Rozdział 6

56 11 4
                                    

25 czerwca 2016

– Mam ekspertyzę dotyczącą tych pocisków – powiedział Anderson, energicznym krokiem wchodząc do niewielkiej salki, gdzie James wraz z drużyną urządzili sobie salę narad. – Były zrobione bardzo dobrze, powiedziałbym nawet, że wyśmienicie. Trudno wykrywalne przez radary, a środki, z których zostały wykonane no... pierwsza klasa!

– Jesteś aż tak bardzo zachwycony bronią naszego wroga? – zapytał Crugel, podnosząc do góry obie brwi. – Może bardziej powinno cię to przerażać?

– Trzeba umieć docenić potencjał przeciwnika – odparł Anderson.

– Jakieś inne wieści? – zapytał James.

– Cóż, wniosek nasuwa się jeden. Mają bardzo dobrą broń i nie mówimy tu tylko o pociskach, a o wszelkiej broni. Pistolety, karabiny, samoloty, bomby, wozy pancerne, czołgi.

– Ale można to jakoś pokonać? – zapytał Miller, opierając się o krzesło.

– Jeszcze nie wymyślili niezniszczalnej broni – zaśmiał się Anderson. – To jest dobre, ale jak wszystko ma swoje wady. Poza tym nikt nie jest niezniszczalny. Któregoś dnia podwinie im się noga. Stanie się coś, co pokrzyżuje im plany, a my będziemy musieli to wykorzystać.

– Co niby mielibyśmy robić do tego czasu? – zapytał Crugel.

James już otwierał usta, by przekazać im swój plan, gdy ponownie odezwał się Anderson.

– Mam jeszcze jedną wiadomość. – James przeniósł swój wzrok na niego. – Idąc tutaj, dostałem to. – Sięgnął po swój tablet. – Tom Dickens nie żyje – powiedział, a na ogromnym ekranie pojawiły się zdjęcia z miejsca wypadku. James poruszył się niebezpiecznie. – Znaleziono samochód w środku nocy na jakiejś bocznej drodze za czterdziestką dziewiątką. Oficjalna przyczyna zgonu, wykrwawienie.

Miller podszedł bliżej, dokładnie przyglądając się zdjęciom.

– Poszarpana rana. Nie zrobiono tego nożem, bardziej... liną.

– Znaleziono linę niedaleko samochodu – kontynuował Anderson. – William zdecydowanie był w tym pojeździe. Znaleźli jego DNA, ale znowu zniknął.

James westchnął ciężko, gdy Crugel podrapał się po brodzie.

– Leżał związany z tyłu samochodu. Ocknął się i chcąc się uratować, mógł przełożyć związane dłonie przez siedzenie. Lina musiała być bardzo stara i ostra, patrząc po ranie. Dickens się tego nie spodziewał, przyłoili w drzewo i siła uderzenia zrobiła swoje.

– Znaleziono tylko krew Dickensa – mówił Anderson. – A to oznacza, że William nie został poważnie ranny. Mógł po prostu uciec.

– Skoro to zrobił, powinien się już odezwać – odparł James z niepokojem w głosie. W końcu tu chodziło o jego syna. – Telefony ciągle działają!

– W samochodzie był telefon – ciągnął Anderson. – Połączenia przychodzące tylko z numerów zastrzeżonych...

– Lub numeru – odparł Miller.

– ... nie do wykrycia.

James pokiwał głową i pomasował czoło. Czuł, że powoli ma wszystkiego dość. Jeszcze parę dni temu oddałby prawie wszystko za zew przygody. Teraz poświęciłby wiele za ciszę i spokój oraz kubek gorącej kawy.

– Młody zostaw internet w spokoju i skup się na tym – powiedział Crugel, klepiąc Jareda w ramię. Do tej pory siedział cicho przy swoim laptopie i za bardzo pochłonięty własnymi sprawami, tylko jednym uchem słuchał toczącej się rozmowy.

Apokalipsa. Czas zagłady [POPRAWKI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz