– Może ktoś go zaciążył – wtrąca pogodnie Stan, wgryzając się w swoją kanapkę.

    – Jestem zaskoczony, że nikt wcześniej tego nie zrobił – odpowiada z uśmiechem Niall. – Widzieliście jak on się zachowuje na imprezach.

    Twarz Louisa jest gorąca, a jego dłonie drżą, kiedy wstaje i wybiega ze stołówki.



    – Hej – wita się Harry, wychodząc ze szkoły ze swoim różowym plecakiem. Louis jedynie uśmiecha się i idą w kierunku samochodu bruneta. Kiedy tylko siadają w jego wnętrzu, rozbrzmiewa telefon Tomlinsona.

    – Halo? – odbiera, widząc, że dzwoni Dan.

    – Louis, twoja mama zaczęła rodzić – mówi mężczyzna, brzmiąc na spanikowanego. – Czy, ah, czy możesz przyjechać do szpitala? Dziewczynki już tutaj są, ale nie ma nikogo, kto mógłby mieć je na oku, więc cię tutaj potrzebujemy.

    – Um, okej – odpowiada szybko. – Ale Harry jest ze mną.

    – To okej, to w porządku, po prostu się pospiesz, proszę.

    – Tak, już jedziemy – mówi, a Harry marszczy brwi. Louis rozłącza się i spogląda na niego. – Mama zaczęła rodzić, jedziemy do szpitala.

    – Oh! – piszczy Harry, kiedy Louis wycofuje z parkingu.

    – Muszę zabrać cię ze sobą – mamrocze niebieskooki, patrząc na Harry'ego przepraszająco. – Dziewczynki są same i nie chcę, żeby musiały siedzieć tak dłużej, niż to wymagane.

    – W porządku – zapewnia Harry, włączając odtwarzacz. Marszczy nos, kiedy zaczyna lecieć muzyka pochodząca z telefonu Louisa połączonego z odtwarzaczem przez Bluetooth. – Co to, do diabła, jest?

    – Gorillaz – odpowiada ze śmiechem. – Some Kind of Nature.

    – I ty nabijałeś się z mojego gustu muzycznego – fuka kędzierzawy. Louis udaje naburmuszonego, wydymając przy tym dolną wargę. Harry mimo wszystko nie zmienia piosenki, pozwalając jej dalej lecieć.

    – Opowiedz mi coś o tym zespole – żąda, obracając się lekko, by móc patrzeć na Louisa. Szatyn mruczy, zastanawiając się nad tym, co mógłby mu powiedzieć.

    – To praktycznie cztery animowane postacie wykreowane przez dwóch kolesi – tłumaczy. – Um, jeśli dobrze pamiętam, mają na imię Murdoc, 2-D, Russel i Noodle.

    – Powinniśmy nazwać nasze dziecko Noodle – odpowiada Harry i Louis śmieje się.

    – Raczej nie chciałbym, żeby nasze dziecko było ofiarą wyśmiewania – śmieje się. Lubi to, jak zwyczajnie Harry rozmawia o dziecku, jakby nie było to coś, czym powinni się stresować; to niemal uspokajające.

    Po chwili są już w szpitalu i biegną do poczekalni na oddziale położniczym. Siedzą tam dziewczynki, wszystkie wydają się mieć jakieś zajęcie. Daisy unosi wzrok i uśmiecha się.

    – Loueh! Harreh!

    – Cześć, dzieciaku – mamrocze Louis, unosząc Daisy i podając ją Harry'emu. Po tym bierze Phoebe i trzyma ją blisko siebie, wiedząc, że dziewczynka zrobiła się zazdrosna o drugą parę bliźniąt i czuje, jakby cała reszta nie dbała o nią wystarczająco. Louis stara się przez to zwracać więcej uwagi na nią i Daisy.

    – Jak z mamą? – pyta Louis Lottie, która unosi wzrok znad telefonu i wzrusza ramionami.

    – Dobrze. Jakieś kilka minut temu odeszły jej wody – odpowiada nastolatka. – Dan nic nam nie powiedział, nie wychodził z tamtego pokoju przez ostanie dziesięć minut, ale słychać stamtąd głosy położnych.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Where stories live. Discover now