– Jesteś podekscytowany posiadaniem większej ilości młodszego rodzeństwa? – pyta Harry, sięgając dłonią i dotykając liścia na drzewie, które Louis posadził w wieku sześciu lat.

    Szatyn wzrusza ramionami.

    – Nigdy tak naprawdę nie byłem w centrum uwagi, um… – Harry kiwa głową, spoglądając na Louisa z małym uśmiechem. – Ale naprawdę lubię niemowalki i małe dzieci i posiadanie ich w domu. Moja mama tak samo, oczywiście.

    Harry ponownie kiwa głową, przenosząc spojrzenie z powrotem na niebo.

    – To będą chłopcy czy dziewczynki? – pyta cicho.

    – Po jednym – odpowiada, także patrząc w gwiazdy. – Myślę, że Dan chciał same dziewczynki, ponieważ kocha spędzać czas z Phoebe i Daisy, ale mama nie dba o to, jakiej płci będą.

    – Mój tata chciał mieć dwóch chłopców – mówi cicho brunet, patrząc na swoje stopy. – I był taki szczęśliwy, kiedy się urodziłem. Jak, na poważnie, kupował mi kije do bejsbolu i piłki futbolowe nawet zanim w ogóle zacząłem chodzić. Ale wydaje mi się, że od zawsze kierowałem się w inną stronę, o wiele bardziej wolałem bawić się rzeczami mojej siostry, a to go denerwowało. Nawet bez tego był kutasem. Mama powiedziała mu, żeby się odpieprzył, i tak zrobił. Od tamtej pory go nie widziałem.

    Louis kiwa głową.

    – Mój tata odszedł zanim się urodziłem – wyznaje. – I wtedy mama poznała mojego ojczyma Marka, którego nazwisko noszę w zamian nazwiska mojego biologicznego ojca, które brzmi Austin. Rozwiedli się z Markiem po tym jak urodziła Lottie i Fiz, a późnej wyszła za Dana i mają wspólnie Phoebe i Daisy.

    Harry mruczy i kiwa głową.

    – Twoja mama wydaje się być cudowna – mówi cicho, spoglądając na Louisa. Szatyn przytakuje i uśmiecha się, gdy patrzy na drugiego chłopaka.

    – Jest cudowna – odpowiada. Harry wraca wzrokiem na drzewo, dostrzegając rosnące na nim jabłka. – Powiedziałbym ci, żebyś sobie jedno wziął, ale nie wydaje mi się, że dasz radę jakieś dosięgnąć.

    – Ej! – Harry sapie z oburzeniem, ale śmieje się. Unosi wzrok i sięga po jabłko, lecz Louis ma rację – nie może żadnego dosięgnąć. Brunet wydyma wargi. Tomlinson decyduje się na bycie śmiałym, a jest to coś, czego nie robi zbyt często. Podchodzi do Harry'ego i unosi go do góry za biodra, tak jak robi często ze swoimi młodszymi siostrami. Zielonooki piszczy i śmieje się, sięgając po jabłko i uśmiechając się, kiedy chwyta je w dłoń.

    – Dobrze się czujesz? – pyta Lou, gdy odstawia Harry'ego na ziemię, obserwując, jak chłopak ogląda jabłko z każdej strony. Harry przytakuje, rzucając mu uspokajający uśmiech.



    Louis nie jest w stanie wyobrazić sobie, że ta kobieta potrafiła wyrzucić z domu własnego syna.

    Nie mówi ani słowa do żadnego z nich przez czas, jaki spędzają na noszeniu małych pudełek z rzeczami Harry'ego do ciężarówki Louisa, lecz wydaje się być cudowna, naprawdę. A jej przeogromny dom jest równie cudowny. Dom Louisa także jest spory, lecz nie taki ładny. Wszystko tutaj jest albo białe, albo szklane i całość wydaje się być niesamowicie czysta.

    Pokój Harry'ego jest dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażał go sobie. Ściany są białe, lecz wszystko inne jasnoróżowe. Harry wygląda na naprawdę smutnego, kiedy pakuje swoje rzeczy, i szatyn naprawdę chciałby wiedzieć, co powinien w takiej sytuacji zrobić, ale jest inaczej.

    – Myślę, że to już ostanie – odzywa się Tomlinson, kiedy pokój wygląda na całkiem pusty. Zostawili kilka rzeczy, lecz większość z nich zabierają do Louisa, który ma w planach przemeblowanie swojej sypialni, by obaj pomieścili w niej swoje rzeczy.

    Harry przytakuje, patrząc w dół na drewnianą podłogę i wzdychając. Nie wziął wszystkich ubrań, mówiąc, że i tak niedługo nie będą na niego pasowały, lecz zabrał wszystko, co Louis uznał za ładne.

    – Wszystko okej? – pyta cicho szatyn, obserwując, jak Harry przełyka ciężko i rozgląda się po pokoju. Brunet kiwa głową, przygryzając usta.

    – Spójrz w górę – mówi, wskazując na miejsce nad głową Louisa. Szatyn robi to, widząc ogromny świetlik w kształcie okręgu. – Obserwowałem tutaj gwiazdy każdej nocy. A kiedy było pochmurno, nie spałem, czekając aż chmury choć trochę się przesuną, tylko po to by móc je zobaczyć. – Harry spogląda w dół i uśmiecha się smutno. – Tego będzie mi brakować najbardziej.

    Louis marszczy brwi.

    – Cóż, nie mam bajeranckiego świetliku ani nic – przyznaje ze wzruszeniem ramion – ale będę wychodził z tobą na zewnątrz, nawet kiedy będzie padało, i będę czekał z tobą, byś mógł zobaczyć gwiazdy.

    Harry patrzy na Louisa z wielkim uśmiechem i szatyn stwierdza, że jego serce właśnie się roztopiło. Szybko oddaje uśmiech, a Harry ostani raz rozgląda się po swoim pokoju, zanim podąża za Louisem do samochodu.

    – Kocham cię mamo – mówi cicho Styles, zanim odjeżdżają. Mama Harry'ego nic nie odpowiada, ale można z łatwością zauważyć, że jej ramiona lekko opadają, gdy obraca się do nich tyłem. Po tym Harry opuszcza rodzinny dom.


    – Louis kochanie, mógłbyś zająć się Phoebe i Daisy, kiedy ja i Dan wyjdziemy? – pyta z ciepłym uśmiechem Jay, kiedy Louis wchodzi z jednym z pudeł Harry'ego, z brunetem depczącym mu po piętach.

    – Pewnie – odpowiada radośnie, na co uśmiech Jay powiększa się. Całuje go w policzek, żegna się z Harrym, po czym opuszcza dom.

    – Skoczę po resztę pudeł – upiera się Louis, patrząc na to, że zostało ich tylko około pięciu. – A ty możesz pójść do salonu?

    Harry niemal protestuje, ale jest dość zmęczony, więc jedynie przytakuje i kieruje się w stronę salonu. Louis kursuje pomiędzy domem a samochodem do czasu, aż wszystkie pudła stoją ułożone koło schodów. Decyduje się zanieść je na górę później, żeby przy okazji pomóc Harry'emu w rozpakowywaniu ich.

    Idzie do salonu, gdzie znajduje Stylesa, który robi Phoebe warkocze, i Daisy, która to wszystko obserwuje i rozmawia z brunetem o jakiejś lalce, którą widziała w telewizji i którą chciałaby mieć.

    – Cześć – wita się z nim radośnie Harry, a Phoebe macha do niego. Daisy dalej mówi, ignorując obecność Louisa. Szatyn uśmiecha się i obserwuje, jak Harry rozmawia z Daisy, wydając się być szczerze zainteresowany tym, o czym mówi dziewczynka.

    – Biorę się za robienie obiadu – decyduje Lou. – Jakieś życzenia, Harry?

    – Um. – Zielonooki rumieni się. – Tak jakby od samego rana mam ochotę na gryfy.

    Louis wie, że Harry ma ciążowe zachcianki, lecz nie wydaje mu się, by chłopak zdawał sobie z tego sprawę. Uśmiecha się i kiwa głową, przyzwyczajony do znoszenia zachcianek swojej mamy przez ostatnie kilka miesięcy.

    – Pewnie, brzmi dobrze – odpowiada i Styles uśmiecha się szeroko.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Where stories live. Discover now