wcale nie jest dla niego trudna.

– Pamiętasz, jak mama upiekła na święta ciasteczka?

– Te z kolorową posypką? – zapytała ożywiona Olive.

– Tak, dokładnie te. Powiedziała wtedy „Niech nikt nie dotyka tych ciastek aż do jutrzejszego przyjazdu dziadków" i pogroziła nam wszystkim palcem, ale ty – Olive nagle stała się speszona – w nocy wykradłaś się z łóżka i popijając mleko, zjadłaś ciastka i poszłaś spać. – Olive teatralnie odwracała wzrok od ojca. – Jak mama rano wstała, jak się zachowała?

Apokalipsa. Czas zagłady [POPRAWKI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz