Rozdział 20

14 2 0
                                    


10 lipca 2016

Dolly przeklęła głośno, uderzając stopą o oponę samochodu. Skończyło się paliwo, a choć szukała ropy w pobliskich domach, niczego nie znalazła. Została więc skazana na kontynuowanie podróży pieszo.

Naprawdę nie chciała zostawiać samochodu. Był jej jedyną osłoną przed deszcze, słońcem oraz wiatrem. W nocy czuła się w nim względnie bezpiecznie. No i nie musiała targać wszystkich rzeczy ze sobą. Jeśli zostawi samochód, a nie miała innego wyjścia, będzie musiała szukać na noc bezpiecznego schronienia. Całe szczęścia było lato, a noce upalne, więc w razie problemów z lokum, mogła sypiać pod gołym niebem.

Jeszcze raz kopnęła w samochód sfrustrowana, a potem ruszyła przed siebie, mocno zaciskając dłonie na paskach od plecaka. Przejechała spory kawałek, a według jej obliczeń miejsce, o którym wspominał Dexter, powinno być już blisko.

Dolly przyłapywała się na tym, że dużo o nim myślała. Przez chwilę rozważała nawet zawrócenie i upewnienie się, że już nie żył, ale uznała to za niepotrzebne marnotrawco czasu. Wściekłość z powodu wyznania Dextera nadal jej nie opuściła. Zagłuszyła rozpacz po śmierci rodziców, co było jej jednym pozytywnym aspektem. Dolly pluła sobie w twarz za brak wcześniejszego zorientowania się, że coś było nie tak; że Dexter ukrywał przed nią kilka faktów.

Tułaczka w pojedynkę zaczynała być jej uciążliwa. Marzyła, by się do kogoś odezwać, o czymś porozmawiać. Natrafiła na swoje drodze tylko zarażonych ludzi i zawsze starała się ich omijać szerokim łukiem. Choć kul miała jeszcze sporo, wolała zachować je na inną, bardziej krytyczną okazję. Jeszcze nie myślała, co zrobi, gdy amunicja się skończy. Liczyła, że odnajdzie tajemniczą Nację X i tam bezpiecznie o tym pomyśli.

Przyłapywała się też na tym, że myślała o Alecu. Bywały momenty, w których żałowała, że z nim nie pojechała, ale szybko mentalnie się policzkowała. Alec pozwolił, by umarło wiele niewinnych osób w tym jej rodzice i jakoś nie potrafiła się z tym pogodzić. Mogła mieć jedynie nadzieję, że dokądkolwiek się nie udali, Riley już dawno zdechł zasłużoną, bolesną śmiercią.

Szła długie godziny, nie pozwalając sobie nawet na odrobinę wytchnienia, gdy dostrzegła jezioro, a obok pole kampingowe, pełne białych kamperów. Chciała wierzyć, że było to bezpieczne miejsce, gdzie odpocznie i trochę zje, ale brzęcząca w uszach cisza nie przekonywała ją do tego pomysłu. Wydawało jej się podejrzane, że wokół kamperów nie kręcą się ludzi, nie bawią się dzieci. Trzymając colta w pogotowiu, zbliżała się powoli do obozu. Gdy zajrzała przez okno do pierwszego z wozów, nikogo w środku nie dostrzegła. Drugi też świecił pustkami, a w trzecim jedyną żywą duszą był kot – stary i wygłodniały, bo ledwo dostrzegł Dolly, a zaczął miauczeć przeraźliwie, domagając się, by go nakarmiono. Dolly go zignorowała.

W końcu natrafiła na pierwsze zwłoki i szturchnęła je czubkiem buta, upewniając się, że to na pewno był trup, a potem ruszyła dalej, napotykając się na kolejne ślady masakry. Coraz częściej dostrzegała krew i Dolly uważała, by się nie ochlapać lub nie ubrudzić.

Przeszła za kolejny kamper, gdy paskudna, oropiała twarz, wyskoczyła zza rogu. Dolly wrzasnęła, w odruchu pociągając za spust i miedziana kula przeszyła ciało stwora na wylot. Hałas sprawił, że wokół rozbrzmiały pierwsze charknięcia oraz warczenia. Dolly postanowiła nie czekać i wzięła nogi za pas.

Dopiero opuszczając pole kempingowe, zauważyła, że goniło ją co najmniej dziesięciu stworów. Była pod wrażeniem, jak szybcy byli. Jej tężyzna fizyczna ledwo dawała sobie radę.

Kilka raz obróciła się za siebie, oddając niecelne strzały. Ze złością pomyślała, że zmarnowała cenne naboje. Rozważała zatrzymanie się i wystrzelanie stworów jak kaczki, ale szybko uznała to za nierozsądne. Stwory miały przewagę liczebną oraz dominowały pod względem sprawności fizycznej. Jedyne, co Dolly pozostało, to biec, ile sił w nogach i liczyć na cud.

Apokalipsa. Czas zagłady [POPRAWKI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz